Do Jerozolimy nie mogąc iść szukali właśnie miejsca w Europie, w któremby ślubom i powołaniu mogli zadość uczynić. Nastręczało się ono tu na pograniczu pogaństwa, a nieopatrzność księcia Konrada Mazowieckiego dawała im ziemię na obozowisko, i wszystko co siedząc na niej podbić mogli
Dwaj towarzyszący Biskupowi Iwonowi rycerze Konrad i Otto jechali właśnie opatrywać kraj w którym panować i wojować mieli.
Dano im orszak z osiemnastu olbrzymich pachołków zbrojnych, najroślejszych i najdzielniejszych jakich wyszukać w Niemczech można było; ciągnęli też za sobą czeladź liczną i wozów kilka
Chociaż bracia zakonni na piersi noszący znak krzyża, dwaj Niemcy którzy wiedli Biskupa do namiotu swojego, ani obejściem się ni postawą niepodobni byli do pokornych mnichów, ani jak oni nie okazywali zbytniego poszanowania dla Biskupa; raczej go jako równego niemal sobie niż zwierzchnika zdając się uważać. Nawet wrażająca wszystkim cześć twarz ks. Iwona i powaga jego na nich nie czyniła wrażenia.
W miarę jak się do namiotu zbliżał mógł się Biskup przekonać że te zakonu i zakonników suknie tylko i nazwisko ludzi ducha wcale nieklasztornego okrywały.
Knechty zebrane za namiotem patrzały tak dziko na jadącego, jakby się nań rzucić były gotowe, a zamiast nabożeństwa za krzewy słychać było wesołą pieśń światową rozlegającą się ze śmiechami.
U wnijścia do namiotu samego, oprócz chłopiąt dwojga, którzy przy Konradzie i Ottonie służbę paziów sprawowali, postrzegł Biskup dwóch rycersko przyodzianych młodych chłopaków, swobodnie się rozglądających po okolicy, którzy ani płaszczów, ani żadnej oznaki zakonnej na sobie nie mieli.
Oba oni znać zamożnych rodzin dzieci, strojni byli wykwintnie, a twarze wesołe, uśmiechnięte, kipiące życiem, powiadały że się na tę wyprawę więcej dla zabawy niż z obowiązku wybrać musieli.
Tak było w istocie, bo gdy Biskup bliżej podjechał, dał znak brat Konrad aby przystąpili nieco, i rzekł wskazując na nich.
A to są nowicjusze, którym się po dobrej woli zachciało nam towarzyszyć w tej wycieczce na północ, choć wątpię by z nich który myślał o ślubach zakonnych: mój synowiec Geron i Hans von Lambach
Chłopcy którzy oczyma mierzyli przybywającego skłonili głowy i wnet poprawili trochę długich włosów które im na czoła i twarze opadły
Pacholę wzięło konia z którego Biskup zsiadł powoli. Podniesiono wnijście do namiotu i wprowadzono go by spoczął.
Na obozowisku w lesie, rycerskiem i zakonnem nie wiele się spodziewać było można, namiot zdumionemu nieco Biskupowi, nawykłemu do bardzo skromnego żywota wydał się do zbytku zaopatrzony we wszystko czego i po pałacach naówczas nie było znaleźć łatwo. Skóry i kobierce pokrywały naprędce urządzone siedzenia, stały przy nich dzbany i kubki srebrne, zbroi wykwintnej było do zbytku, i na lutni nawet nie zbywało. Wszakże sam Mistrz zakonu Herman von Salza słynął niegdy jako śpiewak i poeta, w pieśniach się kochano, więc i błędni rycerze lutnię z sobą wozili, aby po drodze nuceniem się rozrywać.
Za to księgi do modlitwy, ani żadnego znaku pobożności pod namiotem Biskup nie dostrzegł. Trochę smutku powiało po jego czole, lecz myśl je jakaś prędko wypogodziła.
Starszy z braci Konrad gospodarzyć począł pod namiotem i krzątać się aby przyjąć gościa. Lecz byłto dzień piątkowy, a Biskup Iwo surowym postem nawet w podróży go obchodził, podziękował więc za ofiarowany posiłek, prosząc o kubek wody i kawałek suchego chleba.
Zgorszysz się z nas, miłość wasza, rzekł słysząc to Konrad i uśmiechając się lekkomyślnie my potrzebując sił do boju, a w drodze będąc dyspensujemy się od postów.
Rzecz to waszego sumienia i reguły której ja tak dalece nie znam, odparł Biskup jak skoro nie grzeszna pożądliwość a potrzeba powołania zmusza do tego
Uczynił znak ręką i nie mówił więcéj. Nieco opodal przysiadł na pieńku Konrad i ocierając czoło ciągnął dalej:
Ogromneż to pustynie! Wszakby one dziesięć kroć by więcej ludu wykarmić mogły niż go mają! Lasy i lasy którym nie ma końca. Ledwie jedne się skończyły, juści drugie poczynają. Dla wojujących to niedogodna rzecz te puszcze i bagna. Nieprzyjaciel w nich jak w twierdzy się kryje a rycerstwo łatwo przepada
Lada zasiek w lesie Wojna ta ciężką być może, choćby i z dziczą, a pierwszą pono rzeczą by się tu utrzymać trzebić i ciąć.
Tak rzekł powoli Biskup Iwo trzebiemy my też i wycinamy powoli, aliści las ten nie darmo nam dała Opatrzność, to nasza śpiżarnia i skarbiec. Tu niehodowanego mamy zwierza podostatkiem, tu nam niezliczone pszczoły miód na pokarm a wosk dla kościoła zbierają z tego lasu chata i wóz i socha i wszystko
Dla dzikiego jak ten ludu pewnie odezwał się Konrad, las jest skarbnicą, ale nie wyjdzie ze swej dzikości dopóki te lasy nie padną
Biskup westchnął i wskazując ręką w dal, dodał.
Wieki temu nie podołają Tymczasem na te ręce co mamy, pola dosyć!
I pobłogosławił jakby cały ten kraj pustynny przed sobą.
Wszyscy z natężoną uwagą słuchali mówiącego Biskupa, towarzysz Konrada i dwaj młodzieńcy stojąc we drzwiach namiotu, kilku knechtów zbliżających się do nich ukradkiem. Iwo mówił powoli z tym spokojem jaki daje wiek, doświadczenie i wielka wiara w Bożą Opatrzność.
Jeżeli się wam te kraje któreście jadąc tu przebywali, pustynnemi wydały, nad któremi już od dwóch wieków krzyż Chrystusowy świeci, coż dopiero te które zająć macie?? Tamci jeszcze pogaństwo trwa, którego i pobożny Biskup Chrystjan wykorzenić nie mógł, ani mnodzy apostołowie przez niewiernych pomęczeni.
Boć ich nie krzyżem ale mieczem chrzcić potrzeba i nawracać! zawołał Konrad dumnie. Ego te baptiso in gladio! powinno być hasłem naszem.
Iwo głową potrząsł.
Nie kościelny to oręż ten wasz, rzekł lecz gdy inne się wyczerpały, a dzicz kościołom i naszym owieczkom zagraża
Owieczki te wasze, rozśmiał się Konrad któreśmy po drodze spotkali, do kozłów podobniejsze niż do trzodki spokojnej
Towarzysze rycerza, żarcik ten jego powitali nietłumionym śmiechu wybuchem, a Biskup głową tylko potrząsł
Bez niemieckiego żelaza mówił zachęcony powodzeniem Konrad, bez niemieckich rąk, niemieckiego rozumu i zabiegliwości z tego kraju nic nigdy nie będzie. Dlatego wielce się pochwala książętom tutejszym iż niemieckich ludzi i obyczaj tu wprowadzają.
Biskup Iwo nie przeczył, lecz na twarzy jego znowu się obłoczek smutny pokazał i zniknął, a rycerz ośmielając się coraz bardziej, ciągnął dalej.
Cesarze niemieccy nasi wiele kroć te kraje zająć chcieli orężem, bo się one im należą, tak jak i cała ziemia
Nad pogany zawojowanemi więcej prawa ma nasz Ojciec św. Papież rzymski i ten rozporządza koronami a rozdaje one rzekł Biskup.
Ale co Rzymowi podlega, to i Cesarzowi przez to poddanem być musi dodał Konrad, dwie to władze nierozdzielne odparł rycerz i dodał prędko.
Niepotrzebnie w te dzikie kraje iść było z wojskami aby je tu jak Cesarz Henryk potracić od głodu i zdrady; niepotrzebnie wojować było, kiedy my je kropli krwi nie dając zagarniemy Nie obejdą się one bez naszych rzemieślników, osadników, duchowieństwa i pomocy żołnierskiej Niechaj tylko ciągną chłopi nasi, niech miasta budują a ziemie te zajmiemy i niemieckiemi uczynimy