Jechał, dając się prowadzić nie okazując niczem zajęcia zobojętniały i pogrążony w sobie.
Takim na pierwszym noclegu na czeskiej ziemi wieczorem, znalazł go ulubiony mu powiernik, ksiądz Suchywilk, Grzymalita, który mu towarzyszył do Pragi.
Był to jeden z najpoważniejszych, najuczeńszych swojego czasu duchownych, mąż dobrej rady, nieskazitelnego charakteru, a wielkiego przywiązania do Kaźmirza, który mu miłość jego dla siebie zupełnem odpłacał zaufaniem.
Jak wuj jego, Arcybiskup Bogorja, tak on kształcił się za granicą, w Bononji, Padwie i Rzymie dokończył nauki, a oprócz suchej ich treści, przywiózł z sobą zdrowe i żywe pojęcie wszystkiego, co własny kraj wymagał.
Wielkiej siły ducha mąż, umiejący prawdę mówić i nie zniżający się nigdy do pochlebstwa cenionym był przez króla wysoko.
Szanował go Kaźmirz i często mu był posłuszny.
Sama postać jego wrażała uszanowanie i oznaczała męża charakteru energicznego a nieulęknionego. Król po nim miękkiej pociechy innych spodziewać się nie mógł.
Suchywilk, wszedłszy do izby, w której król siedział pogrążony w sobie, a Kochan stał u proga popatrzył chwilę nań, nim się zbliżył.
Wstydząc się swojego tak jawnie słabość odkrywającego smutku, król powstał, zmuszając się do uprzejmego uśmiechu. Kochan czuł się tu już niepotrzebnym, i zniknął.
Zostali sami.
Czas jakiś Grzymalita milczał.
Miłościwy panie odezwał się, mierząc króla swem wejrzeniem spokojnem nie trzeba się tak poddawać boleści, choć jest ona bardzo usprawiedliwioną. Lecz, taka kolej rzeczy ludzkich takie są losy nasze, nic na ziemi nie ma pewnego. Bóg doświadcza i próbuje.
Po tej przedmowie Suchywilk począł zwolna.
Ludziom, co dla siebie żyją, boleć i lubować się w boleściach swych jest wolno nie wam, nie nam. Kapłani i królowie synami są bożemi. Mocarze w dłoni trzymają losy państw Macie, miłość wasza, co czynić. Kraj cały odłogiem leży, czeka na was Nie godzi się wam nad własną niedolą łzy wylewać.
Kaźmirzowi oczy zabłysły, począł słuchać z uwagą. Ksiądz mówił dalej, ożywiając się
Miłościwy Panie pomyślcie o owczarni waszej a ból wasz własny nie da się wam tak uczuć uciskająco i przygnębiająco.
Ojcze mój odezwał się Kaźmirz macie słuszność, lecz są cierpienia nad siły
Siły wola wywołuje, a ta od człowieka zależy rzekł Suchywilk.
Wnijdźcie w położenie moje Ta groźba straszna, iż mogę być ostatnim z rodu mojego! szepnął Kaźmirz. W chwili, gdym sądził, iż przeczucia przełamię, gdym miał nadzieję
Ale nadzieja straconą nie jest rzekł energicznie duchowny. Przeczucia i przepowiednie są to pokusy szatana. Bóg rzadko objawia przyszłość, a gdy to czyni, dzieje się objawienie jej przez usta poświęcone i wiary godne.
Lecz wy, królu miłościwy dodał gdyby nawet, od czego Boże uchowaj, ta jakaś przepowiednia ziścić się miała, możecie po sobie zostawić więcej niż potomka, więcej niż potomstwo dzieło wasze, pamięć spraw wielkich, dłużej trwającą, niż rody.
Król spojrzał nań z ożywieniem i ciekawością.
Cóż ja uczynić mogę? zapytał smutnie.
Tu, u nas, w tej Polsce, ledwie do kupy jako tako orężem ojca waszego sklejonej? odparł Suchywilk z mocą wielką. Pytacie, miłościwy królu, co czynić?
Aliści żywota ludzkiego najdłuższego nie starczy na to, co tu jest do czynienia!
Miłościwy królu, widzieliście to miasto Pragę tak wspaniale się wznoszące, alboż my miast takich mieć nie możemy i nie powinniśmy? Wszystko u nas odłogiem! Cóż to są te zamki nasze, stosy drzewa, jakby na opał przygotowanego? Szkół u nas mało, kraj na pół pusty, ludu mało, ściągnąć go trzeba
Kaźmirz słuchał, ożywiając się.
Naostatek, miłościwy panie dodał kapłan gdzież u nas prawa są? Inne kraje mają je spisane, u nas każdy sędzia podług jakiegoś starego obyczaju inaczej sądzi jako sam chce. Jakież to królestwo jedno, gdy w niem zwyczajów tyle, a pisanego prawa lub nie ma, albo je sobie pisarczyki notują dla pamięci, jak się im podoba, a potem te ich mazaniny służą za kodeksa? Alboż i to godzi się, żeby nasze mieszczaństwo, gdy się sądzi, a wyrokom nie rade, do Magdeburga pod cudze panowanie słało z apelacyą?
Suchywilk, który równie biegłym teologiem jak prawnikiem był, mówiąc o tym przedmiocie, mimowolnie się zapędził.
Zmiarkował sam prędko, że nie pora była królowi szczegóły te teraz stawić przed oczy, i zwrócił mowę swą inaczej.
Ojciec wasz wojował rzekł wy budować musicie i gospodarzyć. Alboż to nie boleśnie nam słuchać, gdy obcy, o kraju naszym rozpowiadając, dzikim go zwą, barbarzyńskim, zarosłym, niewytrzebionym, na pół pogańskim? Albo nie wstyd, gdy nam gościńców naszych niebezpieczeństwa i niewygody zarzucają w oczy?
Rzemiosł u nas mało, wszystko u obcych kupować musimy
Kaźmirz zdał się zapominać o swej boleści.
Ojcze mój przerwał to ty wiesz najlepiej, bom ci się nieraz spowiadał z myśli moich, że całą żądzą mą i staraniem było i jest na ten cel pokój utrzymać, okupić go, aby lud ubogi się wzmógł, bezpiecznie zasiedlił, wzbogacił! Pragnę tego wszystkiego co wy, lecz jak i czem tak wiele rzeczy razem dokonać możemy?
Jak? zawołał Suchywilk rozpoczynając od najpilniejszego.
Wasza miłość daliście najeżdżanym i pustoszonym ziemiom wytchnienie, to już dobrodziejstwo wielkie. Zważmy, co czynić, i bierzmy się do dzieła.
Król się zadumał.
Widocznem było, że Grzymalita zręcznie potrafił odwrócić myśl jego od tych dręczących wspomnień, co ją zajmowały. W Kaźmirzu odezwało się to, co go od młodości obchodziło najżywiej, chęć podźwignięcia kraju i postawienia go na równi z innemi królestwami w Europie.
Cóż więc najpilniejsze? zapytał.
Suchywilk spojrzał nań.
Chleb i zamożność da nam pokój odezwał się a po nich co najpierwszą wszelkiego kraju potrzebą?
Kaźmirz łatwo mógł w myśl mówiącego trafić, wiedział, co go najżywiej obchodziło zawsze.
Sprawiedliwość odparł nieśmiało.
Tak jest odparł Suchywilk z radością. Miłość wasza nieśmiertelną po sobie zostawić możesz spuściznę Polsce. Prawa jej daj!
Kaźmirz powstał odżywiony.
Dobrze rzekł lecz wy mi bądźcie do wielkiego dzieła pomocą. Pociechą ono dla mnie się stanie
Zamilkł. Ksiądz przedłużał rozmowę znalazłszy w niej dzielne lekarstwo.
Prawa pisanego tak jak nie mamy rzekł co gdzie jest z ust i tradycyj ludzkich pozbieranego, jedno się drugiego nie trzyma, trzeba to zebrać, zjednoczyć, zlać, aby, jak król jeden jest, i prawo było jedno
Kaźmirz począł go ściskać.
Pomóż mi zawołał pomóż! Trzeba, aby to prawo osłoniło lud biedny, kmiecie wzięło w opiekę. Na to umierającemu ojcu słowom dał, iż bronić go będę
Chrystus ten lud, jak nas, krwią przenajświętszą odkupił dodał kapłan.
Taką rozmową Suchywilk zajął króla do nocy.
Nazajutrz rozpoczął ją znowu. Kaźmirz sam wznawiał chętnie przedmiot ten, do którego serce go ciągnęło i poczciwa chęć zostawienia po sobie pamięci dobrej.
Tak dojechali do Krakowa. Stolica, do której spodziewał się, wyjeżdżając z niej, powracać szczęśliwy obok młodej małżonki, wznowiła bolesne wspomnienia. Zatrzymać się kazał na drodze, aby przybyć ukradkiem, nocą, wprost na Wawel pusty do swej sierotki, której matkę obiecał.