Józef Kraszewski - Waligóra стр 18.

Шрифт
Фон

Zakony i księża byli zapaśnikami do boju Rozsadzano ich gęsto, aby tą siecią opasać wszystkie ziemie i co było rozszarpanego świeckiemi prawami, Bożem prawem zjednoczyć.

W tej chwili ta walka duchowieństwa z ziemskiemi potęgami u nas, zdawała się na korzyść pierwszego rozstrzygać. Rzym stał po nad korony i berła, rozrządzał niemi, i tam gdzie cesarska nie sięgała potęga, on był panem, którego prawu nikt nie śmiał zaprzeczać

Z panujących na ziemiach polskich kto miał za sobą duchownych, sam tylko był pewien że się utrzyma.

Od Bolesława Szczodrego rosła moc Biskupów, pod metropolitalną władzą Arcybiskupa Gnieźnieńskiego skupiające się w jedną siłę A przecież byli tacy jeszcze co jej stawili opór, co znosili klątwy i żyli z niemi, a znajdowali się kapłani co im mimo klątwy mszę odprawiali i kościołów nie zamykali

Trzeba więc było dalej wieść walkę zażartą z władzą świecką, a duchowieństwo baczne oprócz własnych żołnierzy, miało po sobie wszędzie prawie możnych i rycerstwo, w którego obronie stawało

Biskupi krakowscy straszni byli książętom, broniąc praw rycerstwa i stojąc za jego swobodami. Mieszko Stary przez nie się utrzymać nigdy nie mógł przy Krakowie, który czterykroć umiał pozyskać; przez nie panował Kaźmierz Sprawiedliwy, ono wyniosło i trzymało Leszka.

Dzieje tych dni są jednem pasmem kościelnego boju, który wytwarza prawie bezwiednie swobody społeczne, i rozbudza miłość ich, nieustannem czuwaniem nad władzą książąt, aby się ona nie wzmogła

W pomoc tym usiłowaniom przychodzi duch wieku, który ziemskiem wszystkiem wzgardzić każe i pomiatać. Za przykładem świętych ascetów dwory książąt stają się klasztorami, księżne wkładają włosiennice, książęta zaprzysięgają czystość i zrzekają się potomstwa dla odziedziczenia nieba. Książęce córki zamiast ślubować królom, ślubują Oblubieńcowi niebieskiemu Skarby wszystkie idą na ozłocenie ołtarzy, na zbogacenie świątyń

W tej extazie tysiąców ludzi, wzgardzających ziemią, idących we włosiennicach, w biczowaniu, o głodzie szturmem do nieba jest coś tak wielkiego i wspaniałego, tak poetycznie pięknego iż najchłodniejszy z ludzi nie może nań patrzeć obojętnie.

Gorącość ta ogarnia tłumy, małe kościoły na pomieszczenie pobożnych nie starczą, kazalnice stoją przyparte do murów aby tysiące słów Bożych słuchać mogły. Jak niedawno dwunastoletni chłopcy rwali się z orężem na nieprzyjaciela, rycerskim owiani duchem, tak teraz dzieci przeistaczają się w ascetów

Zapał jest powszechny, zaraźliwy, porywający

Iwo ciągnie za sobą całą rodzinę, we włosiennicę odziewa swe bratanki, ogromne włości oddaje klasztorom wprawia w podziw szczodrobliwością swą królewską, w której nie zna miary

Na chwilę blask tego apostolskiego żywota ćmi nawet stolicę metropolitalną i Gniezno gaśnie przy Krakowie

Tu się jednoczą wszystkie usiłowania i plany, ztąd płyną rozkazy; tu stoi prawdziwy wódz całego ruchu.

Gdy Mszczuj zamknięty w izbie którą dlań przygotowano, dręczy się zmianą jaka zaszła w jego życiu i duchem buntuje przeciw bratu, który słowem umiał go zwyciężyć i rozkazaniem poprowadzić za sobą, Biskup Iwo otoczony swojemi żołnierzami, niezmordowany, czynny, sprawy zaległe odprawia, aż dopóki godzina ostatnia nie zmusiła go iść do spoczynku, aby mszę jutrzejszą mógł odprawić

Na zamku pańskim oczekiwano nań napróżno do późna, Iwo obiecał się ze mszą na Wawel, na jutro

Tu pozorny spokój panuje, i dobra myśl Leszek cieszy się synem, wszyscy jego nieprzyjaciele prawie pokonani, Henryk Ślązki z nim idzie, Konrad go potrzebuje, Laskonogi jest mu posłusznym, jeden wichrzyciel Odonicz, jeden krnąbrny Światopełk Pomorski, jego pomocnik burzą się bezsilni napróżno Tych już nie orężem, ale postrachem samym łatwo będzie pokonać

Leszek myśli tak i pewien jest że całe duchowieństwo w pomoc mu przyjdzie, aby krnąbrnych zmusić do posłuszeństwa

Ze mszy świętej na Wawelu, którą Biskup sam odprawił, król, królowa i liczny dwór małą napełniający świątynię, ciągnął do zabudowań zamkowych. Ktoby się był przypatrywał mu zdala, a nie znał osób, łatwoby się mógł omylić szukając oczyma pana; nikli wszyscy, nawet ten co się nim zwał, przy poważnym, pierwsze miejsce zajmującym Pasterzu. Otaczali go z uszanowaniem, witano go z radością był duszą tego dworu i głową tego książęcia.

Leszek syn Kaźmierzów, jak ojciec miał oblicze łagodne i wesołe, trochę dumne, rycerskie, ale na czole jego nie widać było głębszej myśli, ani w oczach tej bystrości jaką miał ojciec. Nie odziedziczył też po nim tego zamiłowania mądrości, tej żądzy prawd i wiedzy, jaką Kaźmierz całe swe życie karmił. Na twarzy jasnej nie było troski, ale pragnienie spokoju, wiele dobroci i łagodności, jakby potrzeba opieki i silnego ramienia. Oczy nie widziały daleko, umysł nie chciał sięgać w głębie ciemne. Leszek potrzebował ciszy, zgody, i małych rozrywek rycerskich, do których przywykł od dziecka Zwycięzca Rusi pod Zawichostem, miał rycerską postać i na polu bitwy mężnym był do zapamiętałości, ale waśni nie wywoływał, ale zawsze przejednania pragnął. Jasnowłosy, niebieskooki, gładkiego lica rumianego, kwitnący zdrowiem, nie zdawał się czuć brzemienia panowania i starał zrzucić je z ramion.

W zgodzie być ze wszystkiemi, jednać i łagodzić chciał, aby mu życie nie ciężyło.

Dlatego chętnie był Krakowa ustąpił Laskonogiemu, chętnie dał dział bratu, pojednał się ze Ślązakami, a i teraz pochlebiał sobie że Plwacza i Światopełka zmusi do układów i zgody O brata na Mazowszu zupełnie był spokojnym uśmiechała mu się przyszłość ta, którą prorocze oko Biskupa Iwona widziało chmurną i groźną, bo lepiej znał ludzi.

Obok pięknego Leszka, który pochylony nieco szedł przy Biskupie, jak dziecię przy ojcu, uśmiechając mu się postępowała strojna i wdzięczna żona jego Grzymisława, na której czole niewieściem spokój i wesele mężowskie się odbijało. Na twarzach dworu Leszkowego, choć widać było chęć wtórowania panu, niektóre z nich, starszych zwłaszcza były posępne zrezygnowane, zadumane

I Biskup też dnia tego po wieczornych i rannych rozmowach z duchownemi, z troską jakąś wszedł na zamek. Głęboko przejęty odprawiał mszę świętą, zdała się go razić ta wesołość nieopatrzna; lecz w pierwszej chwili zatruwać jej nie chciał

Zaledwie wszedłszy w podwórze zamkowe, Leszek po kilku pytaniach o podróży Biskupowi rzuconych, zmienił obrót rozmowy, i zaczął o pięknym czasie do łowów, do których się przysposabiał

 Gdybym na was, ojcze mój, nie czekał, rzekł obracając się ku niemu, jużbym był ruszył w lasy alem rękę waszą chciał ucałować i Kraków, a sprawy na których wy się lepiej niż ja rozumiecie, pod waszą opieką zostawić.

 Piękna to i miła rycerska zabawa te łowy, odrzekł Biskup, ale miłościwy panie, na waszych ramionach dużo leży, wiele biednych się na was ogląda

Ja sądzę że gdy tyle spraw zalega, znowu Colloquium było potrzebne, lub w krakowskiem albo w sandomirskiem

W Colloquium zastąpicie mnie Comesami i przedniejszem rycerstwem rzekł Leszek, sędzia mój nadworny, podsędek, kanclerz Jam chyba tam na to potrzebny ażebym miejsce zajął poczestne A czyż są sprawy tak pilne?

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора