Морган Райс - Przemieniona стр 4.

Шрифт
Фон

Nigdy wcześniej nie wiedziała altówki, wiec miała cichą nadzieje, że Jonah wyjmie ją z pudełka i pokaże jej. On jednak nie miał takiego zamiaru, a ona nie chciała być wścibska.

Wciąż trzymał rękę na futerale, wydawał się traktować ten instrument jak coś bardzo osobistego, prywatnego.

– Dużo ćwiczysz?

Jonah wzruszył ramionami.

– Kilka godzin dziennie – powiedział jakby od niechcenia.

– Kilka godzin!? Musisz być świetny!

– Jakoś sobie radzę, chociaż jest wielu lepszych ode mnie. Wierzę jednak, że dla mnie to przepustka do innego świata.

– Zawsze chciałam nauczyć się grać na pianinie – powiedziała Caitlin.

– Dlaczego więc tego nie robisz?

Chciała powiedzieć, nigdy nie miałam pianina, ale ugryzła się w język. Zamiast tego wzruszyła ramionami i zawstydzona spuściła wzrok.

– Nie musisz mieć pianina – powiedział Jonah.

Spojrzała na niego, zaskoczona, że czyta jej w myślach.

– Mamy tu salę prób. Pośród wszystkich beznadziejnych rzeczy w tym miejscu, to jest ta jedna dobra. Mogę cię uczyć za darmo. Musisz tylko się wpisać na listę.

Caitlin szeroko otworzyła oczy ze zdumienia.

– Mówisz poważnie?

– Lista wisi przed salą muzyczną. Poproś Panią Lennox. Powiedz jej, że jesteś moją koleżanką.

Koleżanka. Caitlin lubiła to słowo. Przepełniło ją uczucie szczęścia.

Uśmiechnęła się szeroko, na krótką chwilę ich spojrzenia spotkały się.

Znowu nie mogła oderwać wzroku od jego błyszczących, zielonych oczu. W głowie pojawiły się miliony pytań: Czy ma dziewczynę? Czemu jest dla niej taki miły? Czy mu się podoba?

Ale zamiast je zadać, znowu ugryzła się w język i zamilkła.

Ich wspólny czas powoli dobiegał końca, a ona próbowała znaleźć w myślach temat, który mogłaby poruszyć, by przedłużyć tą chwilę. Chciała znaleźć powód do następnego spotkania. Zamiast tego wpadła w panikę i zamarła.

W chwili gdy chciała już coś powiedzieć, rozległ się dzwonek.

W pomieszczeniu zawrzało, Jonah wsał od stołu i chwycił swoją altówkę.

– Jestem spóźniony – powiedział i podniósł swoją tacę.

Spojrzał na jej tacę.

– Mogę odnieść też twoją?

Opuściła wzrok, uświadamiając sobie, że kompletnie o niej zapomniała. Kiwnęła głową.

– OK – powiedział.

Jonah znowu stał się nieśmiały, nie wiedział, co powiedzieć.

– No to… do zobaczenia.

– Na razie – odpowiedziała prawie szeptem.

*

Jej pierwszy dzień w szkole dobiegł końca. Chociaż tego słonecznego marcowego popołudnia wiał silny wiatr, ona nie czuła już zimna. Nawet gwar wybiegających ze szkoły dzieci przestał jej przeszkadzać. Czuła, że żyje, że jest wolna. Reszta dnia minęła bez większych wrażeń; nie mogła sobie przypomnieć nazwiska ani jednego nowego nauczyciela.

Nie mogła przestać myśleć o Jonahu.

Zastanawiała się, czy w stołówce zrobiła z siebie idiotkę. Bełkotała coś pod nosem; nie zadała mu prawie żadnego pytania. Jedyne pytanie, na jakie wpadła, było o tą głupią altówkę. Powinna była zapytać gdzie mieszka, skąd pochodzi, gdzie zdaje do college'u.

A przede wszystkim, czy ma dziewczynę. Ktoś taki jak on musiał się z kimś spotykać. W tym momencie ładna, dobrze ubrana Latynoska mignęła jej przed oczami. Czy to mogła być jego dziewczyna?

Caitlin skręciła w 134-tą ulicę i na chwile zapomniała dokąd idzie. Po raz pierwszy przemierzała tą drogę i na chwilę zupełnie straciła orientację w terenie. Stała na rogu zagubiona. Chmura przysłoniła słońce i podniósł się silny wiatr, nagle znowu zrobiło się jej zimno.

– Hej, amiga!

Spoglądając za siebie, Caitlin uświadomiła sobie, że stoi przed obskurnym sklepem monopolowym. Czterech obleśnych facetów siedziało na plastikowych krzesłach przed wejściem, pozornie nie zwracając uwagi na zimno, szczerząc się do niej, jakby była jakimś smakowitym kąskiem.

– Podejdź tu, mała! – krzyknął któryś.

Już sobie przypomniała.

132-ga ulica. To wiele wyjaśnia.

Szybko odwróciła się na pięcie i żwawo ruszyła w dół bocznej ulicy. Kilka razy oglądała się przez ramię, chcą się upewnić, że nikt za nią nie idzie. Na szczęście, nikogo tam nie było.

Zimny, przeszywający wiatr stanowił dopełnienie podłej rzeczywistości, w której się znajdowała. Patrzyła na porzucone samochody, ściany zamazane graffiti, druty kolczaste i kraty w oknach i nagle znowu poczuła się bardzo samotna. Ogarnął ją niepokój.

Wydawało się, że od domu dzielą ją lata świetlne, choć w rzeczywistości były to zaledwie trzy przecznice. Żałowała, że nie ma przy swoim boku przyjaciela, a jeszcze lepiej, Jonaha. Zastanawiała się, jak zniesie te codzienne samotne powroty do domu. Po raz kolejny poczuła złość na swoją mamę. Jak ona mogła bez przerwy kazać jej się przenosić w te okropne miejsca? Kiedy to się wreszcie skończy?

Usłyszała dźwięk bitej szyby.

Serce Caitlin zaczęło szybciej bić, gdy kontem oka dostrzegła ruch po drugiej stronie ulicy. Szła szybko z opuszczoną głową, ale kiedy podeszła bliżej, usłyszała krzyki i drwiący śmiech. Nie mogła nie zauważyć, co się tam dzieje.

Czterech dryblasów, po 18 może 19 lat, stało nad młodym chłopakiem. Dwóch z nich unosiło go za ramiona, podczas gdy trzeci bił go po brzuchu, a czwarty okładał pięściami jego twarz. Dzieciak, może 17-letni, wysoki, chudy i bezbronny, padł na ziemię. Dwóch chłopaków podeszło i kopnęło go w twarz.

Wbrew sobie, Caitlin patrzyła na to w osłupieniu. Była przerażona. Nigdy nie widziała czegoś podobnego.

Pozostali bandyci zrobili kilka kroków wokół swojej ofiary, a potem zaczęli okładać chłopaka ciężkimi kopniakami.

Caitlin przestraszyła się, że zakopią tego dzieciaka na śmierć.

– NIE! – krzyknęła.

Kiedy wymierzyli kolejny cios, rozległ się przerażający dźwięk. Nie był to jednak dźwięk łamanych kości, a raczej pękającego drewna. Caitlin dostrzegła, jak zbiry depczą niewielki instrument muzyczny. Przyjrzała się uważniej i zrozumiała, że to kawałki altówki leżą rozrzucone po całym chodniku.

Dłonią zakryła usta w przerażeniu.

– Jonah!?

Bez chwili namysłu, Caitlin przebiegła na drugą stronę ulicy, prosto w grupę mężczyzn, którzy dopiero teraz zauważyli jej obecność. Na ich twarzach pojawiły się złowieszcze uśmiechy. Podeszła do ofiary i zrozpaczona upewniła się, że leży tam Jonah. Jego twarz była posiniaczona i cała we krwi. On sam był nieprzytomny.

Spojrzała na grupę napastników, jej gniew przerósł strach. Stanęła między Jonahem a nimi.

– Zostawcie go w spokoju! – krzyknęła.

Prawie dwumetrowy mięśniak stojący w środku zaczął się głośno śmiać.

– Bo co nam zrobisz? – zapytał niskim głosem.

Caitlin poczuła jak jej świat zawirował i zdała sobie sprawę, że została mocno pchnięta na ziemię. Upadek na beton tylko trochę zamortyzowała rękami. Kątem oka dojrzała jak jej dziennik przelatuje nad głowami, a luźne kartki unosi wiatr.

Usłyszała rechot i zbliżające się do niej ciężkie kroki.

Serce wyrywało się jej z piersi, adrenalina uderzyła do głowy. W ostatniej chwili udało jej się podnieść i nie myśląc wiele popędziła w dół alejki, próbując ratować swoje życie.

Oni biegli tuż za nią.

W jednej z wielu szkół, do których chodziła, zaczęła trenować lekkoatletykę. Okazało się nawet, że jest w tym niezła. Właściwie to była najlepsza w całym zespole. Może nie na długich dystansach, ale na pewno w sprincie na 100 metrów. Była nawet szybsza od większości facetów. Ten moment wywołał falę wspomnień.

Biegła, jakby od tego miało zależeć jej życie, a oni nie byli w stanie jej dogonić.

Caitlin spojrzała za siebie i z optymizmem stwierdziła, że zostawiła ich daleko w tyle. Teraz wystarczyło tylko skręcić we właściwą stronę.

Ulica, którą biegła, zaraz miała się skończyć i Caitlin musiała zdecydować, czy skręcić w prawo, czy w lewo. Jeśli chciała utrzymać dystans między nią a napastnikami, musiała dokonać szybkiego i ostatecznego wyboru. Nie było czasu sprawdzać, co dzieje się za każdym z zakrętów. Na oślep skręciła w lewo.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора