Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi стр 10.

Шрифт
Фон

Lehmann wyszedł na chwilę, dając mu znak i powrócił prędko. Przysunął krzesło do stołu, posadził go i usiadł sam.

 Co się z wami dzieje? zapytał.

 Dzieje się tak źle odparł Zaklika iż gorzéj, gorzéj już być nie może. Wygnano nas z pałacu, z domu, z Drezna a teraz idzie o to, żeby nas pono i z Pillnitz wypędzić jeżeli nie gorzéj. Nieszczęśliwą tę ściga zemsta nikczemnych ludzi trzeba ją ratować.

 Tak jest, tak jest odparł Lehmann, poprawiając czarnéj czapeczki, którą starym obyczajem nosił na głowie ale siebie nie gubić.

 Myślę, że się to da pogodzić! odezwał się Zaklika.

 Tak, tak, tylko rozumnie i ostrożnie.

 Cosel uciekać musi dodał Zaklika.

 Dokąd? spytał żyd z uśmiechem chyba za morze tu sobie panowie wzajemne czyniąc przysługi, oddają zbiegów.

 Sądzę, że o nas się upominać nie będą.

Lehmann głową pokiwał.

 Hrabina mówił daléj wierny sługa musi z sobą zabrać co ma, bo co zostanie, wezmą chciwi następcy, jak zabrali pałac, i co w nim było.

Bankier głową znowu dał znak potakujący.

 A czy bezpiecznie uciekając zabiérać z sobą reszty? A gdybyśmy w ręce nieprzyjaciela wpadli?

Chwycił się oburącz Izraelita za głowę.

 Jużto, wierzcie mi rzekł radbym hrabinie z duszy dopomódz; znam jéj historyą, znam charakter: była to jedna perła w tém błocie. Winienem ja jéj wiele i pomogę chętnie. Żyd jestem, ale serce mam i uczciwych ludzi szacować umiém; ale posłuchajcie mnie, panie Zakliko: siebie, dzieci i rodziny dla niéj gubić nie mam prawa.

 Ja przecie, gdyby mnie na katownie najsroższe wzięto nie wydam was, ani hrabina, a więcéj nikt, chyba Bóg jeden wiedziéć będzie o waszym dobrym uczynku.

Lehmann rękę mu podał: Zgoda rzekł trzeba żeby was tu u mnie nikt nie widział, ani wchodzącego, ani wychodzącego, bo i za mną jak za wszystkiemi szpiegi chodzą.

 Nie bójcie się o to dodał Zaklika.

 Co mi dacie, to wam prześlę gdzie będzie trzeba dodał Izraelita rzecz jest skończona.

Jeszcze raz sobie dłonie podali.

Lehmann z szafy dobył flaszkę wina i dwa kieliszki: nalał je i siadł.

 Dziękuję wam odezwał się Zaklika nie zabawię długo, muszę się jeszcze o wielu rzeczach dowiadywać, wiele przygotować, a czasu mam mało.

 A o czémże dowiedzieć się chcecie? spytał chmurno Lehmann zniżając głos u nas tu zawsze gospodarstwo jedno, kto na oczach u króla, kto z nim razem pije i bawi się, w łaskach. Od rana do wieczora zabawiamy się, a co nam do zabawy przeszkadza, to zmiatamy z drogi do Königstein, lub gdziekolwiekbądź, byle nam nie zawadzało.

Litości tu ani serca nie pytać, bo niéma nieczulszych ludzi nad rozpustnych. Jeden pod drugim kopią, jedni drugich wysadzają; król posługuje się wszystkimi, obsypuje łaskami gdy potrzebni, i gardzi niemi

Wszystko jedno: jest to co było wczoraj i co pewnie jutro będzie, aż póki jaka burza wszystkiego tego razem nie zmiecie.

 Król więc zakochany? spytał Zaklika.

 On? zakochany? odparł Lehmann a czyż taki człowiek kochać co może oprócz siebie? Ktoś na niego mówił, gdy swoją religię na waszą zmieniał, iż nie wierzy aby cokolwiek mieniał, bo nic nie miał: tak samo z tą miłością, któréj nigdy nie było.

 A Denhoffowa!

 A! a! zawołał Lehmann co ma być? pieniądze zbiéra i klejnoty: król już pono myśli zawczasu za kogo ją wyda gdy mu się uprzykrzy.

Siostrę jéj hetmanowę Friesenowi swatają, a ją? no! weźmie Haxthausen, albo Francuz Besenval, bo już ich mają w zapasie.

Ruszył ramionami Lehmann.

 Cóż ty się tu chcesz nowego dowiedziéć? tu się ludzie zmieniają nie rzeczy.

Chwilę potém jeszcze po cichu mówili z sobą, Lehmann wziął klucz, wyprowadził go do furtki ogrodowéj, wypuścił nią i klucz mu zostawił. Pożegnali się mrucząc. Zaklika obwinięty płaszczem poszedł daléj Nie sądził aby niebezpieczném było podsunąć się z tłumem ku Zwingrowi, chciał zobaczyć jak to tam teraz wyglądało: zdawało mu się że się niewidzianym przesunie.

Już był w zamkowéj ulicy pełnéj przesuwających się masek i nobles venisiens i dominów, gdy go ktoś po ramieniu uderzył

Zwrócił się zdziwiony: za nim stał uśmiechnięty Fröhlich, stara jego znajomość. Tego dnia nie zmienił on stroju, który dlań był urzędowym, ani uśmiechu z ust, bo ten także do urzędu należał.

 Jakżeście mnie poznali? zapytał Zaklika.

 Tu takich szerokich ramion oprócz króla i was niéma nikt szepnął Fröhlich ale cóż wy tu robicie? Słyszałem żeście byli u dworu téj téj, która upadła? a teraz?

Zaklika dla utajenia się, odparł żywo:

 Nie było tam co robić! opuściłem go!

 To rozumnie rzekł Fröhlich wszystko dobre, ale swój kark zawsze trzeba najwięcéj szanować cha! cha! niech każdy ratuje się jak może! Powróciliście więc do służby króla? czy może już Denhoffowéj służycie?

 Jeszcze nie odparł Zaklika a jakże się ona wam wydaje?

 Mnie? zapytał Fröhlich ona mi się wydaje, jak te małe stworzonka czarne, co to skaczą i kąsają, które się zdaje łatwo zgnieść a trudno złapać.

Począł się sam śmiać, i zatknął sobie usta.

 Piérwszy niedoperz którego zobaczycie na balu, to będzie ona. Ładne cacko, ale drogo kosztuje.

Jeszcze mówili z sobą, gdy przechodzący Hiszpan w masce, stanął o parę kroków od nich i widocznie przypatrywać się im i przysłuchiwać zaczął. Zaklika chciał się oddalić, gdy maska się wcisnęła, zajrzała mu pod kapelusz i pochwyciła za rękę.

Fröhlich natychmiast się wysunął.

Z pod czarnéj maseczki poznać nie było można człowieka, który zmienionym głosem począł natarczywie pytać, co tu robisz? co robisz?

Nie miał już Zaklika lepszéj odpowiedzi do dania, nad tę którą zbył Fröhlicha.

 Szukam służby rzekł.

 Ho! to ci się twoja pani sprzykrzyła

 Nie jest ona panią dziś i sług nie potrzebuje.

Stali właśnie w jednéj z bram zamku wychodzących w ulicę, Hiszpan pociągnął Zaklikę z sobą pod jéj sklepienie, którą kilka mdłych oświecało latarni.

 Szukasz służby, a jakiejżebyś żądał?

 Jestem szlachcic, szlacheckiéj służby wymagać mam prawo, takiéj, która się przy szabli lub szablą odbywa.

Hiszpan coś zamruczał.

 A Cosel? gdzie Cosel?

 Zapewne w Pillnitz? nie wiém?

 Chodź ze mną.

 Dokąd?

 Nie pytaj, przecież się nie lękasz?..

Zaklika poszedł.

Po drodze postrzegł iż nieznajomy prowadzi go do Flemminga.

Pomimo maskarady na Zwingrze, Flemming był w domu, zapijano u niego. Maski przychodziły i wysuwały się, kilku co woleli siedziéć u kielichów, nie ruszali się; Flemming spodziewał się nawet króla na chwilę.

Wrzawa buchała z pokoju w którym goście się zabawiali. Hiszpan wszedł przez drzwi otwarte, szepnął coś Flemmingowi na ucho i generał żwawo poszedł do progu. Cichym głosem zawołał na Zaklikę aby szedł za nim i uprowadził go z sobą do odosobnionego gabinetu Tu cicho było i spokojnie, na stole papiérów pełno. Młody człowiek pochylony nad niemi, pisał coś szybko Flemming wciągnął Zaklikę w ciemny kąt gabinetu, Hiszpan poszedł za niemi.

 Kiedy rzuciłeś służbę u Cosel? zapytał.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора