Józef Kraszewski - Strzemieńczyk стр 21.

Шрифт
Фон

Gdy człowiek jest bezsilny, naówczas, na godnego pomocy, spływa łaska z łaską spokój ducha, a z nią spadają z oczów łuski

Nie, nie kwap się! powtórzył Izajasz.

Grześ odetchnął swobodniej.

 Widzisz dodał Boner sam kapłan i zakonnik, nie ciągnę cię do tego, co dla mnie portem jest i szczęśliwością, albowiem wyzuć się trzeba ze starego człowieka, aby nowym być, a w tobie kipi krew i bije serce

 Skazany więc jestem przerwał Grześ smutnie.

 Na walkę, jak wszyscy ludzie odparł Boner. Jedni z nich przez klasztor idą do nieba, inni przez świata drogi cierniste I purpura bywa włosiennicą i korona cierniem bywa Różnie powołuje Bóg i sobie służyć każe

Jak mądre dziewice, czekaj z lampą zapaloną, patrząc aby ci ona nie zagasła

Strzemieńczyk zbliżył się wzruszony i w rękę go pocałował. Boner zamilkł.

 Pozostaniesz w Krakowie? zapytał po chwili.

 Sprzykrzyły mi się wędrówki odparł Grześ chcę słuchać nauk w akademii naszej i jej służyć

Pozwolicie ojcze, abym w godzinach zwątpienia i utrapienia, o pociechę i pomoc was prosił?

 Widzisz rzekł Boner żem sam pierwszy zwrócił się do was. Jako służę wszystkim, tak i tobie, radą a pocieszeniem chcę służyć. Idź z Bogiem w pokoju

Uścisnął go zakonnik okazując mu jakby miłosierdzie wielkie, w czem Strzemieńczyk, choć widział pewną pociechę, czuł też przepowiednię ciężkich walk, jakie go na świecie czekały, a które błogosławiony mnich przeczuwał wcześnie

Pokrzepiony wszakże radą tą i umocniony w postanowieniu czekania, aby się powołanie do stanu duchownego silniej w nim objawiło, wyszedł Grześ z klasztoru i powrócił do miasta

Zostawało mu wiele do czynienia, a naprzód samo opatrzenie mieszkania, gdyż ks. Wacławowi ciężarem być nie chciał.

W tych myślach na rynek krakowski wchodził, gdy jednego z współbiesiadników wczorajszych, dawniej też sobie znajomego syna kupieckiego, którego Gąską zwano, ujrzał w wesołym humorze, kroczącego ku Sukiennicom.

Poznał go zdala Gąska i stanął

Z wczorajszego wesela i biesiady jeszcze mu coś dobrej myśli pozostało. Począł wabić ku sobie studenta.

 Toście wczoraj nam z pola zbiegli niedotrzymawszy placu rzekł wesoło. Szukano was nadaremnie

 Ani się dziwcie temu odparł Grześ com miał smutny i znużony robić między wesołymi?

 Bylibyśmy cię upoili i rozochocili?

 Albo ja was otrzeźwił i zasmucił. Trosk mam dosyć i do czynienia wiele

 Ktoby temu wierzył! rozśmiał się Gąska albośmy to cię dawniej nie znali, żeście umieli podołać wszystkiemu, tak i dziś Nie darmo macie głowę na karku

 I głowa nie pomoże wiele, gdy rąk niema za co zaczepić smutnie odezwał się Grześ.

 No, mówcież jaśniej, czem się tak frasujecie?

Strzemieńczyk z prawdziwej troski mu się spowiadać nie chciał, człowiek był nadto lekki, aby go zrozumiał, więc tłumacząc się od niechcenia, rzekł, że nawet gospody sobie nie znalazł jeszcze

 Tak-że mów przerwał Gąska i chodź ze mną Wiecie lub nie, żem po ojcu dom odziedziczył przy Grodzkiej, żyję w nim sam z matką, izb dosyć próżno stoi Wybierzecie sobie jaką zechcecie

 Najmiecie mi ją?

 Dam lub najmę, jak wola odezwał się Gąska. Wiem to, że wy pisać musicie, a do pisma światła potrzeba, nad gankiem izdebka jest, wschodki do niej nieosobliwe, ale nogi masz młode

 Chodźmy rzekł Grześ.

Tak się mieszkanie znalazło rychło. Komora była prawie próżna, a służyła dotąd tylko znajomym gościom do Krakowa przybywającym.

Gąska nie żądał za nią wiele i dodał śmiejąc się, iż Grześ za komorne czasem mu pieśń zaśpiewa

Zeszli potem na dół do staruszki matki Gąski, która w swej izbie siedziała, niebardzo się już poruszać mogąc, bo niemoc w nogach miała i z krzesła służby i gospodarstwa dozierała.

Pomimo wieku i osłabienia, babina wesołą była, nudziło się jej samej w domu z dziewkami, syn rzadko przesiadywał, powitała nowego komornika bardzo rada, że ich w domu więcej będzie.

Strzemieńczyk też miał to szczęście, że się powierzchownością niewiastom podobać umiał. Stara jejmość dla gościa i dla syna, chcąc ich zatrzymać dłużej, wina zagrzać kazała.

 Chwalić Boga, że was mój Maciek złapał rzekła w domu nas więcej będzie Nie chce mi się żenić, choć go proszę i swatam; a ja stara już w domu podołać nie mogę Pomożecie mi może, aby go do wesela namówić

Tu babuś przerwała sobie.

 Nie napatrzyłeś tam kogo na weselu? spytała, i nieczekając odpowiedzi ciągnęła dalej. Ot i tę, Lenchen Balcerów, gdyby był jeno chciał, byłby miał, jak Bóg żyw, a dziewczę śliczne i wiano piękne

 Ale! ale przerwał Gąska Balcerównej dostać nie było łatwo. Prawda że piękna i bogata, ale za mąż iść cale nie chciała, i rodzice ledwie ją na pół uprosili, wpół zmusili

 Cóż to jej było w głowie? spytała stara.

 Pewnie sobie roiła panka. Wojewodzica czy kto ją wie kogo mówił Gąska. A i to pewna, że choć mąż chłopak ładny i nieubogi i rodzina poczciwa, ledwie nieledwie ją matka skłoniła

Staruszka kiwała głową.

 Drożyła się wtrąciła jak to one wszystkie; a takie małżeństwa przecie najlepsze bywają. Z wielkiej miłości zawczasu, potem tylko kwasy i swary

Grześ, który słuchał z uwagą, tknięty tem, iż o Balcerównie powiadano jakoby za mąż iść nie chciała, poruszył się ciekawie.

 A zkądże o Balcerównie wiecie, iż do kobierca ochoty nie miała? zapytał.

 Całe miasto wie o tem rzekł Gąska. Osobliwa była dziewczyna, bo jej pan Bóg wszystko dał, a tak chodziła zawsze zatęskniona i smutna, jakby najnieszczęśliwszą była. W końcu kumoszki matce otworzyły oczy, że ją koniecznie za mąż wydać trzeba

 No, i dobrze ją wydali odezwała się matka Gąski. Mąż, chłop dorodny, dobry, stateczny i szpetny nie jest.

Słuchający syn, palcem się w czoło uderzył, babina to postrzegła.

 To co? przerwała albo ona za dwoje rozumu nie ma Wszyscy przecie i o tem wiedzą, że ona na kobietę aż nadto oleju ma w głowie. Nie wiem czy nie kłamią, ale rozpowiadali, że pisać i czytać ktoś ją potajemnie nauczył

Zarumienił się Grześ i spuścił oczy.

 A co jej potem dodał Gąska wolałaby szyć i kuchni pilnować

Matka nie zaprzeczała temu. Strzemieńczyk się nie mięszał do rozmowy. Wtem gospodarz wstał i odezwał się.

 Nie pójdziecie dziś do Balcerów? Wesele trwa i pewnie jeszcze dni kilka się przeciągnie. Ja zajrzę też, chodźcie ze mną.

Zawahał się Grześ, ciągnęło go tam bardzo, obawa jakaś odpychała. Iść tam, aby mu serce bolało więcej? Nigdy on wprawdzie na wielkiej przyjaźni do swej uczennicy, nadziei żadnych nie pokładał; wiedział, że ubogie chłopie, choć szlachectwo jego coś ważyło, do zamożnej kupcowej nie mógł się posunąć, a jednak teraz, gdy ją widział zamężną, zazdrość i jakieś uczucie niewysłowionej boleści, serce mu uciskało

Nie doczekawszy się odpowiedzi, Gąska nalegać począł mocniej.

 Chodź ze mną. Wczoraj za wami tam wszyscy się oglądali, będą wam radzi

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора