Józef Kraszewski - Macocha, tom pierwszy стр 11.

Шрифт
Фон

Wśród tych świecideł i błyskotek tu i owdzie leżały książki poprzewracane, pozakładane, rozpoczęte i niedoczytane książki różnych formatów i wieków, począwszy od foliantu aż do elzewira w pargaminowej sukience Fantazja Laury nie dopuściła tu wielkiego zaprowadzić porządku, ręka jej stawiła i odstawiała snadź co się jej sprzykrzyło, czego zażądała bliżej Pączek kwiatów leżał na książce, książka na rozpoczętym dywanie, dywan na zmiętym płaszczyku Dziesięć różnych robótek w wielkich i małych stało krosienkach Maleńki klawicymbalik z nutami i cytrę na nim rzuconą widać było w kątku. Mimo tego pozornego nieładu, pokój Laury stanowił obrazek śliczny samą rozmaitością przyborów i sprzętów, któremi był zarzucony Dziwnie miła woń ledwie pochwycona szła z tych różnych drzew, laków, szufladek i pudełeczek pachnących jeszcze lasami, z których je ręka ludzka dobyła. Laura siedziała w ogromnym fotelu, z wielką książką na kolanach głowę miała wspartą na poręczy i włosy w nieładzie Biała jej sukienka potargana bieganiem, szeroka, spadała do koła na ziemię w bogatych fałdach połamana.

Zobaczywszy ojca w progu, rzuciła książkę bez ceremonii na ziemię, z wielkim trzaskiem starych jej drewnianych okładek; zeskoczyła z fotelu, podbiegła ku niemu i uczepiła mu się na szyi. Dobek pocałował ją w czoło, pogłaskał ręką drżącą i coś zamruczał niewyraźnego

 Otóż widzisz, rzekł spoglądając na foliant leżący na ziemi: nie masz jeszcze pulpitu do tych ogromnych utrapionych tomów które ci kolana pokaleczą Niechże Aron postara się, żeby z Gdańska piękny przywieźli jak należy dla Lorki

 Ale niech będzie na kółkach! dodało dziewczę, bo ja mu nie dam stać na miejscu

To mówiąc pobiegła do kwiatków leżących na stole, i piękny holenderski gwoździk wpięła ojcu w pętlę od szarej kapoty

 Jak to mnie staremu przy kwiatku! rozśmiał się Dobek: tobie to z nim do twarzy, bo ty sama jesteś kwiatem a ja grzybem

Potrząsł głową.

 A wiesz ojcze przerwała nagle: gdybym ci pokazała śliczny jak najpiękniejszy kwiat grzybek ponsowy, aksamitny, który przyniosłam z lasu tobyś dopiero się przekonał, że i grzyby piękne być umieją wykwitał tak jakby z gałązki

Dobek usiadł na krześle, obejrzawszy się czy na niem co nie leży.

 No, moja Lorko, rzekł: przyszedłem ci jedną osobliwszą zwiastować nowinę. Wszak to ja, jutro na cały dzień jadę.

 Ojciec? dokąd?

 Do Smołochowa.

 Ojciec do Smołochowa? po co?

 A! to widzisz dla tej nieszczęśliwej wdowy, którą niegodziwi ludzie chcą pokrzywdzić; prosiła mnie ze łzami, przyrzekłem.

Lorka zmarszczyła brwi i skrzywiła usteczka.

 Przyrzekłeś? przyrzekłeś? odezwała się. Mnie to przykro! Taka straszna takiem się jej przelękła Ciągle mi upiorem stoi przed oczyma O! gdybyś mógł nie jechać!

 Ależ dla czego?

 Dla czego?.. powoli poczęła Laura: ja sama nie umiem powiedzieć dla czego a boję się o ciebie i dałabym wiele, gdybyś nie jechał Wiesz ojcze Dobkowie nie jeździli nigdy nigdzie tylko żeby się żenić Mnie serce przeszywa śmieszna myśl A!..

Rzuciła się ojcu na szyję, potem przyklękła przed nim, złożyła ręce, zapatrzyła się w oczy. Nie pojedziesz ojczuniu drogi tatku! nie pojedziesz? Chcesz ratować ją? A! dobrze! Daj jej pieniędzy, wszak ludzi zwykle ratuje się tylko pieniędzmi wszak dla nich wszystkiem pieniądze, i ona nie może żądać niczego innego tylko jałmużny Daj jej królewską jałmużnę ale nie jedź ty do niej.

Na te wyrazy wymówione z trwogą i ogniem, stary pan Salomon oniemiał prawie. Własna jego obawa, rada Arona, prośba córki, wszystko się składało na jakieś przeczucie nieszczęścia; nie chciał jednak okazać po sobie że się zawahał i że w nim ciekawość uparta walczyła zajadle przeciw tym głosom proroczym.

Uśmiechnął się z przymusem.

 Moja Lorciu! zawołał jakżeby to było śmiesznie zlęknąć się kobiety bezbronnej! Dla czego? Cóż mi się stać może?

 A dla czegóż ja się boję i drżę? zapytała Laura dla czego jej głos wpadał mi aż do serca i krajał je boleśnie? dla czego ta piękna twarz zdała mi się obliczem kata?

 Boś ty, moje dziecko, marzycielka i dziwaczka Wszakże czasem ci się zdaje, że kwiatek ma wyraz złośliwy, że ptacy cię łają świergocząc

 To prawda! tatku, odparła Laura, ale ja ja jestem przekonana, że są kwiaty, co nas nie lubią, jak my ich. że są zwierzęta, co nas kochają, i że miłość jest zawsze wzajemna A że ja tej kobiety nienawidzę, więc i ona musi mieć wstręt do mnie Po cóż ci szukać ludzi, co twego dziecka kochać nie mogą?

Dobek udawał, że się śmieje.

 A! dziecko! porzućże te dziwactwa! pojadę, pokłonię się, papiery przepatrzę i powrócę

Lorka opadła klękając na ziemię i rzekła:

 A to tak ty mnie kochasz? tak? kiedy ja proszę kiedy ja się lękam?.. Mój ty drogi! mój ty miły po cóż ci ruszać się z domu?.. czy ci w twem gniazdku nie lubo? na co obcych szukać ludzi? Żyliśmy sami tak długo trwoga mnie jakaś ogarnia

 Dziecko jesteś, rzekł Dobek poważnie: i tobież przecie z tego gniazda wylecieć przyjdzie?

Lorka potrzęsła głową.

 A! nie! nie! mnie tu dobrze! nie polecę

I dodała błagając:

 Poszlej jej pieniędzy poszlej co zechce mamy ich dosyć

 Nie tak wiele jak ci się zdaje! zawołał żywo skąpiec.

Lorka pogroziła mu palcem.

 E! ja wiem! ja wszystko wiem! ale niech to będzie tajemnicą

 Wszystko co jest to dla ciebie.

 A ja wszystkiego wyrzekłabym się, tylko żebyś ty mi został, żeby mi ciebie nie chcieli odbierać ludzie, żeby nikt obcy nikt obcy nie wcisnął się między nas dwoje

Smutnie zwiesiła główkę.

 Mam okropne przeczucia od tego dnia, gdy to widmo tu cicho weszło i stanęło w domu czarne widmo

 Moja Lorko!.. ty przerażająco jesteś temi bajkami z książek obałamucona Śni ci się co czytasz lepiej biegaj, graj śpiewaj

 Ale jam nie przeczytała o niej, ona mi stanęła tam (wskazała ręką drzwi) jak groźba jakiejś strasznej żałoby

Wzdrygnęło się dziewczę

 Wiesz co Lorku, poważnie i sucho rzekł ojciec: na ten raz muszę ci się sprzeciwić, bom słowo dał; lecz bądźże spokojną! to będzie raz pierwszy i

Miał domówić: ostatni, gdy weszła ciocia Henau, która z drugiego pokoju całą słyszała rozmowę.

 Lorka ma główkę przewróconą!.. po co to ojca straszyć i zniechęcać!. moja Loro!.. cóż ci znowu?

 A! a! was dwoje na mnie jedną! szepnęła onieśmielona dziewczyna: więc milczę więc nie powiem nic nic ale ciociu Fryderyko

Wstała, wyprostowała się, oczy jej błysły.

 Ciociu Fryderyko, pamiętaj tę chwilę proszę i tę moją trwogę Serce człowieka ma czasem natchnienia z nieba ojciec gdy o dziecko chodzi, dziecko, gdy idzie o rodzica

Odstąpiła powoli ku oknom Dobek spojrzał na pannę Henau, ona na niego, oczyma wskazali sobie Laurę i Fryderyka szepnęła:

 Mówcie o czem innem

Zaczęto w istocie o ogródku o kwiatach, lecz Laura się nie rozchmurzyła, w oczach miała łzy, chodziła ponura prawie gniewna

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора