Morderstwo na dworze - Грейс Фиона страница 7.

Шрифт
Фон

Kiedy paczka zniknęła w skrzynce na listy, Lacey przypomniała sobie, w jakim celu tu przyszła – musi kupić nowe ubrania. Już miała wyruszyć na poszukiwania butiku, kiedy jej uwagę przykuła wystawa sklepu znajdującego się za skrzynką. Przedstawiała plażę w Wilfordshire, z molem sięgającym w głąb oceanu, a wszystko wykonane było z pastelowych makaroników.

Lacey w momencie pożałowała zjedzonego wcześniej rogalika i wszystkich skosztowanych krówek, bo na ten widok zaczęła cieknąć jej ślinka. Zrobiła zdjęcie i wysłała je do “Dziewczynek Doyle”.

– Czy mogę w czymś pomóc? – zabrzmiał męski głos.

Lacey wyprostowała się. W progu sklepu stał jego właściciel, bardzo przystojny mężczyzna po czterdziestce, o grubych, ciemnych włosach i mocno zarysowanej szczęce. Jego żywe, zielone oczy podkreślone były zmarszczkami śmiechowymi, a Lacey pomyślała, że musi wiedzieć, jak cieszyć się życiem. Jego opalenizna sugerowała, że często podróżuje w cieplejsze strony.

– Tylko oglądam wystawy – wydusiła Lacey, czując się, jakby ktoś ściskał jej struny głosowe. – Twoja mi się podoba.

Mężczyzna się uśmiechnął.

– Sam ją przygotowałem. Może wejdziesz i spróbujesz naszych ciast?

– Z chęcią, ale już jadłam – odparła Lacey. Rogalik, kawa i krówki zdawały się mieszać w jej żołądku, powodując lekkie mdłości. Ale nagle uświadomiła sobie, co tak naprawdę się dzieje – to dawno zapomniane uczucie motyli w brzuchu na widok kogoś, kto jej się podobał. W momencie poczuła, że zaczyna się czerwienić.

Mężczyzna zaśmiał się.

– Po akcencie poznaje, że jesteś Amerykanką. Możesz więc nie wiedzieć, że mamy tu w Anglii jedenastki. Między śniadaniem a lunchem.

– Nie wierzę ci – odpowiedziała Lacey, a kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. – Jedenastki?

Mężczyzna położył rękę na sercu.

– Obiecuję, to nie jest trik marketingowy! Tylko najlepsza pora na herbatę i ciasto, albo herbatę i kanapkę, albo herbatę i herbatniki – ruchem ręki zaprosił ją do środka, wskazując na szklaną witrynę pełną fantazyjnych słodkości – albo na wszystkie te rzeczy.

– Rozumiem, że herbata jest obowiązkowa? – zażartowała Lacey.

– Dokładnie – odpowiedział z figlarnym błyskiem w oku. – Możesz nawet ich skosztować, zanim kupisz.

Lacey skapitulowała. Nie mogła dalej opierać się tym wszystkim kuszącym pysznościom, i – przede wszystkim – charyzmie tego niesamowitego mężczyzny. Weszła do środka.

Bez mrugnięcia okiem przyglądała się, jak wyciąga zza witryny okrągłe ciastko, smaruje je masłem, dżemem i śmietaną i kroi na równe ćwiartki. Cały rytuał miał w sobie teatralność nasuwającą na myśl występ taneczny. Ułożył kawałki ciastka na porcelanowym talerzyku i na końcówkach palców podał go Lacey. Całkowicie nieuświadomiony pokaz zakończył promiennym Voilà!

Lacey czuła, jak czerwienią jej się policzki. Cały spektakl był ewidentnie uwodzicielski. A może było to myślenie życzeniowe?

Wyciągnęła rękę po jeden z kawałków. Mężczyzna zrobił to samo i stuknął swoim kawałkiem ciastka w jej.

– Na zdrowie – powiedział.

– Na zdrowie – wykrztusiła Lacey.

Wzięła pierwszy kęs. To było prawdziwe doznanie smakowe. Gęsta, słodka śmietana. Dżem truskawkowy tak świeży, że jego wyrazistość łaskotała jej kubki smakowe. I ciasto! Gęste i maślane, zawieszone pomiędzy słodkim i słonym smakiem, zabierające cię w stan zupełnej błogości.

Niesamowite smaki przywołały kolejne wspomnienie. Ona, ojciec, Naomi i mama siedzą wokół białego, metalowego stołu w jasnej kawiarni, jedząc ciastka ze śmietaną i dżemem. Po plecach przebiegł jej dreszcz przyjemnej nostalgii.

– Już tutaj byłam! – wykrzyknęła, zanim nawet przełknęła pierwszy kęs.

– Tak? – spytał rozbawiony mężczyzna.

Lacey energicznie pokiwała głową.

– Byłam w Wilfordshire jako dziecko. Jadłam wtedy takie same kruche ciasto.

Mężczyzna uniósł brwi z zainteresowaniem.

– Tak. Mój ojciec był właścicielem tej cukierni przede mną. Nadal robię te ciastka według jego przepisu.

Lacey spojrzała w stronę okna. Chociaż teraz były tam drewniane siedzenia z błękitnymi poduszkami i rustykalny stół, mogła dokładnie przypomnieć sobie, jak to miejsce wyglądało trzydzieści lat wcześniej. Poczuła, jakby cofnęła się w czasie. Prawie że czuła bryzę muskającą jej szyję, palce klejące się od dżemu, pot w zgięciach pod kolanami… Prawie że mogła usłyszeć śmiech, śmiech jej rodziców, i zobaczyć beztroskie uśmiechy na ich twarzach. Przecież byli tacy szczęśliwi, prawda? To musiało być szczere. Więc jakim cudem się rozpadło?

– Wszystko w porządku? – usłyszała głos mężczyzny.

Lacey wróciła do teraźniejszości.

– Tak. Wybacz. Coś mi się przypomniało. Smak tego ciastka zabrał mnie do przeszłości.

– Cóż, teraz pora na jedenastkę – powiedział rozbawiony. – Skusisz się?

Mrowienie, które przebiegło po całym ciele Lacey, zdawało się mówić, że przyjmie każdą propozycję, która zostanie wypowiedziana z tym czarującym akcentem. Czując, że nagła suchość w gardle na chwilę odebrała jej głos, pokiwała głową.

Mężczyzna klasnął w ręce.

–Świetnie! Przygotuję dla ciebie cały zestaw. Prawdziwą angielską jedenastkę – wstał i odwrócił się, jednak po chwili rzucił jej jeszcze jedno spojrzenie. – Tak w ogóle, jestem Tom.

– Lacey – odparła, czując się jak zadurzona nastolatka.

Tom ruszył do kuchni, a Lacey usiadła w oknie. Próbowała wrócić pamięcią do chwil, które tutaj spędziła, jednak pamiętała jedynie smak ciastek i śmiech rodziny.

Chwilę później czarujący Tom pojawił się z tacą, na której leżały kanapki bez skórek, ciastka i cała paleta kolorowych ciast. Postawił czajnik z herbatą na stole obok.

– Nie zjem tego wszystkiego! – wyjęknęła Lacey.

– We dwójkę damy radę – odparł Tom. – To na koszt firmy. Nie wypada, żeby kobieta płaciła za siebie na pierwszej randce.

Usiadł obok niej. Jego bezpośredniość zbiła ją z tropu. Mogła poczuć, jak przyspiesza jej puls. Minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz z kimś flirtowała. Znów poczuła się jak zadurzona nastolatka. Niezręcznie. Ale może to tylko różnica kulturowa. Może wszyscy Anglicy się tak zachowywali.

– Pierwsza randka? – powtórzyła.

Jednak zanim Tom mógł odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Do sklepu weszła grupa około dziesięciu japońskich turystów. Tom poderwał się z miejsca.

– Ups. Klienci – spojrzał na Lacey. – Przełóżmy tę randkę na kiedy indziej, okej?

Z nieodstępującą go na krok pewnością siebie ruszył w stronę lady i zostawił ją ze słowami, które uwięzły jej w gardle.

Cukiernia, teraz pełna turystów, wypełniła się też gwarem. Lacey, zajadając swoją jedenastkę, rzucała spojrzenia w stronę Toma, jednak on był zajęty przygotowywaniem zamówień dla gromadki turystów.

Kiedy zjadła, chciała pomachać mu na pożegnanie, jednak Tom zniknął w kuchni.

Z lekkim rozczarowaniem i bardzo pełnym brzuchem Lacey wyszła z cukierni na ulicę. Zatrzymała się. A raczej zatrzymał ją pusty sklep naprzeciwko cukierni. Poczuła przypływ uczucia tak głębokiego, że dosłownie zaparło jej dech w piersiach. Kiedyś było tam coś innego, coś, co próbowało wypłynąć na wierzch jej pamięci. Coś, co niemal wołało ją do środka.

Rozdział 4

Lacey zajrzała przez witrynę pustego sklepu, przeczesując swój umysł w poszukiwaniu tego, co wywołało w niej tak silne uczucie. Jednak z gąszczu myśli nie wyłoniło się nic konkretnego. To było coś więcej niż przeczucie, coś głębszego, niż nostalgia, coś o sile zauroczenia.

Spoglądając przez okno w głąb sklepu, Lacey zobaczyła, że jest pusty i nieoświetlony. Podłogi były z jasnego drewna. W licznych wnękach znajdowały się wbudowane półki, a naprzeciwko jednej ze ścian stało duże, drewniane biurko. Z sufitu zwisała antyczna, mosiężna oprawa na lampę. Bardzo cenna – pomyślała Lacey. – Ktoś musiał o niej zapomnieć.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Похожие книги

Популярные книги автора