Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi стр 8.

Шрифт
Фон

 Byćże to może! zawołała Cosel.

 Tak i jabym spytała może niedawno, czyż to być może mówiła daléj przybyła a dziś powiadam że możliwe wszystko.

 Cóż zawinił wojewoda?

 Mówią, nie wiem, że tam na jakimś zjeździe tych pogolonych głów polskich, właśnie gdy król brał Denhoffowę wystąpił jawnie przeciwko niemu za to że im żony zabiéra, że mieszka publicznie z cudzemi, że kraj psuje: że to zbrodnia stanu!

Zbrodnia stanu! śmiejąc się i plaszcząc w ręce wołała Glasenappowa a! nieoszacowany Jabłonowski. Mówią że tym sposobem na Leszczyńskiego nawracał, iż im przynajmniéj żony całe zostawi. Królowi najgorzéj to dopiekało, że mu Denhoffowę, chciał wyrwać. Szpiegowano Jabłonowskiego tak, że tam jakieś listy poprzejmowano, jakiegoś pisarza wzięto na konfessaty, jakieś papiery poznajdowano w domu i król bez ceremonii, bez sądu Jabłonowskiego na Königstein wywieźć kazał.

Cosel słuchała obojętnie.

 Miarkujże moja droga dokończyła Glasenapp kiedy około książąt wojewodów tak mało ceremonii, cóż już o innych mówić? co my biédne znaczymy, gdy się nas pozbyć potrzeba.

Opowiadanie Glasenappowéj, choć nie odezwała się Cosel ani słowem, uczyniło na niéj wrażenie. Wojewoda ruski na Königsteinie, nie sądzony, nie przekonany i za sprawę polską więziony w Saksonii, w istocie było to coś nowego i do myślenia dającego.

Od smutnego tego przedmiotu, Glasenappowa przeszła prędko do weselszych.

 Mamy świetne ciągle zabawy rzekła król się wysadza na nie, chociaż Denhoffowéj nikt na nich nie widzi; domyślają się tylko ludzie, gdyż przed królową nigdy z odkrytą twarzą stanąć nie śmiała. Jak Teschen maskuje się i przebiera za niedoperza razem z siostrą: mamy téż najwięcéj maskarad i redut. Króla także nie widać nigdzie, bo musi siedzieć z nią zamknięty. Przy jednéj wieczerzy Kyan, słyszę, zamiast do kielicha, zapraszał do nabożeństwa po katolicku na intencyą N. Pana, ażeby go Bóg z niewoli polskiéj wyzwolić raczył.

Cosel smutny uśmiech przebiegł po ustach.

 Nazajutrz dodała opowiadająca ktoś pochwycił koncept dowcipnisia i przybito na Georgenthor i na kościele zaproszenie wszystkich wiernych na to nabożeństwo. Król się słyszę śmiał, lecz tego co się to ważył uczynić szukać kazano, a wątpię by go znaleźli.

Plotła tak nieznużona długo pani baronowa, aż czas nadszedł obiadu, na który się wprosiła. Po nim zażądała widziéć ogród i aleje lipowe. Tu gdy się sam na sam znalazły, Glasenapp zbliżyła się do ucha hrabinéj:

 Macie mnie wszyscy za złośnicę, siejącą tylko niezgodę i radującą się z wypłatanego figla. O! nie przeczę że lubię dokuczyć tym, którzy mi téż dojedli nie mało; alebym rada usłużyć, gdy mi kto raz w życiu dobrą wolę okazał, a téj doznałam niegdyś od was hrabino. Żal mi was

Na dworze naradzają się i odgrażają przeciwko wam, jeżelibyście tego papieru wydać nie chcieli.

 Papiéru? jakiego? napozór obojętnie spytała Cosel.

 A! przecież wiecie o co chodzi, bo Watzdorf tu do was dla odebrania go był przysłany Mówią, że jeśli nie oddacie go z dobréj woli, gotowi użyć siły.

 Bardzo dziękuję za przestrogę odezwała się Cosel ale ja na wszystko byłam i jestem przygotowaną. Tego papieru, jak go nazywasz, odebrać mi nie mogą, bo go niémam: jest w dobrych i pewnych rękach. Spodziewałam się i téj w końcu nikczemności złożyłam go w miejscu bezpieczném.

Glasenapp długo patrzała na nią, chciała widocznie z oczu wyczytać czy prawdę mówiła, ale Cosel była nieprzeniknioną gdy chciała osłoniła się dumą i spokojem udanym, choć czuła w sobie wrzenie oburzenia i gniewu.

Łatwo jéj było poznać i domyśléć się, że Glasenappowa dlatego tylko rozpoczęła od plotek złośliwych, aby obudzić zaufanie, że wysłano ją aby się czegoś dowiedziéć; że była szpiegiem Watzdorfa lub Flemminga. Nie mogli wysłać ani gorszego, ani mniéj obudzającego zaufania

Zabiegi całe na nic się nie przydały, Cosel zimno wysłuchawszy zwierzeń i przestróg, dała jéj z niczém powrócić do Drezna.

Zaledwie powóz który ją tu przywiózł oddalił się nieco, gdy hrabina kazała zawołać Zaklikę.

Ten zawsze był w pogotowiu.

Obawiając się podsłuchaną być we własnym domu, Cosel wyprowadziła go na podwórzec i usiłowała tak prowadzić rozmowę, aby się ona wydała rozporządzeniem tyczącém domu i ogrodu

Zaklika myśli jéj zgadywał.

 Jesteśmy tu szpiegowani odezwała się prawda?

 Dokoła, nawet w domu za nikogo ręczyć nie mogę odpowiedział wierny sługa.

 Można ich oszukać? spytała.

 Gottlieb tu na czele począł Zaklika zdaje mi się że on do miasta jeżdżąc po zapasy domowe, raporta odwozi. Lecz nie mądry jest i spoić go łatwo, a zwiéść jeszcze łatwiéj

 Gottlieb? zawołała hrabina.

 Tak, właśnie ten, który się najwięcéj z miłością swą dla pani uprzykrza radby ażeby się go nie obawiano.

 W mieście wszyscy cię znają? zapytała cicho Cosel.

 E! wielu zapomniało już o mnie podchwycił Zaklika a dla innych toć się i trochę zamaskować łatwo.

 A masz-że od kogo zasięgnąć języka?

 Gdy muszę, znajdę rzekł wezwany.

Po tych wstępnych pytaniach, Cosel jakby dreszczem przejęta, drgnęła.

 Niéma tu już bezpieczeństwa dla mnie rzekła muszę uciekać, ale jak? tobie ufam jednemu; mów, jak?

Zamyślił się Zaklika i milczał.

 Trudno mruknął ale gdy musimy.

 To nie dosyć kończyła Cosel ja muszę zabrać z sobą co mam najdroższego, co stanowi dziś majątek cały. Musimy uwieźć klejnoty, pieniądze, bo to co tu zostanie, będzie ich łupem: zabiorą wszystko.

Ani słowa na to zwierzenie się nie odpowiedział Zaklika: potarł czoło, targnął wąsa, spuścił w dół oczy.

 Mów pani rzekł widząc że Cosel czeka.

 Czy mi zaręczysz że dobiegnę przed pogonią za granicę..?

 Co w ludzkiéj mocy, zrobimy. Zaklice pot kroplami na czoło wystąpił, widać było że niepokój go dręczył, że się lękał a nie chciał wydać z bojaźnią.

 Dawno to uczynić trzeba było wprzód rzekł ucinając mowę, bo nie nawykł długo się wyrażać ale co się nie zrobiło, o tém mówić już niéma co: trzeba czynić co teraz mamy przed sobą.

Złamał palce gniotąc je biédny człek, aż kości trzeszczące w nich słychać było; chmurne czoło namarszczył, stąpał z nogi na nogę. Cosel patrzała nań z trwogą i ciekawością, ten człowiek cały w sobie, energiczny, silny, mało mówny, po wypieszczonych ludziach do jakich była nawykła, na których spuścić się było niepodobna, dziwił ją, zdumiewał, lecz cieszył. Czuła w nim człowieka.

Rajmund wyglądał dziko prawie, zamyślił się, nasępiwszy brwi

 Nocą pojadę do miasta rzekł ja tu w domu mało się pokazuję i tak; nie każ mnie pani wołać aż sam przyjdę, będą we dworze sądzili żem się zamknął, co nieraz bywało. Mam łódkę skrytą w krzakach pod wyspą, spuszczę się Elbą Napowrót więcéj czasu potrzeba pod wodę, ale i na to się znajdzie sposób. Co tam zdołam się wywiedziéć u dworu zobaczę Trzeba obmyśléć i resztę; wyjazd, to nie mała rzecz

Mówiąc tak urywanemi słowy wzdychał. Cosel zobaczyła w téj chwili krążącego z dala Gottlieba, który już się mógł czegoś domyślać z dłuższéj rozmowy i zaraz skinęła na niego.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора