Морган Райс - Upragniona стр 4.

Шрифт
Фон

Dalej, myślała. Odpisuj.

Siedziała i czekała zdawałoby się niemal przez wieczność. Odświeżała co chwilę status wiadomości. Po kilku minutach wyłączyła ją nawet i włączyła ponownie w razie, gdyby coś się zablokowało. Później zaczęła obserwować sekundnik. Minęły dwie minuty.

Potem pięć.

Potem dziesięć.

Cisnęła telefon na stół. Czuła łzy zbierające się w oczach. Najwyraźniej nie odpisywał. Jak mogła go obwiniać? Ona prawdopodobnie też nie odpisałaby sobie.

A więc to tyle. To koniec.

Wtem, nagle, jej telefon wpadł w wibracje.

Sięgnęła po niego i zerwała ze stołu.

Ale zmarkotniała, kiedy zauważyła, że to nie od Blake’a. A od Marii.

Nie mogę uwierzyć, że ot tak uciekłaś z zajęć. Więc… jak tam randka z Blakiem?

Scarlet westchnęła. Nie miała pojęcia, co jej napisać.

Nie martw się. Nigdy więcej urywania się z zajęć. Między nami skończone.

Naprawdę. Mój Boże. Dlaczego? Przez Vivian?

Nie, to nie przez nią. Po prostu…

Scarlet zawahała się, zastanawiając się nad tym, co napisać.

… nie wyszło.

Opowiadaj.

Scarlet westchnęła. Naprawdę chciała zmienić temat.

Nie ma, o czym. Co u ciebie?

Rany. Mam obsesję na punkcie tego nowego chłopaka. Sage’a. Mam kila nowych szczegółów.

Scarlet była wykończona i naprawdę nie miała ochoty ciągnąć dalej tej esemesowej wymiany zdań. Nie chciała słuchać plotek i insynuacji o tym nowym chłopaku – ani o nikim innym. Pragnęła jedynie zniknąć z powierzchni ziemi.

Ale Maria była jej najbliższą przyjaciółką i musiała ją wysłuchać:

Czyli?

Ma siostrę i kuzyna. Ale nie chodzą do naszej szkoły. Jest w ostatniej klasie. Przeniósł się z prywatnej szkoły. Ponoć jest bogaty. A nawet bardzo bogaty.

Scarlet nic to nie obchodziło. Chciała jedynie jak najszybciej to zakończyć.

Na szczęście, zanim zdążyła odpisać, dostała inną wiadomość – tym razem od Jasmin.

Rany, co się dzieje na twoim Facebooku?

Scarlet przeczytała to ze zdziwieniem.

Co takiego?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, Scarlet chwyciła swój laptop, otworzyła go i wywołała swoją tablicę na Facebooku.

Nogi się pod nią ugięły. Vivian wystawiła jej posta:

Niezły sposób na kradzież Blake’a. Ale nie podziałał. Wrócił do nas po tym, jak zerwał z tobą. Wiedziałam, że da ci kosza. Nie spodziewałam się tylko, że tak szybko.

Scarlet zaczęła gwałtownie wdychać powietrze. Była całkowicie zbita z tropu. Zauważyła komentarze różnych przyjaciółek na temat tego posta i to, że rozniósł się już po tablicach wielu innych osób. Zauważyła też, że Vivian zamieściła go na Twitterze, i że wszystkie przyjaciółki Vivian zdążyły już go twittować u siebie.

Scarlet była przerażona. Nigdy jeszcze nie czuła się aż tak zażenowana. Wymazała komentarz ze swojej tablicy, zablokowała dostęp Vivian, po czym przeszła do ustawień i zmieniła je tak, aby postować mogły tylko jej przyjaciółki. Ale była to zaledwie kropla w morzu – najwyraźniej szkody zostały już wyrządzone. Teraz cała szkoła myślała, że kradła innym chłopaków. I że dostała kosza.

Jej twarz okryła się purpurą. Była tak wściekła, że miała ochotę udusić Vivian gołymi rękoma. Nie wiedziała, co robić.

Zatrzasnęła laptopa i wyparowała z pokoju. Popędziła w dół schodami, nie wiedząc ani dokąd pójść, ani co zrobić. Wiedziała tylko, że musi się przewietrzyć.

– Chodź, Ruth – powiedziała.

Chwyciła smycz, a Ruth podskoczyła z entuzjazmem, podążając za nią przez drzwi i w dół po schodach ganku.

Scarlet zbiegła po stopniach, patrząc pod nogi i dopiero, kiedy była na chodniku podniosła wzrok i zobaczyła go, stojącego tam przed nią.

Stanęła jak wryta.

Stał tam, wpatrując się w nią, jakby na coś czekał.

Ten nowy.

Sage.

ROZDZIAŁ TRZECI

Scarlet stała przed swoim domem i patrzyła. Ledwie mogła uwierzyć. Oto kilka stóp dalej, na chodniku, wpatrując się w nią intensywnie szarymi oczyma, stał ten nowy chłopak, Sage.

Co on tutaj, przed jej domem, robi? Jak długo już tak stał? Obserwował dom? Zamierzał ruszyć w stronę jej domu? Czy po prostu właśnie przechodził obok?

Ale dokąd? Mieszkała na cichej, podmiejskiej uliczce, którą mało kto kiedykolwiek chodził. Chociaż z drugiej strony, była zaledwie dwie przecznice od centrum i nie można było wykluczyć, że zmierzał do jakiegoś konkretnego miejsca. Ale i to było mało prawdopodobne.

Myśl o tym, że tam stał, obserwował jej dom i zamierzał podejść, zdenerwowała ją. Jednocześnie nie mogła zaprzeczyć, że była podekscytowana jego widokiem. Ekscytacja nie była tu odpowiednim słowem. Była raczej… sparaliżowana. Nie mogła oderwać od niego oczu. Od jego gładkiej skóry, silnej szczęki, dumnie zarysowanych kości policzkowych i nosa, jego szarych oczu, długich rzęs – nigdy nie spotkała nikogo, kto choćby odrobinę go przypominał. O tak arystokratycznym i dumnym wyglądzie. Wydawał się taki nie na miejscu, jakby trafił tu wprost z szesnastowiecznego pałacu.

Nie mogła też nie zauważyć, że cała się spięła na jego widok. A było to uczucie, jakiego nie chciała akurat odczuwać. Przecież jej najlepsza przyjaciółka, Maria, jasno dała do zrozumienia, że ma na jego punkcie obsesję. Jak wielkie zło wyrządziłaby, gdyby jej go odebrała? Maria nigdy by jej tego nie wybaczyła. A i sama sobie również nie potrafiłaby tego wybaczyć. Poza tym, miała Blake’a. A może nie?

Ponownie pomyślała o wiadomości od Vivian, o tym, że Blake dał jej kosza. Czy naprawdę Blake tak jej powiedział? Czy też Vivian sama to wymyśliła? Tak, czy siak, była niemal pewna, że Blake zniknął z jej życia na dobre.

– Yyy… cześć – powiedziała, nie wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć. Przecież nigdy nawet nie zostali sobie przedstawieni.

– Nie chciałem cię wystraszyć – odparł.

Zakochała się w jego głosie. Był cichy, delikatny, ale jednocześnie przejmujący. Choć był łagodny, w jego tonie było też coś apodyktycznego. Mogłaby słuchać go całą wieczność.

– Jestem Sage – powiedział, wyciągając dłoń.

– Wiem – powiedziała i uścisnęła go.

Dotyk jego skóry był elektryzujący. Sprawił, że jej rękę przeszył prąd, kiedy tak trzymał jej lodowatą dłoń w swojej ciepłej.

– Małe miasteczko – dodała jako wytłumaczenie i zaraz potem poczuła zażenowanie. Głupio postąpiła; nie powinna przyznawać się do tego, że znała jego imię. Wyszła przez to na plotkarę.

Chwilę, pomyślała. Skąd te myśli? Przecież był facetem Marii. Prawda?

– Masz bardzo zimną rękę – powiedział, kiedy spojrzał na jej dłoń.

Scarlet cofnęła ją skrępowana.

– Wybacz – powiedziała i wzruszyła ramionami.

– Nie powiedziałaś, jak masz na imię – powiedział.

– Ach, przepraszam. Myślałam po prostu, że je znasz – powiedziała, po czym dodała – nie żebym była jakaś sławna, czy popularna. Tylko… cóż, mała mieścina, wiesz jak to jest?

Zaczęła się jąkać, pogarszając wszystko jeszcze bardziej z każdym kolejnym zdaniem. Zawsze to robiła, kiedy puszczały jej nerwy w obecności chłopaków.

– W każdym razie jestem Scarlet. Scarlet Paine.

Uśmiechnął się.

– Scarlet – powtórzył niczym echo.

Uwielbiała, jak zabrzmiało jej imię w jego ustach.

– Szkarłat to kolor wielu rzeczy. Wina, krwi, czy też róż. Oczywiście, wolę to ostatnie – dodał z uśmiechem.

Scarlet odwzajemniła jego uśmiech. Kto teraz tak mówił? − zastanawiała się. Jakby pochodził z innych czasów, innego miejsca. Nie mogła się doczekać, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

– Co tu robisz? – spytała i zaraz pomyślała, że potraktowała go zbyt ostro. – Nie, żebym była jakaś bezczelna, czy coś. Chodziło mi raczej o to, co robisz przed moim domem?

Przez chwilę wyglądał na podenerwowanego.

– Tak – powiedział. – Osobliwe zgranie w czasie, nieprawdaż? Byłem po prostu w okolicy i pomyślałem, że nieco pozwiedzam. Jestem tu nowy i pomyślałem, że zobaczę, dokąd prowadzą te drogi. Nie miałem pojęcia, że prowadzą do ciebie.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора