Na wypadek oczyszczenia nie frasowała się o pojednanie i wytłómaczenie, była bowiem pewna, że Dobkowi oczy zapruszy czem zechce i pociągnie ku sobie Gdy wieść o sprawie arjańskiej rozeszła się wprędcepo kraju, bo regestr ten już prawie był zapomniany, więc wiele o Dobku mówiono bardzo fortunnym trafem dobiegła ona do uszu rotmistrza Poręby, wygnanego z Borowiec za owo wtargnięcie się do skarbca. Rotmistrz, któremu ex-kuzynka pomagała, posiłkując mu małemi przesyłkami, pomimo to był w dosyć przykrem położeniu i tęsknił do szczęśliwych dni w Borowcach dowiedziawszy się więc, iż Dobek został inkarcerowany, że się tam scrutinium nań o kryminały toczy, a jejmość osamotniona bez opieki, oprócz Będziewicza nie ma nikogo, kazał konie zaprzęgać i śpiesznie w pomoc jej podążył.
Właśnie gdy największe ogarniało ją strapienie, Poręba się zjawił. Chciał wprost zajechać do dworu, ale tu pozostawiony ekonom i człowiek do zarządu, odmówili przyjęcia. Zmuszony więc został umieścić się w gospodzie, a osobą swą stawił się zaraz u Sabiny.
Czułe było powitanie Jejmość rozpłakała się.
Prawdziwa kara Boża! zawołała witając go patrz, mój rotmistrzu, do czego to przyszło. Wiesz te kufry puste!! majątek skonfiskują a ja pójdę ztąd z torbami
A któż to, moja jejmość, tak głupio tego piwa nawarzył? począł rotmistrz; toć przewidzieć było łatwo, co z tego wyniknie?
Jejmość nie przyznała się wcale, że się przyczyniła znacznie przez nieszczęsnego Przepiórkę do wywołania oskarżeń Wala, a przez papiery wyniesione ze skarbczyka do uregulowania obwinień.
Proszę cię wtrąciła znowu no, ktoby się był spodziewał, że te kuferki próżne będą?
One chyba są teraz próżne, odezwał się rotmistrz, kiwając głową; ale że nie były próżne, za to ja jejmości ręczę. Nie przypominasz sobie tego, że ja niemal każdy sepet za ucho brałem i próbowałem go podźwignąć, a żadnegom z miejsca nie poruszył?
Ale czyż tak było? pewnie? spytała Sabina.
Ja jestem człowiek gruntowny, odezwał się rotmistrz, i kiedy co robię, to porządnie. Co mi znaczyły nalepione kartki Mogło być bałamuctwo, macałem dobrze a i brzęczało we środku.
Głową pokręcił
Więc to gdzieś zawczasu pochowali, pochowali, dodała Dobkowa, a już do rozwodu iść chciałam.
Nie; bo ty Sabciu odezwał się Poręba, rozsiadając w krześle wygodnie ty nie masz cierpliwości, wszystko tu popsułaś tą swoją gorączką. A było nam cale nieźle Wódka starka, którą teraz słyszę opieczętowano, paradna! jeść było w bród trzeba było siedzieć i pomaleńku sobie iść krok za kroczkiem. Jejmości się zachciało nagle, a co nagle to po djable. Otóż wszystkiego utrapienia przyczyna.
Dobkowa odwróciła się gniewna.
A co ja się z łaski waszej napokutowałem dodał rotmistrz, na wołowej nie spisać skórze Ile razy wygnany byłem i głodny, co pieniędzy straciłem!
Nie swoich
Już jak tylko traciłem, tom miał do nich prawo, i byłbym je sobie mógł na stare lata zaoszczędzić
W dalszym ciągu rozmowy okazało się, że ze Smołochowa trzeba było nosić prowiant do Borowiec, i że życie w na pół opięczętowanym zamku stawało się nieznośnem.
Drugiego dnia Poręba ruszył rozumem, spotwarzony przed Dobkiem jako podszczuwacz do złego, chciał, na wszelki wypadek, w oczach się jego oczyścić, bo mówił sobie w duchu, że człowiek mający pieniądze zawsze się jakoś z najgorszego procesu wyskrobać potrafi. Nie mówiąc nic jejmości, poszedł zabrać znajomość z Żółtuchowskim. Przypomniał sobie nawet, iż za dziadkiem jego była Petronella de Żółtuchow Żółtuchowska Z pomocą tej nieboszczki Petronelli zaintrodukował się do pana komisarza, który nudził się okrutnie, mając za całe towarzystwo tylko księdza Żagla i Arona, obaj zaś oni nie mieli czasu do gawędy. Poręba był mu wielce pożądany, w godzinę się pokumali.
Rotmistrz opowiedział, że jejmość była jego krewną, i że przybył jej w pomoc, aby choć alimenta wyrobić, pókiby się sprawa nie rozstrzygnęła.
Siedli tedy w marjasza grać, już jako koligaci i przyjaciele. Do oblania pierwszej dubli przyszła butelczyna. Humory poróżowiały.
Co wy tam z tym nieszczęśliwym Dobkiem robicie? spytał rotmistrz.
A cóż? siedzi w alkierzu, nic mu się złego nie dzieje, odparł komissarz.
Jabym się z nim nie mógł też widzieć?
Przy mnie, dla czegóż nie?
Chciałbym mu moją kondolencję wyrazić, rzekł Poręba. Ludzie mnie ogadali przed nim, z domu mnie przepędził, wszystko to przebaczam wspaniałomyślnie żal mi go
Cóż myślicie będzie z tej sprawy? dodał rotmistrz.
Albo ja wiem? Dotąd mi idzie jak z kamienia to arjaństwo.
E! co to wam się wdawać w sądzenie sumienia ludzkiego, zawołał Poręba; on o to z Panem Bogiem mieć będzie sprawę Arjanin? a wiesz asińdziej co arjanie byli?
Straszliwe kacerstwo! zawołał komissarz.
No, ja tam tego nie wiem i nie potrafię rozróżnić co arjanie a co ormianie mnie to wszystko jedno, mówił Poręba, i zbliżył się do ucha Żółtuchowskiemu ale że ten arjanin grosza miał!! a! a! a!
A gdzież go podział?
Któż to może wiedzieć! Ja wam ręczę, że te kufry były pełne, bom ich próbował.
Istotnie!
Żołnierskiem słowem ręczę. Słuchajże kochany Żółtuchowski co ty, co wy zrobicie człowiekowi, który ma czem ozłocić wszystkie trybunały?
Tylko nie tam gdzie o arjanizm sprawa, odezwał się Żółtuchowski: ho! ho!
Arjanin! ormianin! dodał Poręba, kto ich tam rozróżni! At! bałamuctwo Chodźmy do Dobka
Poszli tedy W progu Poręba począł nagotowaną orację.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Widzi pan przybywam Choć oczerniony, choć wypędzony, choć z błotem zmieszany a za wroga poczytywany, stawię się w złej godzinie z kondolencją. Widzi pan! A co? Łotr Poręba? Oto to tak ludzi sądzą. Dzień i noc pędziłem, aby wam w złym razie usłużyć.
Dobek, który siedział w kożuszku na tarczanie i nawet się nie podniósł, popatrzał nań, ledwie głową kiwnąwszy.
A widzę, widzę odezwał się żeś jegomośćprzybył pocieszać nie mnie ale zapewne jejmość. No to samże sobie do niej ruszaj, a mniebyś dał święty pokój.
Pan jesteś niewdzięczny! zawołał Poręba.
To rzecz wiadoma rzekł Dobek. Ja jestem heretyk, zbójca, niewdzięcznik i co acaństwo chcecie. Cóż robić? nie każdemu Bóg dał być takim rotmistrzem Porębą to darmo!!
Skrzywił się gość. Dobek zwrócił się do Żółtuchowskiego.
A co tam dziś znaleźliście panie komissarzu na moje potępienie? Odkopaliście kaplicę zbór i co?
Dotąd nic rzekł Żółtuchowski.
A co mi napsujecie ziemi i muru, niech wam Pan Bóg nie pamięta dodał Dobek.
Popatrzał się na nich obu, kiwnął głową i pożegnał, dając znać, że radby ich widział za drzwiami Poręba szasnął nogą Żółtuchowski odchrząknął wyszli.
Zacięty stary!! odezwał się komisarz
Tegoż samego dnia gdy rotmistrz podążył do zamku i miłą zrobił znajomość z Żółtuchowskim, umawiając się z nim o marjasika poźno w noc dwóch podróżnych zajechało na drugą połowę domu Arona Lewiego.
Gospoda to była murowana, jedna z największych w mieście i miała w pośrodku bardzo obszerną stajnię, a po obu końcach mieszkalne izby. Tych jedną część od rynku zajęła komissja z p. Żółtuchowskim, druga pozostała Aronowi i jego licznej rodzinie. Podróżnych oprócz wieśniaków z przysiółków i agentów Arona z różnych świata stron, nigdy tu prawie nie widywano. Osobliwością też było, że się tu jacyś zjawili i pewnie, gdyby przejechali we dnie, połowa Żydów z miasteczka, wyszłaby na ich spotkanie Ci zaś przyjechali późno, w noc ciemną i dżdżystą, a nim im otworzono, musieli się umawiać z gospodarzem, gdyż wrota otwarto po cichu i wpuszczono ich bez światła, ostrożnie, jakby się lękano zwrócić na nich uwagę. Była już prawie północ, Aron sam tylko nie spał jeszcze i modlił się, chłopak go wywołał i po dość długiej naradzie dopiero, nie budząc pachołków, wóz wtoczono, podnosząc koła na progu, aby stukotu uniknąć.