Piérwszą jego żoną była Agrippina, córka M. Agrippy, wnuczka Caecila Attyka, tego, do którego Cycero sławne swe pisał listy; do téj może jednéj w życiu, nie wiem serce go przywiązało czy namiętność. Któż wie jakąby był drogą poszedł ten człowiek, gdyby mu dano szczęścia w pokoju skosztować i życiem rodzinném się cieszyć? Ale August zapragnął go zbliżyć do siebie. Miał on ze Scribonii córkę, sławną ową Julię, naprzód za Markiem Marcellem, potem za Vipsaniusem Agrippą; ta chwilowo podobała sobie Tyberyusza, by go późniéj znienawidzić i życie sobie zatruć i jemu.
Kazano więc Tyberyuszowi rozstać się z Agrippiną, z którą miał syna Drususa, a ożenić z Julią, już naowczas osławioną i bezczesną
Małżeństwo to było dla przysposobienia uczynione i ze wszech miar najszaleńsze; Tyberyusz namiętnie kochał piérwszą swoją żonę. Julia, co go tylko podobała chwilowo, pomiatała nim jak daleko niższym od siebie. Przytém kochanek jéj dawny, Sempronius Gracchus, swojego czasu wytworniś, dowcipniś i śmiałek, który z rostrów i obiadowego łoża równo umiał sypać słowy wyszukanemi, a używał ich zręcznie po swéj myśli nienawidził Tyberyusza i stosunków swych dawnych z córką Augusta, dla nowego jéj męża rozrywać nie myślał.
Tyberyusz więc stracił tę, którą kochał, a musiał żyć z tą, która go nienawidziła, któréj on nienawidził. Pisze Swetoniusz, że gdy potém raz w ulicy spotkał się z wydartą już sobie Agrippiną, tak radośnemi i pożądliwemi oczyma ją gonił, iż nakazać musiano, aby mu się więcéj nie nawijała13.
Czas jakiś jednak żyli z Julią w pozornéj zgodzie, z obawy Augusta, choć obyczaje jéj wstręt mu czyniły. Tyberyusz, cierpiąc mocno, zdawał się mężniéć i krzepić, kilka razy wystąpił publicznie i świetnie, to wiodąc pieszo ciało Drususa na stos pogrzebowy, to mówiąc w Senacie za mieszkańcami Chios i Laodycei. Potępienie spiskującego Muraeny, wojna w Armenii, chorągwie na Parthach zabrane, rządy w Galii, wojny w Pannonii, Germanii, Dalmacyi, zdawały się go kształcić na użytecznego ojczyźnie obywatela i wodza. Ale to były dlań środki tylko zajęcia chwilowego, nie wypełniające serca; głuszył niemi tęsknotę i boleść niezwyciężoną; zwiększało się obrzydzenie jego do Julii z powodu rozwiązłości; odrzucić jej nie mógł, obwinić nie śmiał, znieść nie umiał.
Zapragnął więc w końcu usunąć się i oddalić, nie chcąc ani patrzéć na to co się działo, ani dzieciom bliższym sercu Augusta miejsca zajmować. Napróżno troskliwa matka starała się go przezwyciężyć i powstrzymać objawił żądanie to gwałtownie i wytrwał w postanowieniu uparcie. Gdy go usilnie zatrzymywano w Rzymie, przez dni cztéry jeść nie chciał i groził, że się głodem zamorzy. Nareszcie żonę i syna rzuciwszy, w Ostii siadł na okręt, nie żegnając się z nikim, i nie ścisnąwszy dłoni niczyjéj, Rzym znienawidzony opuścił.
Niegdyś, gdy do Armenii płynął, burza czy przypadek jakiś wstrzymały go na pięknéj wyspie Rhodos. Tyberyusz, jak August wykształcony, więcéj był Grekiem niż Rzymianinem, wabiła go Hellada, jéj język, swobodniejsze obyczaje, literatura, niebo nawet. Tu był w Grecyi: Rhodos mu się podobał i na miejsce dobrowolnego wygnania wyspę tę wybrał znowu.
Osamotniony, gdyż niewielu z sobą zabrał domowników, przeszedł na prywatnego człowieka, wyrzekł się znaczenia, zapragnął być równy drugim; rzucił strój senatorski, pozbył liktorów i zamieszkał w domku małym i ciasnym.
Całą jego zabawą było chodzić po szkołach i słuchać retorów, lub rozprawiać z nimi.
Czasem napadały go miłosierne jakieś zachcenia; zapragnął jednym razem odwiedzić wszystkich chorych, ale oświadczywszy się z tém wcześnie, był powodem, że mu ich zniesiono ilu było, pod portyki, dla wygodniejszego obejrzenia, aby się po domach nie trudził. Ułożono mu ich nawet klassyfikując wedle rodzaju chorób i ich niebezpieczeństwa.
Na ten widok Tyberyusz, który chciał miłosiernego udawać, sam zrazu nie wiedział co począć; wszakże obszedł wszystkich i przed każdym z omyłki popełnionéj jak najłagodniéj się tłómaczył.
Władzę swoją Trybuńską dobrowolnie prawie złożył, i raz tylko jéj użył, gdy mu włóczącemu się po szkółkach, wśród żywéj dwóch sofistów rozprawy, biorącemu stronę jednego z nich drugi nałajał mszcząc się nazajutrz pozwaniem i więzieniem.
Zdaje się, że to życie na wyspie Rhodos samotne, ciężkie, do reszty go zgryzotą tajemną i goryczą na dni ostatek napoiło. August wreszcie, zapewne za staraniem Livii, która pragnęła powrotu syna, przekonawszy się o rozwiązłym córki bezwstydzie, sam jéj list rozwodowy (repudium) przesłał, i w imieniu Tyberyusza ją odrzucił, dając mu zaraz znać o tém.
Tyberyusz pozostał jeszcze w Rhodos jak gdyby posłany przez Augusta, usłuchawszy woli matki, która w ten sposób jego ucieczkę dobrowolną od sromoty zasłonić chciała. Tajemnicą zresztą okryty był ten pobyt oddalony w Grecyi w czasie którego popadł w podejrzenie, w niełaskę, ze wszelkiéj wyzuł się władzy, odzież nawet patrycyuszowską zdjął i zdawał tylko wyczekiwać śmierci. Matka wreszcie ubłagała go, aby o powrót prosił, a gdy i Cajus na to zezwolił, przywołano go do Rzymu.
Osiem lat jednak trwało to wygnanie, które go uczyniło skrytym, zdziczałym, milczącym i mściwym. Tyberyusz wybrał sobie życie prywatne i byłby w niém trwał, gdyby go śmierć Cajusa i Lucyusza nie wyzwoliła.
August naówczas, za namową żony przysposobił go za syna, rozkazując mu w tenże sposób usynowić Germanika. Były to tylko czcze formy związku rodzinnego, zastępujące to, co brakło w rzeczywistości, do niczego też nie obowiązywały. Tyberyusz wkrótce znów, jako najbliższy władzy, począł ją odzyskiwać. Objąwszy Trybuńską poszedł dla uspokojenia Germanii i Illiryi.
Tu sobie jako wódz na wielką zarobił sławę, i już mu miano wotować nazwanie poczestne, gdy August trochę zazdrośny, wstrzymał je tém, że go po sobie za następcę ukazał.
Wojna i władza, znowu w nim niepospolite rozwinęły przymioty: w istocie był to jeden z tych ludzi, którzy bojując z sobą i złemi skłonnościami swemi, wielkiemi być muszą w jakikolwiek sposób. Tyberyusz mógł téż być wielkim, gdyby objąwszy spadek po Auguście, potęgą swą nieograniczoną nie oszalał, a namiętnościom wodzów nie puścił.
W téj wojnie germańskiéj był on, jako żołnierz i wódz, wytrwałym na niewygody i znoje, po starorzymsku prowadząc legije do boju, bez namiotu, na wilgotnéj ziemi noce przepędzając z niemi, często jedząc na trawie, w nocy każąc się budzić za każdą potrzebą, karności strzegąc pilnie.
Mniejsza o owoc tych wojen i zwycięztwa, które pominiemy, nie mając zamiaru malować ich, lecz charakter tylko wykazać.
Obok dobrych, rozwinęły się życiem żołnierskiém i złe strony człowieka; August musiał go znać dobrze, gdy, jakeśmy wyżéj nadmienili z Swetoniuszem, po długiéj z nim rozmowie, użalał się w obec dworzan swych, nad przyszłym podwładnego mu Rzymu losem.
Listy jednak Augusta, które biograf ten przywodzi, pełne są dlań słodyczy i oznak przywiązania, choć może nie tyle je serce, co ochota popisu z wymową i stylem dyktowały, bo Cezar, hellenizując w nich, i wiersze poetów przytacza, i wyraźnie raczéj dla przyszłości, niż dla przybranego pisze syna.
W chwili śmierci Augusta, Tyberyusz znowu znajdował się w Illiryi, do któréj wkraczał zaledwie, gdy listy matki gwałtownie wezwały go do Noli.