Cóż takiego?
Niemiec potrząsł głową.
Jakże się waćpan nazywasz spytał ojciec to się pójdę dowiem.
Niemiec po raz trzeci się ukłonił, a że Polska szlachecka, uczyła szlachectwa wszystkich, a kto w niej parę lat pobył, już herbownych nabierał pretensji, Frejer, syn tkacza gdzieś w Saksonji, odparł:
Nazywam się Justus Bartholomäus von Frejer!
Z tem poszedł zakonnik do celi i otworzywszy drzwi, zastał podczaszyca spartego na stole, a tak zadumanego że wnijścia jego nie słyszał.
Laudetur
A! dobry wieczór jegomości!
Powiedz mi kto to jest Justus Bartholomäus von Frejer?
Podczaszyc, który pod tem nazwaniem z trudnością poznał swego dawnego pomocnika, nie rychło wykrzyknął:
A! Frejer! to mój niegdyś totumfacki! ale zkądże go znacie mój ojcze?
Jak myślicie, czy to uczciwy człowiek? spytał O. Spirydjon nie zdradziłby was?
Ale nie! to człek dobry, flegmatyk, Niemiec, i okrutnie regularny w regestrach, o pieniądze trudno z nim było zawsze, ale co w rachunkach nikomu się nie da przepisać!
Rozśmiał się kapucyn.
No, to może chcesz się z nim widzieć, czeka u fórty!
Podczaszyc ruszył chcąc wybiedz, tak mu zapachniało stare życie, którego Frejer był przypomnieniem, ale go ksiądz powstrzymał.
Czekaj, bezpieczniej ci go tu wprowadzić!
I rzuciwszy na podczaszyca pełnem litości wejrzeniem wyszedł, a po chwilce wsunął się Frejer, kłaniając się bezustannie. Ordyński o mało go w pierwszym zajpale nie uściskał tak był głodny wrażeń, plotek świata
Jakżeś mnie tu wyszukał?
Posłał mnie cavaliere Fotofero miałem nawet listek, ale Niemiec zaczął szukać po kieszeniach. Co to jest? Dziwna rzecz! ja nigdy nic nie gubię! Dziwna rzecz!
I brwi podnosił i ramionami ruszał i rewizją sukni rozpoczynał jak najsumienniejszą, ale listu znaleźć nie mógł.
Nie pojmuję jakem potrafił zgubić.
No ale wiesz przecie zniecierpliwiony tą zgubą i flegmą z jaką Niemiec ledwie skończywszy poszukiwanie, znów je na nowo przedsiębrał ależ wiesz z czem cię posłano?
Cavaliere Fotofero mówił mi ale jakże ja mogłem zgubić kartkę! powtarzał Frejer, który poczynał wywracać kieszenie aby je poznaczyć że były rewidowane.
Zgubiłeś, toś zgubił, mniejsza tupnął nogą Michał ale mi mów z czem cię posłano.
To nic, ale jak mogłem zgubić list! zawołał niepokonany Niemiec to niepojęta.
Nareszcie gdy wszystkie kieszenie, kieszonki, chustki, kapelusz, najsumienniej przejrzane zostały, Niemiec westchnął.
To niepojęta! rzekł.
To niepojęta jak ty jesteś nudny zawołał podczszyc przeskakując z nogi na nogę mów naprzód z czem cię posłano?
Kazano mi powiedzieć, primo tu Frejer zobaczywszy kieszenie powywracane i suknie rozpięte, znów je do porządku zaprowadzać się zabierał 1mo że JW. pan śmiało i bezpiecznie wyjść już możesz, gdy sprawa z panem Rybińskim skończona, a król Jegomość księdza biskupa wziął na siebie; 2do że z Florencji przyszła smutna wiadomość pod datą
Co? od mojej matki?
JW. podczaszyna nie żyje! flegmatycznie z ukłonem rzekł Frejer.
Ordyński rzucił się na krzesło łamiąc ręce.
Szczerze on przywiązany był do matki, choć między nim a nią nie widać było tej czułości, która rodziców z dziećmi wiązać powinna, ale u obojga zatajone tlało uczucie, któremu tylko zimny wieku obyczaj na wierzch wyjść nie dozwalał.
Chwilę podczaszyc pozostał tak w smutnem zadumaniu, które Niemiec tem łatwiej poszanował, że użył tej chwili spoczynku na nowe poszukiwanie w kamizelce i pludrach, równie bezskuteczne jak pierwsze.
Michał zapłakał nad sobą i nad nią na obcej ziemi w sieroctwie zmarłej. On także uczuł się sierotą i zadrżał, myśląc, że na jednego Boga tylko śmiało rachować może.
O. Spirydjon, który się ukazał w tej chwili, zastał Niemca jeszcze się systematycznie przetrząsającego, a podczaszyca we łzach. Łzy te niemal go uradowały, bo płacz, to owoc serca, a nie każdy zapłakać może!
A! co ci to dziecko moje! zawołał z uczuciem co ci to jest?
Odebrałem wiadomość o śmierci mojej matki.
Módlmyż się za jej duszę rzekł po cichu kapucyn klękając i począł głośno Anioł Pański.
Niemiec stał i patrzał, podczaszyc zawahał się by za starym modlitwę powtórzyć choć myśl już była gdzieindziej.
Cóż teraz myślisz z sobą spytał powstając O. Spirydjon.
Właśnie mi przyniesiono wiadomość odpowiedział podczaszyc że sprawa moja o zadanie rany Rybińskiemu skończona, dzięki przyjaciołom. Śmierć matki wkłada na mnie nowe obowiązki i zajęcia muszę wyjść natychmiast, ojcze pozwól bym ci złożył serdeczne dzięki za gościnność!
Starzec patrzał na niego prawie rozczulony.
Ha wyjąkał powoli idź w imię Boże ale wolałbym był żebyś tu jeszcze pozostał. Świat, stary bałamut, znów cię obejmie i omami, i to coś w siebie wziął ze spokojniej, świętej tych murów ciszy, zwietrzeje rychło! Bogdaj byś kiedy przypomniał sobie te dni rozmyślania i pokoju, jakieś tu spędził!
A jeśli cię serce zaboli, powróć tu do nas, panie Michale powróć do nas, do Boga tam może ci na chwilę weselej się zda, ale przeszumiawszy godziny policzone żal ci ich będzie, bo każda owoc dać powinna, a te ci i kwiatu nawet nie zostawią po sobie!
Dziękuję ci, dziękuję ojcze powtarzał podczaszyc.
Dziękujesz, płaczesz, ale dla czegoż tak ci się wyrywać pilno? Idź więc idź! i niech cię Bóg ręką starca błogosławi!
Frejer jeszcze szukał nic nie znajdując dotąd, podczaszyc trochę rozczulony, ale odzyskaną swobodą rozgrzany, pochwycił za płaszcz i kapelusz wyszli. O. Spirydjon milczący przeprowadził ich do fórty, otworzył drzwi i krzyżem za podczaszycem ściskającym dłoń jego, drogę przeżegnał.
Wieczór już był dość późny Ordyński spojrzawszy w gwarną ulicę, na ruch i zgiełk miejski zastanowił się odurzony, serce mu bić zaczęło.
Frejer rzekł przyprowadź mi fiakra, iść nie mogę.
Powolnie rozmyślając Niemiec, odstąpił kilka kroków zbierając się iść i obrachowując gdzie mu najbliżej będzie wynaleźć żądany powóz, gdy zdyszany, przerażony, z wyrazem boleści i rozpaczy na twarzy, stary Sieniński wpadł na wschodki wiodące do fórty i nie postrzegłszy potrącił podczaszyca.
A to ty stary!
A to pan!
Co ci jest Sieniński?
A nieszczęście! okropne nieszczęście! wykradziono, porwano gwałtem, zdradą, podejściem moję Anusię, moje dziecko nie ma jej! panie ratuj!
To mówiąc starzec ów tak zwykle powolny, co od pół życia drzemał więcej niż żył, tknięty w serce, powalił się u nóg podczaszyca i zaszedł z gorzkiego płaczu.
Co? gdzie? jak? co się z nią stało? mów! mów!
Chwycił się Ordyński zapłoniony, bo wspomnienie Anusi wzruszyło go do szaleństwa.
Ale stary Sieniński prawie bezprzytomny ciągnął go, chwycił za nogi, nic prawie mówić nie mogąc, i przerywanym tylko powtarzając głosem:
Córka moja! moja córka mój skarb! Anusia moja!
W tejże chwili jak na zawołanie, z głębi ciemności nocnych zjawił się o parę kroków od nich płaszczem obwinięty Fotofero. Stał on patrząc na obu i uśmiechał się złośliwie. Podczaszyc pierwszy go postrzegł.