Józef Kraszewski - Chore dusze стр 15.

Шрифт
Фон

Hrabia Filip, korzystając z bardzo szczęśliwego dla siebie składu okoliczności, miał właśnie wystąpić na arenę z dowcipem, w który grał doskonale, jak młode panienki w wolanta gdy z sąsiedniéj sali dał się słyszéć szelest sukni kobiécéj. Księżna podniosła głowę, trochę zdziwiona. Kamerdyner prowadził gościa nowego, wchodzącego bez ceremonii, żywo, napastliwie, jak ci, co wiedzą że pożądanymi i wdzięcznie przyjętymi być muszą wszędzie.

Z ruchów téj pani, nim światło na twarz jéj padło, wnieśćby było można, iż była chyba wcale młodą, bo skakała, nie szła, poruszała rękami, a cała jéj niewielka figurka drżała konwulsyjnie. Strój téż zapowiadał młodość zdaleka, barw był jasnych i sprzeczających się z sobą, zbyt poobwieszany ozdóbkami i gałgankami.

Gdy cała postać wyszła z mroków, pokazała się jeśli nie starą, to przynajmniéj rozbrataną nawet z resztkami drugiéj młodości jesiennéj. Twarz, która nigdy pono piękną nie była, ale przed laty dwudziestą mogła być powabna świéżością i żywością wyrazu, składała się z regularnego koła, na którem, pod nizkiém czołem, małe ciemne oczki przymrużone siedziały. Wśrodku był nosek kartofelkowaty, dawniéj przyjemnie zadarty, a pod nim dosyć szérokie, z grubemi wargami usta. Razem było to niezmiernie ruchawe, zmieniające się, bo i brwi tańcowały, i policzki się cochwila to wydymały, to wpadały i usta zaciskały się lub rozszérzały do zbytku wszystko zaś stanowiło maseczkę komiczną, któréj nie zbywało na ogniu i sprycie.

Znać było, że ta pani wiele żyła i próżnować nie lubiła.

Była to dziś dukessa di Valle Nero, z domu Zosińska, primo voto baronowa von Haeven, secundo hrabina de Pierrefide, naostatek małżonka duka, Włocha, który rzadko bardzo ukazywał się na jéj horyzoncie. Istniał jednak niewątpliwie.

Z poprzednich małżeństw pozostała jéj córka, oddawna za mąż wydana za Niemca, i bardzo zręcznie ocalony z katastrof wielu dosyć znaczny majątek.

Dowcip, żywość, wesołość, napastliwość i posag przywabiły do niéj ubogiego, średnich lat duka, który nie miał nic, oprócz zameczku w Valle-Nero w Lombardyi i dwóch gospodarstw chłopom oddanych na metę.

Rok podobno małżeństwo żyło z sobą razem i zgodnie; potém książę, lubiący polowanie i swój kąt, został w zameczku, dostawszy jakieś subsydyum, a pani rozpoczęła nanowo wieczną swą włóczęgę po świecie, bo nigdy długo na jedném miejscu usiedziéć nie mogła. Sama ona zwała się żartobliwie Ahaswerą, a inni jéj także to imię dawali.

Czasem wciągu jednego roku widziéć ją było można w Paryżu, Ostendzie, Nizzy, Monte Carlo, Florencyi, Rzymie, Lwowie i Odessie. Znane jéj były Konstantynopol i Jerozolima, raz znajdowała się na balu u khedywa.

Napół, albo raczéj najzupełniéj kosmopolitka, rozmaitemi stosunkami związana ze wszystkiemi narodowościami całéj Europy, księżna miała jednak słabość do swoich współziomków dawnych i szukała najchętniéj ich towarzystwa. Wzdychała, mówiąc, że bez swoich długoby wyżyć nie potrafiła.

Ahaswera gdy tém imieniem oryginalném pozwalała się zwać i pod niém najlepiéj była znaną żyła, jak motyle, niewiedziéć czém. Nie miała napozór żadnéj panującéj namiętności, ale zkolei poślubiała wszystkie, aby nie pozostać bezczynną. W wyborze wcale nie była trudną.

Zbliżało ją to do księżnéj Teresy, która również szukała zajęcia, potrzebowała nowości; lecz ta była między niemi wielka różnica, że księżna znajdowała przyjemność w szlachetnych tylko rozrywkach, w czémś mówiącém do duszy, podnoszącém, gdy Ahaswera zabawiała się równie dobrze w Monte Carlo, wśród najgorszego towarzystwa, jak w najlepszém. Mówiono sobie bardzo pocichu, że dawniéj miéwała fantazye nader kompromitujące, niewiele dbając o to, co o niéj ludzie powiedzą.

Postępowanie jéj jednak, bardzo swobodne, nie przeszło pewnych granic i nie było tak cyniczném, aby jéj wstęp do lepszego towarzystwa zamykało. Choć wiele jéj zarzucano, o wielu awanturkach opowiadano, ona przynajmniéj swych wybryków i kaprysów nie głosiła jawnie, nie chlubiła się niemi. Była przytém dobroczynną bardzo i litościwą dla drugich.

Księżna Teresa przyznawała, że Ahaswera bawiła ją; pani Liza unikała jéj trochę i chłodem grzecznym dawała poznać, iż spoufalać się zbytnio nie była rada.

Oprócz Wiktora, znali ją tu wszyscy i spotykali się z nią często. Lubiła zapraszać na obiady, których dysponować nie umiała, choć jeść dobrze potrzebowała.

Emil Maria, którego naprzemiany drażniła żartami, a potém karmiła przesadnemi uwielbieniami, którego chętnie nabywała obrazy, słuchała improwizacyi, miał ją za ekscentryczną, ale niepospolitą kobiétę. Gdyby była młodszą, lub gdyby choć okazała mu, iż chce w nim miéć czciciela! Właśnie ten wieczór miał go wydobyć z niepewności i wahania, w którém oddawna więdniał.

Poznawszy Ahaswerę, księżna coprędzéj wstała i wyszła naprzeciw niéj.

 Przepraaa-szam! Pardon! Wpadam tu nieproszona, natrętna zawołała, kręcąc się, szeleszcząc suknią, mała księżna. Ale przez litość, proszę mnie nie wypędzać! Stęskniona jestem za polską mową, za twarzami polskiemi, za ludźmi naszymi po parafiańsku wyrażając się: za ziomkami i rodakami. Nie wierzycie państwo? cały tydzień spędziłam pomiędzy Anglikami, Szwedami, Włochami i Francuzami a! w całéj menażeryi kosmpolitycznéj, bo był tam Bulgar i Turek nawet Uwierzycie państwo, czy nie? pełno było ludzi rozumnych, rozumniejszych niż my zwykle bywamy, miłych, uczonych, dowcipnych, przyzwoitych a mimo to czegoś, czegoś mi swojego brakło! Niepojęta rzecz! Chciałabym znaléźć chemika, któryby mi powiedział, jaki to jest piérwiastek nam właściwy, a którego wszystkim innym narodom braknie? Ja nie wiem, ale coś my mamy w sobie, czego nie mają drudzy. Czyśmy więcéj dziećmi? czy....

Rozśmiała się. Zrobiono jéj miejsce. Obejrzała się dokoła, jeszcze bardziéj oczki przymrużając, a witając po włosku rękami i głową.

 Widzę tu areopag cały dodała. Niechże panowie i panie wyrokują. Zadanie godne najwytrawniejszych umysłów.

Wszyscy milczeli, spoglądając po sobie.

Najśmielszy, hrabia Filip, wyrwał się piérwszy.

 Ale księżna, zadając pytanie, samaś je najlepiéj rozwiązała. Tak mi się zdaje. Ja się piszę na hypotezę. Wistocie, my jesteśmy wiekuiście potrosze dziećmi, to stanowi urok nasz i słabość naszę.

Na poecie, który twarz miał zwróconą ku wdzięczącéj się, a tém mniéj teraz pięknéj Ahaswerze, widać było, iż mocno pragnął wystąpić z czémś olśniewającém szczytnością, oryginalnością, potęgą. Czoło mu się sfałdowało, jak fale morskie gdy skarb wyrzucić mają na brzegi, usta ścięły.

 Dziećmi? zawołał. Hrabia nam z tego czynisz wyrzut, co w moich oczach jest największą chwałą naszą! Tak, księżna wyrzekłaś żartem prawdę wielką: jesteśmy dziećmi w rozumieniu tém, jakie maluczkim nadały słowa Chrystusa, który je kazał przypuszczać do siebie. Dziećmi o tak! bo nawet w grzéchach naiwni jesteśmy dziećmi, bo nami rządzi uczucie, a to uczucie, siebie niewiadome, płynie nie z maleńkiego źródła w piersi naszéj, ale z wielkiego zdroju, co żywi wiekuistego ducha ludzkości. Dziećmi jesteśmy ach! i pozostańmy niemi!

 Trochę przytém rozumu i dojrzałości dzieciom tym jednakby nie zawadziło! przebąknął Wiktor.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора