Leszek odwrócił się ku niemu, zmarszczony, z wymówką w twarzy, niemal z groźbą do której nie był nawykły. Kanclerz skłonił głowę i zamilkł.
I jabym był tego zdania że Światopełk z Odoniczem nie mieliby odwagi dodał Biskup, gdyby nie oglądali się na kogoś, czyjego imię wymówić nawet usta się wzdrygają.
Leszek drgnął cały, podniósł głowę obrażony, i zdawał się na chwilę krótką nawet poszanowania należnego Biskupowi zapominać.
Ojcze! zawołał. Krwawicie mi serce! a krwawicie je napróżno! Domyślam się kogo mi jako nieprzyjaciela wskazać chcecie. Ale nie! nie! nie chcę temu uwierzyć, nie uwierzę i gdybym miał się omylić, gdybym miał omyłki paść ofiarą, wolę zginąć niż posądzić brata Jednej matki dzieci my
Jesteście różni jako Abel i Kain odezwał się Iwo z siłą wielką. Wspomnij książę młodość! Byliżeście kiedy podobni do siebie? Wy miłością jesteście, srogością tamten; wy dobrocią, on okrucieństwem, wyście władzy niechciwi, on panowania żądny
Leszek słuchał z głową spuszczoną, chmurny, lecz nieprzekonany.
Konrad tak złym nie jest, jak się obawiacie, rzekł. Gorętszym odemnie jest Bóg mu dał więcej siły, więcej też pragnień, lecz w sercu jego
To mówiąc okiem rzucił po przytomnych, wszyscy dziwnie niedowierzająco, niemal z politowaniem słuchali. Leszek zatrzymał się na chwilę i dokończył.
Konrada zostawmy w pokoju.
Marek westchnął, Iwo spojrzał na kanclerza umilkli.
Mam złe poszlaki odezwał się po długim przestanku Biskup potrzeba czuwać przynajmniej, wiedzieć, badać, aby nas nie pochwyciło niebezpieczeństwo nieprzygotowanych
Odonicz przerwał nagle Leszek, walczył z Laskonogim raczej niż zemną, wszystko się skończy, gdy ich podzielim i pojednamy
A jestże sposób pojednania ich gdy jeden wszystko chce posiąść i wydrzeć drugiemu? zapytał Biskup.
Przypomnijcie sobie odezwał się Leszek łagodnie, ową wyprawę Henryka Wrocławskiego na mnie, gdy on też chciał mi odebrać Kraków, chciał wydzierać i z wojskiem stał nad Dłubnią. Krew się już lać miała, przecież pobożny, święty Henryk mój, usłuchał rady, dał się przekonać, zażegnaliście tę burzę i uścisnęliśmy się jak bracia, zamiast wojować jak wrogi.
Rzekliście odparł Biskup Henryk był pobożnym i świętym, dlatego słów zgody usłuchał, a Plwacz nim nie jest a Światopełk zdrajca, wie że zgody z nim być nie może!!
Usłyszawszy to zachmurzył się Leszek i usta mu się ścięły.
Radźcie więc wy zawołał z rozpaczą jakąś jam ślepy i nieudolny radźcie!
Ani ślepi, ani nieudolni nie jesteście przerwał Biskup do uścisku ręce podnosząc ale dobrzy do zbytku, a oną dobroć znając źli z niej korzystają!!
Znowu się rozmowa przerwała, wszyscy spoglądali na Leszka, który mimo łagodności, nie ustępował ze swych przekonań
Radźcie, rzekł z rozrzewnieniem jakiemś powolnie książe ja wam tylko jedno przypomnę, że oto, dzięki opiece Bożej, ja z mą ślepotą i nieudolnością gdym już wydziedziczonym był przez Laskonogiego, panuję, gdym przez Henryka wypędzonym być miał siedzę na stolicy mojej. Dzieckiem wyganiał mnie nieboszczyk stryj tylekroć, Opatrzność mi zwracała co on wydzierał i oto w spokoju i błogosławieństwie rządzę i panuję Opatrzności też tej tak zawierzam, iż gdybym wrogami otoczonym być miał, nie zlęknę się i w spokoju losu mojego oczekiwać będę.
Jeżeli tak odparł zwolna Iwo powstając cóż my czynić mamy? Ja tej ufności w bezpieczeństwo nie dzielę, choć Opatrzności wierzę My nad wami czuwać musiemy!
Leszek jakby się ciężaru zbył, zbliżył się do Biskupa prędko i rękę jego ucałował.
Radźcie, rzekł czyńcie co uznacie słusznem, ja się zastosuję do światłej rady waszej
W tejże chwili zwrócił się do Marka Wojewody
Miły mój tarcz tych ciężkich, obładowujących zbytnio żołnierzy naszych, czasby zaniechać. Nie wiem czym wam pokazywał niemieckie nowe, jak przedziwnie lekkie są.
To mówiąc książe zwrócił się do rzędem wiszących na ścianie szczytów. Marek Wojewoda ruszył ramionami
Biskup powstał z siedzenia
Mówicie o zbroi ja zaś muszę do spraw moich
Książe pospieszył go żegnać, i rad że się ciężkiego pozbył sporu, z wielką uprzejmością odprowadził Iwona, aż za próg dworu. Tu odebrawszy błogosławieństwo i widząc że Marka Wojewodę zabierał mu od tarczy Biskup, zwrócił się wracając do młodego Pakosza, ulubieńca swojego, skinąwszy nań aby szedł z nim do zbrojowni
A tu się wnet o broni nowej, i o łowach żywe się rozpoczęły rozprawy.
Święty człek nasz Biskup Iwo, odezwał się do Pakosza ale na rycerskich sprawach cale się nie rozumie i z nim o niczem mówić nie można, chyba o takich świętych jak on i o tych których on chce nawracać, aby też świętemi byli.
Kocham go jak ojca! ale smutny jest jak noc, i z sobą mi przynosi zawsze gorycz jakąś
Pakosz głową potwierdzał co pan mówił, nie śmiejąc słowami. I poczęto mówić o lekkich tarczach
VI
W kilka dni potem wieść się po Krakowie rozeszła, która na dworze Leszkowym, na dwa obozy podzielonym, wielkie wrażenie uczyniła.
Rozpowiadano o tem jako Biskup brata swojego, od dawna zapomnianego, który od lat wielu na wsi się zagrzebał i wyrzekł był świata, gwałtem wyrwał z pustelni i przywiózł do Krakowa, nakazując mu tu ze znacznym dworem stać na straży przy sobie.
Znano starego Waligórę tylko z powieści jakie o nim chodziły w tych czasach, gdy mu dano to jego przezwisko. Wiedziano iż pan był możny, że Niemców miał w ohydzie, siłę olbrzymią a wolę żelazną.
Wnosili więc wszyscy, iż znowu przygasła na czas wojna między Jaksami a Odrowążami wybuchnąć groziła, gdy tego pomocnika ściągać Biskup potrzebował. Waśń tych dwóch możnych rodów stara już była i nie od dziś dnia się poczynała.
Jaksowie sobie rościli prawa wielkie krwi swej i rodowi należne, pochodzenie wiodąc od kneziów jakichś, a sięgając aż do Pepełków i Leszków prastarych. Nie rzadko słyszeć ich było można z tem się odzywających że nim Piastowie przyszli do panowania, oni już je w rękach dzierżyli.
Odrowążowie, choć starzy w sandomirskiej ziemi jak ona, choć mnogiemi majętnościami władający, nie wiedli się z tak wysoka. Ale oni rośli właśnie, gdy Jaksowie maleli. Jeden tylko stary Mszczuj dobił się był wielkorządów na Pomorzu, które potem na syna Światopełka wyprosił, a drugi powinowaty mu Marek krakowskim był Wojewodą. Na nich dwu reszta się opierała.
Iwo Odrowąż który miał oko prorocze, z niedowierzaniem patrzał na ród pragnący panowania i roszczący sobie jakieś do niego prawa. Nawzajem Jaksowie czuli w nim nieprzyjaciela stojącego im na zawadzie
Syn Marka Wojewody czasu jednego był wyprawiony z innemi Jaksami i Odrowążami społem na straż od pruskiej granicy. Szli z nim Dzierżek i Budzisław powinowaci Biskupa. Za podmową Jana Jaksy, który nienawistnych sobie Odrowążów chciał na rzeź wydać, pierzchnęli naówczas z częścią wojsk, i byli przyczyną że Dzierżek syn Abrahama i Budzisław Izasławów, wraz z wielą innemi schwyceni przez pogan, życiem zdradę tę przypłacili.