Józef Kraszewski - Stara baśń, tom pierwszy стр 9.

Шрифт
Фон

Szli co prędzej ku zagrodzie.

Smerda kneziowski jadący przodem konia zatrzymał, starego poznawszy lub się domyślając gospodarza. On i jego towarzysze mniej się mu jednak niż Niemcowi przypatrywali. Czuli w nim obcego, a obcy dla nich zawsze był dobrym obłowem

Gdy podeszli, starzec się smerdzie pokłonił, chociaż ten mu nie myślał oddać powitania. Skłonił się i Hengo, ale mu twarz pobladła, czuł, że chciwe oczy wszystkich na niego się skierowały.

 Kogóż to z sobą prowadzicie, stary? wołał smerda. Obcy? Skąd?

Czterej jezdni wnet go obstąpili dokoła.

 Znad Łaby jestem, przekupień, człek spokojny, nieobcy rzekł, nabierając śmiałości trochę, Hengo nieobcy, bom tu nieraz bywał z towarem wszędy mnie swobodnie przepuszczano

 Znamy my tych ludzi spokojnych! krzyknął śmiejąc się smerda Znamy Kto wie, na co wypatrujecie drogi po kraju, szukacie brodów po rzekach, zaciosujecie znaki po drzewach Aby potem poprowadzić

 Spokojny człek odezwał się Wisz powoli dajcie mu pokój, chleb z nim łamałem.

 A mnie co do tego? zawołał smerda gniewnie. Kneź surowo zakazuje, aby się tu obcy po kraju nie wałęsali. Pójdzie z nami.

 Pojadę z wami po dobrej woli, miłościwy panie rzekł szybko Hengo A gdy na twarz padnę przed kneziem, łaskę u niego zyszczę93, bo pan jest sprawiedliwy Jam samowtór94 z chłopięciem i cóż ja złego zrobić mogę?

 Związać mu ręce krzyknął smerda ano, zobaczymy

Gdy to mówił, dwóch pachołków skoczyło z koni, aby rozkaz jego wykonać. Smerda skierował się ku zagrodzie.

Stali tu już parobcy i synowie, stała we drzwiach stara Jaga, z równie starą sługą żadnej z młodszych niewiast widać nie było.

Na znak dany przez ojca wszystkie się ukryły po kątach i zbiegły do lasu, aby się z obcymi ludźmi zuchwałymi nie spotykać. Wyjaśniła się95 też twarz Wisza, gdy w podwórku ani córek, ani synowej żadnej nie zobaczył.

Smerda zlazł z konia u wrót, ludzie jego także, dwu z nich poprowadziło Henga z sobą, wydrwiwając się z niego, popychając i bijąc. Ręce już miał w tył związane sznurem, którego koniec trzymał jeden z pachołków. Konie poszły do szopy, ludzie wprost kroczyli do dworu. Tu Jaga, pokłonami ich witając, zapraszała. Wisz stary szedł zamyślony i chmurny. Zaszumiało wnet w izbie, gdy obcy się do niej wcisnęli. Smerda padł na ławę, pierwsze, gospodarskie zajmując miejsce. Wołali już piwa i miodu, które zaraz niesiono, aby sobie gardła zalali. Gospodarz, nic nie mówiąc, z dala zajął miejsce na ławie.

 No, stary gospodarzu ozwał się smerda wy to już wiedzieć powinniście, z czym my jedziemy Należy kneziowi dań

 A dawnoście ją brali? mruknął stary.

 Myślicie się rachować z nami? Kmieć z kneziem? rozśmiał się smerda.

 Kmieć z kneziem, bo ja tu, na tej ziemi, kneziem jestem mówił Wisz. Ze skóry nas drzecie pod pozorem obrony.

Smerda chciał się śmiać, ale popatrzywszy na starego, rychło mu ochota odeszła, spowolniał96 jakoś.

 Pijcie i niech wam tak będzie na zdrowie, jako życzę dodał stary. A potem o sprawie.

Kneziowski sługa, pomyślawszy, stał się łagodniejszym, czerpakiem piwa z cebra nabrawszy, począł je chciwie żłopać. Towarzysze też jego garnuszkami czerpać jęli, aby ugasić pragnienie. Hengo związany stał u progu. Chwilę trwało przerywane chlipaniem milczenie. Smerda wąsy otarł i zwrócił się do Niemca.

 Gdzie twoje konie i sakwy?

 Znajdą się jutro razem ze mną przed kneziem rzekł Hengo. Proszę was, w pokoju mnie zostawcie.

 Zrobię z tobą, co chcę! krzyknął smerda.

Wisz chciał bronić obcego, gdy Hengo z rękami związanymi, za sobą sznur wlokąc, szybko podszedł do siedzącego na ławie smerdy, przysunął mu się do ucha, zasłonił dłonią i żywo, długo coś mu szeptać począł. Z twarzy nie widać mu było przestrachu Gdy mówił, z wolna lice kneziowskiego sługi mieniło się97, marszczyło, rozjaśniało. Popatrzał z ukosa na Niemca, głową potrząsnął i rzekł do swoich ludzi:

 Rozwiązać mu ręce pojedzie jutro z nami, na grodzie się z nim rozprawim.

Uwolniony tak cudownie od sznurów, które mu ręce krępowały, Hengo ze spuszczoną głową usiadł w kącie. Smerda, już co innego mając na myśli, zwrócił się do starej Jagi.

 Matko stara zawołał a gdzież to niewiastki i córki wasze? Radzi byśmy na nie popatrzyli, gładkie mają liczka.

 I dlatego wam ich nie pokażą wtrącił gospodarz. Co wam do nich?

A Jaga dodała:

 Nie ma ich od rana. Poszły w las wszystkie za grzybami, za rydzami, chyba i na noc nie powrócą.

 W las! zaśmiał się smerda, któremu zawtórowały śmiechy jego towarzyszów, piwem rozochoconych. Oj! Szkodaż to, szkoda, żeśmy ich po drodze nie spotkali. Byłoby się z kim zabawić, choćby i do jutra.

Wisz spojrzał z ukosa na mówiącego, któremu śmiech zamarł na ustach.

 Przy takiej zabawie rzekł Wisz jakby was ojciec i bracia zastali, moglibyście i na wieki w lesie pozostać, a nigdy z niego nie wrócić. Wilcy z krukami tylko by o was wiedzieli.

Cicho, ponuro wymówił te słowa. Smerda je usłyszał i zachmurzył się. Drudzy znowu około kadzi z piwem chodzili i on też, milcząc, do niej powrócił. Tymczasem na dany znak synowie Wisza podeszli do rozmowy, podsunęła się i Jaga, a Wisz z wolna poszedł naprzód ku ognisku, potem od niego ku drzwiom, gdzie się z wiadra wody napił. Tu nieopodal rozwiązany siedział Hengo, gospodarz dał mu znak i wyszli razem do sieni.

Nic nie mówiąc, stary ręką ukazał Niemcowi na drzwi i wrota dając do zrozumienia, by uchodził, lecz Niemiec obejrzawszy się, szepnął mu do ucha:

 Ja się ich nie boję, nic mi nie zrobią dostanę się z nimi do knezia. Towaru tylko nie wezmę z sobą wszystkiego by darmo się nie wozić z ciężarem.

Wisz popatrzał nań zdziwiony.

 Dlaczegóż uchodzić nie chcesz? Spod mojego dachu na co ma cię spotkać nieszczęście?

Hengo uśmiechnął się chytrze, głową potrząsając.

 Nie boję się nic mi nie zrobią Wykupię się im, bądźcie spokojni, tylko wam jedną sakwę zostawię.

Milczeniem gospodarz zgodził się na to, a Niemiec wysunął zaraz ku szopie, skąd parobek wyniósł po chwili sakwę, którą w komorze ukryto. Hengo podziękowawszy gospodarzowi, wrócił do izby i siadł znowu w swoim kącie, nim postrzeżono, że go nie stało98.

W izbie gwar był i śmiechy.

Smerda orzeźwiał też po piwie, ze starą babą żarty strojąc, a towarzysze mu rozgłośnym śmiechem wtórowali. Trwało to aż do nocy, wniesiono łuczywo suche, którego drzazgi między kamienie wetknięte zapalono, aby izbę oświecały.

Zobaczywszy światło, smerda się dopiero obejrzał za gospodarzem dokoła.

 Gdzież gospodarz? zawołał.

Wisz stał u progu chaty trąciła go Jaga, niechętnie się zawlókł do środka. Ludzie mu widocznie nie w smak byli. Zobaczywszy starca, smerda wstał, idąc ku niemu, skinął i na podwórze z sobą prowadził.

 Od knezia jadę do was i do drugich kmieci, i żupanów rzekł. Kneź was pozdrawia uprzejmie.

Stary skłonił głowę i po siwych włosach powiódł zafrasowany pomarszczoną dłonią.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора