– Pani Paine?
Caitlin odwróciła się i zauważyła stojącego obok niej policjanta z długopisem i notatnikiem w dłoniach, który cierpliwie przyglądał się jej.
– Słyszała pani moje pytanie?
Caitlin, drżąc, oszołomiona, potrząsnęła powoli głową.
– Przepraszam – odparła zachrypniętym głosem. – Nie słyszałam.
– Pytałem, czy wie pani może, dokąd udała się pani córka?
Caitlin westchnęła, kiedy o tym pomyślała. Gdyby chodziło o dawną Scarlet, z łatwością mogłaby im powiedzieć. Do domu przyjaciółki, na siłownię; na randkę, boisko…
Lecz co do nowej Scarlet, nie miała pojęcia.
– Sama chciałabym to wiedzieć – odparła w końcu.
Podszedł inny policjant.
– Może ma jakichś przyjaciół, których mogłaby odwiedzić? – ponaglił. – Albo chłopaka?
Usłyszawszy ostatni wyraz, Caitlin odwróciła się i przeszukała wzrokiem pomieszczenie, wypatrując jakichkolwiek oznak tego tajemniczego chłopaka, który zjawił się nagle w knajpie. Sage’a, tak się przedstawił. Ot tak, po prostu, tylko jedno słowo, jakby powinna wiedzieć, kim jest. Caitlin musiała przyznać, że nigdy nie widziała nikogo podobnego. Emanował mocą o wiele potężniejszą, niż ktokolwiek, kogo znała, i przypominał bardziej dorosłego mężczyznę niż nastolatka. Był ubrany na czarno, a jego błyszczące oczy i wyraziste kości policzkowe sprawiały, że wyglądał jak ktoś, kto przybył tu z innego stulecia.
Najdziwniejsze ze wszystkiego było zaś to, co zrobił z tymi miejscowymi szumowinami w knajpie. Wiedziała, że Caleb i Sam potrafią z łatwością zadbać o siebie – a jednak ten chłopak odniósł szybkie zwycięstwo tam, gdzie oni polegli, spuszczając im wszystkim manto w zawrotnym tempie. Kim był? Dlaczego pojawił się tutaj?
I dlaczego szukał Scarlet?
Mimo to, kiedy rozejrzała się wokół, Caitlin nie zauważyła żadnych jego śladów. Sage również zniknął w jakiś sposób. Zastanawiała się, co wiąże go ze Scarlet? Jej matczyny instynkt podpowiadał jej, że tych dwoje są parą. Ale kim on był? Tajemnica jedynie się pogłębiała.
Caitlin nie czuła się na siłach, by wspominać o tym policjantom; zbyt dziwne było to wszystko.
– Nie – skłamała drżącym głosem Caitlin. – O żadnym mi nie wiadomo.
– Powiedziała pani, że był tu jakiś chłopak, razem z wami, zamieszany w tą sprzeczkę.
– Zna pani jego nazwisko? − spytał inny funkcjonariusz
Caitlin potrząsnęła głową.
– Sage – wtrąciła Polly, podchodząc o krok. – Powiedział, że nazywa się Sage.
Z jakiegoś powodu Caitlin nie chciała im tego powiedzieć; ogarnął ją wobec niego instynkt opiekuńczy. Czuła również, choć nie potrafiła tego wyjaśnić, że Sage również nie jest człowiekiem – a nie była gotowa powiedzieć o tym policji, nie chciała, by kolejny raz wszyscy pomyśleli, że oszalała.
Policjanci stali dalej, notując skrzętnie jego imię, a ona zastanawiała się, co zrobią.
– A co z tymi wszystkimi mendami? – napomniała ich Polly, rozglądając się wkoło z niepokojem. – Tymi wszystkimi kretynami, którzy wszczęli bójkę? Nie aresztujecie ich?
Policjanci spojrzeli po sobie z zażenowaniem.
Jeden z nich odchrząknął.
– Aresztowaliśmy już Kyle’a, tego mężczyznę, który zaatakował pani córkę – powiedział funkcjonariusz. – A co do innych, cóż, szczerze mówiąc, to mamy ich słowo przeciwko waszemu – a oni twierdzą, że to wy zaczęliście tę scysję.
– Nie zrobiliśmy tego! – powiedział Caleb, podchodząc ze złością, okazując guz na głowie. – Przyszliśmy tu, szukając córki – a oni próbowali nas powstrzymać.
– Jak już powiedziałem – stwierdził policjant – mamy tu wasze słowo przeciwko ich. Oni twierdzą, że to wy zadaliście pierwszy cios – i szczerze, są w o wiele gorszym stanie od was. Jeśli ich zaaresztuję, to was również będę musiał.
Caitlin spoglądała na nich, kipiąc ze złości.
– A co z moją córką? – spytała. Jak zamierzacie ją znaleźć?
– Psze pani, mogę panią zapewnić, w tej chwili szukają jej wszystkie nasze patrole – powiedział funkcjonariusz. – Ale strasznie trudno szukać kogoś w sytuacji, kiedy nie wiemy, dokąd się udała i dlaczego. Potrzebny nam motyw.
– Powiedziała pani, że uciekła – powiedział inny policjant, podchodząc bliżej. – Czegoś tu nie rozumiemy. Dlaczego uciekła? Przyjechaliście tu. Była z wami. Była bezpieczna. To dlaczego uciekła?
Caitlin spojrzała na Caleba i pozostałych, a oni wszyscy odwrócili wzrok z konsternacją.
– Nie wiem – powiedziała szczerze.
– To dlaczego nie próbowała pani jej zatrzymać? – spytał kolejny policjant. – Albo pobiec za nią?
– Pan nie rozumie – powiedziała Caitlin, starając się nadać temu jakiś sens. – Nie uciekła tak po prostu; ona wyskoczyła. To wyglądało tak samo… jakbym widziała jelenia. Nie bylibyśmy w stanie jej złapać, nawet gdybyśmy spróbowali.
Policjant spojrzał sceptycznie na swoich kolegów.
– Twierdzi pani, że z tych wszystkich dorosłych ludzi ani jeden nie mógł choć spróbować jej złapać? Kim ona jest? Jakąś olimpijską sprinterką? – zadrwił ze sceptycyzmem.
– Piła dziś pani? – spytał inny policjant.
– Posłuchajcie – warknął Caleb, podchodząc bliżej. – Moja żona nie zmyśla tego. Ja również to widziałem. Wszyscy to widzieliśmy: jej brat i jego żona również. Cała nasza czwórka. Sądzi pan, że wszyscy mieliśmy zwidy?
Policjant podniósł dłoń.
– Nie trzeba od razu się denerwować. Jesteśmy w tej samej drużynie. Ale proszę spojrzeć na to z naszej strony: mówicie, że wasz dzieciak biega szybciej od jelenia. Oczywiście, to nie ma sensu. Może wszyscy odczuwacie wstrząs po bójce. Czasami nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Mówię tylko, że to wszystko nie trzyma się kupy.
Policjant wymienił sceptyczne spojrzenie ze swoim kolegą, który podszedł do nich.
– Jak już mówiłem, nasze patrole wyruszyły na poszukiwania waszej córki. W dziewięciu przypadkach na dziesięć, młodociani uciekinierzy pojawiają się z powrotem w domu. Lub u jednego z przyjaciół. Najlepszą radą, jakiej mogę państwu udzielić, jest powrót do domu i nieruszanie się z niego ani na chwilę. Założę się, że to wszystko, co tu zaszło, wynikło z jej chęci nagięcia zasad, wejścia do knajpy dla dorosłych i napicia się, ale potem sytuacja wymknęła się spod kontroli. Może spotkała w knajpie jakiegoś faceta. Kiedy państwo przyszli, prawdopodobnie ulotniła się, bo była zażenowana. Wracajcie do domu. Założę się, że tam na was czeka. – konkludował funkcjonariusz, niejako zapinając wszystko elegancko na guzik.
Caitlin potrząsnęła głową ogarnięta frustracją.
– Nie rozumiecie – powiedziała. – Nie znacie mojej córki. Scarlet nie chodzi do knajp. I nie zagaduje obcych mężczyzn. Przyszła tu, ponieważ cierpiała. Przyszła tu, ponieważ nie miała gdzie pójść. Ponieważ czegoś jej brakowało. Przyszła tu, bo się przeistacza. Nie rozumiecie? Przechodzi przemianę.
Policjanci spojrzeli na nią jak na wariatkę; Caitlin nie cierpiała tego spojrzenia.
– Przemianę? – powtórzyli, jakby straciła rozum.
Caitlin westchnęła, ulegając rozpaczy.
– Jeśli jej nie znajdziecie, ludziom może stać się krzywda.
Funkcjonariusz zmarszczył brwi.
– Krzywda? Co pani mówi? Czy pani córka krzywdzi ludzi? Jest uzbrojona?
Caitlin potrząsnęła głową, nie posiadając się z irytacji. Ci miejscowi gliniarze nigdy tego nie pojmą; tylko marnowała powietrze.
– Nie jest uzbrojona. Nigdy nie skrzywdziła nawet jednej muchy. Ale jeśli wasi ludzie ją znajdą, nie będą w stanie nad nią zapanować.
Policjanci spojrzeli po sobie, jakby wychodząc z założenia, że Caitlin jest szalona, po czym odwrócili się i wrócili do swych czynności w drugim pomieszczeniu.
Obserwując, jak odchodzą, Caitlin odwróciła się i wyjrzała na zewnątrz przez zbite okno, w mrok.
Scarlet, pomyślała. Gdzie jesteś? Wróć do domu, dziecko. Kocham cię. Przepraszam. Cokolwiek zrobiłam, czym cię rozgniewałam, przepraszam. Proszę, wróć do domu.