Nigdy może starość z pięknej twarzy kobiecej, piękniejszej nie utworzyła ruiny; Obok lic jaśniejących młodością i wdziękiem, to oblicze zbladłe i smutne, jeszcze by było zwróciło oko i zmusiło przed sobą uchylić głowę. Uśmieszek jakiś niemal dziecięcy, tak był szczery i wesoły igrał na ustach staruszki, która się w bok wzięła spoglądając na wchodzącego Sienińskiego.
A co Sienińsiu, waść taki do mnie! ha! nie zapomniałeś o starej. Oj, pochlebca z ciebie, pochlebca, dworak! czy to niema już tam co robić, żeś się do mnie przywlókł? Dwór się tam słyszę do góry nogami przewraca! Żeby go jeszcze uchowaj Boże temi illuminacjami nie podpalili!
Juściż, taki pałacu by spalić nie powinni, trochę obojętnie rzekł Sieniński alem ja ich porzucił, niech sobie sami dają rady kochane Francuzy. JW. podczaszyna kazała mi się niepokazywać i z kąta tylko pilnować porządku, poszedłem też precz Dziś tu u nas wszystko do kuchcika francuzkie, niema co nam robić.
Czy już podczaszyna pojechała? spytała staruszka.
Już, tylko co się to potoczyło; cała aleja w ogniu, ludzi kilkuset z wachlami dwór pojechał za panią; reszta pań jeszcze nie gotowa Ale JW. pani ani chce spojrzeć, a to dalibóg śliczny widok choć ślicznie i kosztuje.
Daj mi tam waszeć święty pokój z temi widokami, moje oczy dosyć ich już widziały na świecie, wkrótce da miłosierny Bóg jaśniejszą nad te wszystkie światłości oglądać. Co mi tam mój Sienińsiu wasze fajerwerki i illuminacje, głupstwo to kochanku. A mójże Michaś pojechał? zapytała troskliwie.
JW. podczaszyc siadł z panią.
Ażeby mi go tylko gdzie nie zaziębiła fertycząc się tam, bo to takie nieuważne i matka i on a cóż na siebie wziął, nie widziałeś tam waszeć?
Sobolową szubę karmazynową JW. pani, nie zmarznie w niej, boć i karetą pojechali.
Oj, nie uwierzysz bo, mój Sieniński, jakie to delikatne, tak mi go nieboraka po babsku wychowali, niech im to Bóg niepamięta!
Oboje westchnęli.
Szaławiła chłopczysko, głowa mu się pali, nawet dziś do mnie na minutę nie przybiegł dodała staruszka patrząc w ziemię, dobrze mu za to uszy natrę, boć należało, należało
Już co temu, to jak Boga kocham, gorąco przerwał stary, nie winien on JW. pani, nie winien. JW. podczaszyna nie puściła go ani na minutę od siebie. Sądny dzień w pałacu. Wszyscy wiele tego jest, i nas, i tej chałastry, nie mogli wystarczyć nawet ten Labuś tu się w język ukąsił Sieniński żeby mu nie dać jakiegoś przydomku latał, z pozwoleniem, jak kot z pęcherzem. No! jest bo co robić! Zachciało się króla IMci przyjmować, niechajże skosztują raritatis.
Staruszka ruszyła ramionami.
Co mi to za król! co mi to za król! szepnęła jakby sama do siebie; oj mnie mości Sieniński co jeszcze pamiętam jak przez sen prawdziwego króla Jana III., już to na tego niemczyka i patrzeć się nie chce. I tamciż byli Niemcy, co po Janie panowali; także to byli jakieś przybłędy, co po koronę za jałmużną do nas przyszli, i spasali się na naszym chlebie Bóg wie za co, ale i ten, choć to niby swój pożal się Boże! Dawnoż to ekonomowało na Litwie. ??
Sieniński choć bardzo z natury cierpliwy i chętnie milczący, zdawał się nieco jednak zgorszony tem wystąpieniem staruszki, ale zamilkł.
Już to nie śmiejąc kontrować odezwał się namyśliwszy jaki on tam jest to jest, a takiż to koronowana głowa i pomazaniec Pański.
A! temu się nie przeczy, przerwała jejmość; korony mu z głowy nie zdejmuję, niech go Bóg błogosławi ale to nie Sobieski mosanie, oj nie Jan III. mospaneńku!
Wiadomo, JW. pani, wiadomo!!
Może on tam i dobry sobie i im, dodała stara, im takiego właśnie niemczyka czy francuzika było potrzeba niechże się nim cieszą.
To taki JW. pani nie będzie miała nawet ciekawości go widzieć?
A dajże mi tam waszeć z nim pokój, wszakiem ci mówiła, że mi czas do zobaczenia innego majestatu się sposobić, nie z tą młodzieżą się trzpiotać. Rada bym tylko żeby mi Michasia nie zaziębili oj, i nie zbałamucili! dodała z westchnieniem modlitwy.
Stary Sieniński, który rad słowa zastępował czemkolwiek, westchnął także.
Dobre to chłopię, poczciwy dzieciuch mówiła dalej w pół do siebie staruszka ale tak go psują, że ani sposobu uchronić.
Już co to, to prawda! Boże miły, wiele i mnie to łez kosztuje rzekł stary ale niema sposobu, francuzi tu królują i na francuza wystrychną.
Żeby mu choć głowy nie obałamucili, a serca nie zepsuli bo serce ma złote!
Kubek w kubek, kropla w kroplę, nieboszczyk pan podczaszy!
Biedaczysko! westchnęła babka i łza srebrzysta, rychło rękawem otarta, po zeschłej stoczyła się twarzy.
Wśród tej rozmowy, pan Sieniński usłyszawszy skrzypienie pierwszych drzwi, jakby przeczuciem niepokoju się obejrzał.
O ho! rzekł to już ktoś pewnie przyszedł po moję duszę.
W tem, głowa dziewczynki ukazała się w przedpokoju.
No, a co tam? spytała staruszka.
Marszałka proszą.
A co? nie mówiłem, dobrej nocy życzę JW. pani! do nóg upadam!
Dobranoc ci mój kochany, dobranoc choć ty podobno tej nocy nie bardzo będziesz spał.
Panie marszałku! począł naglić głos z przedpokoju. Labe prosi Labe bardzo pilno
Ależ idę idę! wysuwając się z westchnieniem rzekł stary. Labe siud Labe tud a niema jemu końca! nie mogliby się obejść i kwadransa bezemnie. Już tam jakaś bieda z tą frygą mnie czeka! Skaranie Boże! skaranie Boże!
Prędzej panie marszałku! zawołał nadbiegając ktoś drugi Labe się niecierpliwi!!
To niechże do kroćset chciał już klnąć Sieniński, ale się wstrzymał i dodał:
A nie może poczekać? Jużciż konno ze wschodów nie zjadę, żeby do niego pospieszyć, ani karku sobie dla niego nie nadkręcę?
III
Gdy tak w pałacu reszta przygotowań na przyjęcie królewskie się dopełnia, z pośpiechem, który najczęściej opóźnia wszystko zamiast ułatwić cokolwiek, gdy Labe Poinsot głowę traci wśród polskich sług, z którymi tylko na migi rozmówić się może, powozy podczaszynej suną się aleją lipową, ku oświeconej na przeciw pałacu, na wielkim gościńcu stojącej austerji, widocznie na dzień uroczysty wyświeżonej. Gmach ten, który zwykle stał dosyć odrapaną pustką i frontem tylko nieco pokaźniejszym miał obowiązek zamykać długą ulicę, teraz odnowiony, wymalowany, wyiluminowany, zajmowały tłumy szlachty sąsiedniej, oczekującej na Najjaśniejszego Pana, kilku orderowych, na których czele wojewoda, gromady wiosek z chorągwiami, chlebem i solą, żydzi z miasteczka blizkiego kahałem całym z rabinem, baldachimem, półmiskiem pokrytym pąsowym adamaszkiem, na którym tort z cyfrą S. A. R. pysznie się bielił i mnóstwo ciekawych różnego stanu ludzi. Już od południa niemal wszyscy w pogotowiu stoją, głodni, zziębli, a niespokojni wysyłają na zwiady, czy kogo nie widać od strony Warszawy a nie widać nikogo.
Ale zyskali na tem, że się tak przyjazd opóźnił, bo ten różnobarwny tłum, nigdy się lepiej wydawać nie mógł, jak teraz przy pochodniach nocnych. Panowie szlachta w najbogatszych swych strojach, konno, na dzielnych turczynach, źrebcach własnego stada, na kulbakach pozłocistych i rzędach wysadzanych, w kontuszach i żupanach z lamy i wschodnich materyj, u boku szable kameryzowane, na głowach kołpaki sobole, pióra czaple, kity strusie, spinki połyskujące. Niektórzy kobiercami perskiemi pookrywali dźianety, poupinali na głowach końskich czuby ze staroświecka i pęki piór nawet przy ogonach końskich posadzali; drudzy pofarbowali starą modą grzywy i ogony białym rumakom na pąsowo. Za panami których kupka lśni się od złota i drogich kamieni, świeci się barwy najświeższemi, niemniej wspaniała ciżba pachołków w strojach z węgierska, z kozacka, z janczarska i od fantazji; a wszyscy szumnie i bogato za katy.