Rolicki mówił mi, że oprócz tego, co stryjenka mnie pożyczyła, ma kapitał u niego ulokowany
Ależ tak! jakże! mam kapitał
Mówił mi, że trzy tysiące
Tak, u niego trzy tysiące, ale gdzieindziéj
Gość jednak wiedzieć musiał na pewno, że owe: gdzieindziéj nie istniało wcale, bo nie okazał ciekawości żadnéj, tylko, do siebie jakby szepnął:
U mnie trzy, tam trzy, to sześć!
Po dokonaniu dodawania tego, ocknął się niby ze snu i zawołał:
Ale, jak Boga kocham, po co ja tracę miłe chwile i o takich poziomych rzeczach
Owszem, owszem, przerwała z żywością, czyż nie jesteś jedynym przyjacielem i opiekunem moim O, wszyscy dawni przyjaciele i znajomi moi opuścili mię, gdy tylko mój Ignacy oczy zamknął. Ty jeden tylko, Stasiu, nie zapomniałeś o mnie i opuszczasz swój świat wesoły i błyszczący, aby odwiedzić i pocieszyć biedną samotnicę!
Łzy zakręciły się znowu w oczach jéj, wyciągnęła rękę ku młodemu krewnemu swego męża. Nosisz nazwisko mego Ignacego, szepnęła, jesteś synem kochanego Bolesława, z którym tyle, tyle chwil wesołych spędziłam a przytém czuję, że dusze nasze są bratnie sobie, że jesteś zdolen zrozumiéć te nieokreślone tęsknoty i nieujęte żale, które
O tak! tak! całując ją w rękę, przerwał z zapałem i pośpiechem; jestem zdolen zrozumiéć mam bratnią duszę, to pewno nieboszczyka. Ojciec mój, pamiętam, zawsze mówił o stryjence: jaki to śliczny zefirek, ta moja bratowa!
Nie było już w oczach jéj łez ani śladu. Śmiała się z rozkoszą.
Doprawdy! więc pamiętasz, jak mię Ignacy i cała rodzina jego nazywali zefirkiem? O, jaką ty dobrą masz pamięć! Zresztą, niezbyt to jeszcze dawno ciszéj dodała: Kiedy byłam w domu rodziców moich, nazywano mię Sylfidą
Dlaczegóż to? proszę stryjenki! dość naiwnie zapytał gość.
Zarumieniła się lekko i mimowoli spojrzała po swéj kibici.
Aha! odpowiedział, ale markotniał widocznie i wesołość jego gasła pod napływem przykrych jakichś myśli.
Stryjenciu, zaczął, dlaczego stryjenka u Rolickiego ulokowała swoje pieniądze? on to w biletach trzyma, a z tego procent mały
O, zaprotestowała, ja się na tém nie znam
Ale ja znam się i mówię stryjence, że to strata duża i niepotrzebna.
Spojrzał w okno i niedbale dodał:
Teraz najlepiéj jest lokować kapitały na obywatelskich majątkach
O, obywatele to pewnie, zaczęła.
Otóż to, chciałem nawet stryjenki zapytać, czy nie ulokuje tych trzech tysięcy u mnie?
Mais comment! zawołała i owszem! dlaczegożeś wprzódy mi nie powiedział?
Tak przykro mi jakoś było mea culpa! nie zapłaciłem jeszcze procentu ani Łopotnickiéj, ani stryjence
O, co tam! co tam! nie mówmy o tém! zaczęła, ale z zaniepokojonych jéj oczu widać było, że kwestya procentu interesowała ją przynajmniéj tyle, ile nieosłonięte wnętrze komina.
Gospodarstwo teraz strasznie trudne, mówił gość, nakłady i nakłady a niepodobnaż znowu, aby człowiek zakopał się żywcem na wsi
Ależ naturalnie! Zakopać się na wsi! brrr!
Wzdrygnęła się ze wstrętem zupełnie szczerym.
Jeżeli więc stryjenka chce i może
Mais comment donc! i chcę, i mogę.
Merci, merci! wymówił z uczuciem i kilka razy pocałował ją w rękę.
Pójdziemy razem do Rolickiego, zaraz, rzekła i już wstawała z kanapki, gdy na dziedzińcu ozwał się rozgniewany i krzykliwy głos kobiecy. Była to kobieta wysoka, kształtnie i silnie zbudowana, w krótkiéj spodnicy, grubém obuwiu i wielkiéj chustce na głowie, która, trzymając w ręku spory kosz, pełen bielizny, a zwrócona ku otwartym sionkom mieszkania, znajdującego się w drugim kącie dziedzińca, rozpoczynała z kimś zajadłą jakąś kłótnię. Odpowiadał jéj z sionek głosik kobiecy także i także donośny, ale cienki i przerażenie bardziéj, niż rozgniewanie zdradzający. Z burzliwéj rozmowy téj rzadkie zaledwie słowa dochodziły uszu p. Emmy i jéj gościa. Słychać było coś o wyrzucaniu śmiecia na ścieżkę, o jakiéjś wiązce drew, o jakiéjś kwarcie mleka. Kobieta z koszem w ręku i chustką na głowie, przedstawiała wyraźnie stronę napastniczą; ta, która odpowiadała z głębi sionek, broniła się coraz bardziéj płaczliwym głosem.
Czy to panna Brygida? zapytał Stanisław i szeroko otworzył oczy, tak, jakby świadectwu ich wierzyć nie chciał.
Na twarz p. Emmy wystąpił wyraz cierpienia, dosięgającego niemal stopnia męki. Wyglądała znowu o lat dziesięć starzéj, niż przed chwilą.
Jestem bardzo nieszczęśliwą matką, szepnęła. Brynia dobra jest, serce ma najlepsze, ale sam widzisz do czego to podobne, ażeby tak ubierać się i takie kłótnie zaprowadzać Jest to natura gruba, pospolita w ojca wrodziła się, który był dobry, o, bardzo dobry, ale nie miał téj delikatności uczuć téj poezyi serca, które były zawsze ideałem moim Cóż robić! stało się! nie mówmy lepiéj o tém
Przykro wzruszona, pełnym wdzięku krokiem postąpiła ku komodzie, wyjęła z szuflady talerz z ciastkami i cukierkami i postawiła go przed gościem.
Niech cię chociaż tém przyjmę, mój Stasiu, rzekła serdecznie.
Stanisław uprzejmie wziął jedno z ciastek; gospodyni, białemi jeszcze ząbkami gryźć zaczęła cukierek, a pragnąc odwrócić uwagę gościa od toczącéj się wciąż na dziedzińcu kłótni, z przykrém roztargnieniem i na chybił trafił zaczęła:
Rolicki kamienicę buduje
A dlaczegóż-by nie? Nabrał od nas pieniążków sporo i niezły sobie fundusik uciułał! Tacy to tylko, jak on, żyć teraz i panować mogą!
Ależ to bardzo zacny i rozumny człowiek, z żywością ujęła się za sąsiadem swym gospodyni. Ignacy mówił o nim zawsze, że fundusz jego uczciwie jest zapracowany
Może i uczciwie, nie przeczę temu wcale i nawet tak jest najpewniéj; ale że wziął on fundusz ten nie z czyjéj innéj, tylko z naszéj, obywatelskiéj kieszeni, to także prawda. No, niechże stryjeneczka sama powié, kto, jeżeli nie my, obywatele, utrzymujemy i wzbogacamy wszystkich tych panów adwokatów, doktorów i innych, podobnych parweniuszów? Nie prawdaż? Niech stryjenka sama powié!
Ależ naturalnie; to widoczne! ulegając wpływowi słów jego, z przekonaniem odpowiedziała:
I dziwią się potém, żeśmy goli! Ot powiem stryjence otwarcie, że, chociaż mam jeszcze majątek i, chwała Bogu, jestem w stanie długi moje najrzetelniéj pospłacać, tak mi już i gospodarstwo to i interesy dokuczyły, że wolał-bym sto razy być takim Rolickim niż tém, czém jestem.
Pani Emma uczyniła giest pełen przerażenia.
Stasiu! zawołała, co mówisz? Jakież to porównanie może być pomiędzy tobą a Rolickim! Jesteś przecież obywatelem o ileż to zaszczytniéj, poetyczniéj wyżéj
No tak, tak! Któż o tém nie wié; ale świat tak się teraz do góry nogami przewrócił, że gdzie nieszczęsny obywatel ten obróci się, tam kłopot, gdzie stąpi, tam zgryzota
Musiał miéć istotnie wiele zgryzot i kłopotów, żądań może, których zadowolnić nie mógł, obaw, które instynktowo, pod wpływem samozachowawczego zmysłu, uczuwał. Czoło jego sfałdowało się, twarz oblała się smutkiem, nerwowym ruchem targał ładne wąsiki. Nagle łzy mu nadbiegły do oczu, pochwycił rękę pani Emmy i do ust ją poniósł.