Морган Райс - Wyspa Przeznaczenia стр 5.

Шрифт
Фон

Genevieve potrząsnęła głową. Im dłużej rozważała ten pomysł, tym mniej rozsądny się wydawał. Chęć dołączenia do Sheili była oczywistą reakcją, ale jednocześnie niemądrą. Oznaczałaby jedynie, że obie będą próbowały przeżyć życie uciekając, zawsze zastanawiając się, kiedy z ciemności spadnie na nie cios.

– Cóż, nie mamy złota, więc z tym ci nie pomożemy – powiedziała Anne. – Ale możesz tu zostać przez jakiś czas, jeśli chcesz. Przyda nam się pomoc w gospodarstwie, a na tym pustkowiu nikt cię nie odnajdzie.

Szczodrość tej kobiety była dla Genevieve niemal nie do zniesienia. Poczuła nawet, że na myśl o tym w kącikach jej oczu zaczynają wzbierać szczypiące łzy. Jak by to było, gdyby tu pozostała, gdyby wszystko dobiegło kresu?

Wtem powróciły do niej myśli o pierścieniu Olivii. Sądziła, że znajdzie szczęście z Royce’em, ale sprawy potoczyły się bardzo źle. Nie nadawała się, by polubownie rozwiązać tę sprawę.

I tak po prawdzie, miała już plan. Obmyśliła go z Sheilą, tyle że w porywie emocji, gdy uciekała z miasta, całkiem o nim zapomniała. Teraz, gdy ochłonęła i przespała się, a nawet zaczęła myśleć, ten plan wracał do niej. Wtedy był to najlepszy pomysł, i teraz było tak samo.

– Nie mogę tu zostać – oznajmiła Genevieve.

– Dokąd zatem się udasz? – zapytała ją Anne. – Co zrobisz? Czy aż tak zależy ci, by odnaleźć tę twoją siostrę?

Genevieve pokręciła głową w odpowiedzi, bo wiedziała, że to nie mogło się udać. Nie, nie mogła wyruszyć na poszukiwania siostry. Musiała odszukać swego męża. Musiała go odnaleźć i – jeśli zbierze się na odwagę – odgrywać rolę, którą przypisał jej los, rolę jego żony. Jeśli zdoła znosić to do chwili, gdy urodzi się dziecko i zostanie uznane za dziedzica, będzie mogła pozbyć się Altfora i władać księstwem jako matka jego dziedzica, dla dobra wszystkich.

Był to desperacki plan, ale w tej chwili jedyny, jaki miała. Najtrudniej będzie jej wprawić wszystkie jego części w ruch. Nie wiedziała, gdzie jest Altfor. Wiedziała jednak, dokąd się uda: poniósł klęskę, a więc będzie szukał pomocy. Zwróci się do króla. Genevieve wiedziała już, dokąd musi pójść.

– Muszę dostać się na królewski dwór – powiedziała.

Rozdział trzeci

Royce zaciskał mocno dłonie na relingu statku, pragnąc przyspieszyć prędkość, z jaką płynął. Jego wzrok błądził po falach, które obserwował oczami Iskry. Lecąca nad nimi jastrzębica zatoczyła koło w powietrzu i pisnęła. Leciała nad falami i od czasu do czasu nurkowała w ich stronę, by spaść na jakiegoś małego morskiego ptaka, który wydał jej się kuszącym celem.

Royce skupiał swój wzrok jednak nie tylko na tym. Zanurzył się tak głęboko w świadomość Iskry, jak tylko mógł, szukając jakiegokolwiek śladu Lori, jakiejkolwiek szansy, by pomówić z wiedźmą, która posłała ich na wyprawę, by znaleźć jego ojca. Nic jednak nie znalazł. Widział jedynie rozkołysane fale i migoczące na nich promienie słońca.

– Stoisz tu od kilku godzin – odezwał się Mark, stając obok niego.

– Z pewnością nie aż tak długo – odparł Royce.

– Od kiedy słońce wzeszło – odpowiedział nieco zatroskany Mark. – Ty i wilk.

Siedzący obok Royce’a Gwylim sapnął. Bhargir widocznie nie lubił, gdy mówiło się o nim jak o zwykłym wilku. Royce zastanawiał się w czasie tej podróży, jak wiele to stworzenie rozumie. Iskra kilkukrotnie przysiadała obok Royce’a i chłopak odnosił wrażenie, że toczyła się pomiędzy nimi jakaś niewypowiedziana rozmowa.

– Gwylim nie jest wilkiem – odparł Royce. – A ja miałem nadzieję, że Lori przekaże mi kolejną wiadomość.

– Wiem – powiedział Mark.

– Czy coś jest nie tak? – zapytał Royce.

– Cóż, to ja musiałem łagodzić spory pomiędzy całą resztą.

– Pewnie jest ich niemało – zasugerował Royce.

– Zbyt dużo – odpowiedział Mark. – Matilde i Neave chyba stwierdziły, że kłótnia to najlepszy sposób, by okazywać komuś miłość. Bolis jest strasznie w sobie zadufany, a obecność Pictianki tylko go złości.

– A ty, Marku? – spytał Royce. – Co ty o nich sądzisz?

– Sądzę, że dobrze, iż są tu z nami – odpowiedział chłopak. – Pictianka wydaje się być żywiołowa, a Matilde nigdy się nie poddaje. Bolis może i jest rycerzem, ale to przynajmniej znaczy, że wie, jak władać tym swoim mieczem. Ale to ma sens jedynie wtedy, gdy ty im przewodzisz, Royce, a cały dzień spędziłeś tutaj.

Tak było. Miał nadzieję, że spostrzeże swego ojca albo chociaż znajdzie sposób, by pomówić z wiedźmą, która posłała go w drogę, by go odnalazł. Z tego powodu utkwił wzrok przed sobą i nie zwracał zbytnio uwagi na to, co dzieje się na pokładzie. Uważał przynajmniej, że wszystko idzie po jego myśli, bo zmierzali we właściwym kierunku.

– Jak sądzisz, jak wygląda sytuacja w królestwie? – zapytał Royce Marka.

– Martwisz się o swych braci? – spytał chłopak.

Royce przytaknął. Lofen, Raymond i Garet byli odważni i zrobią wszystko, co w ich mocy, by wesprzeć ich sprawę, ale ich możliwości mają kres, a już raz ich pojmano.

– O nich i o Olivię – odrzekł. Nawet Markowi nie wspomniał, że myśli o oblubienicy stapiały się z myślami o Genevieve, gdyż zdawało mu się to zdradą kogoś, kto jest dobry i czysty – i kogo ojciec dał im tak wiele – dla kogoś, kto już go od siebie odepchnął.

– Niedługo do niej powrócimy – powiedział Mark, klepiąc Royce’a po ramieniu i przez chwilę Royce nie mógł przypomnieć sobie, którą z nich jego przyjaciel miał na myśli.

– Taką mam nadzieję – powiedział. Spojrzał ponownie oczami Iskry i dlatego dostrzegł Siedem Wysp w oddali dużo wcześniej niż inni.

Wyspy leżały spowite chmurami mgły, płynącej razem z falami. Spiczaste skały wysuwały się z wody dokoła nich niczym kły wielkich bestii. Naprawdę były tam wielkie bestie – Royce spostrzegł wieloryba wyskakującego ponad powierzchnię wody. Jego cielsko wynurzyło się z wody, rozbryzgując ją w kaskady drobnych kropelek. Skały były przystrojone wrakami statków, które próbowały dostać się na wyspy, nie znając bezpiecznych dróg. Ten widok wystarczył, by Royce odczuł wdzięczność, że w ogóle zdołali znaleźć kapitana, który zechciał ich tu zabrać.

Same wyspy były zaś połączeniem zieleni i czarnych skał, skupione wokół laguny, w sercu której leżała jedna z nich. Większą część z nich porastał torf i drzewa, a piasek na nich była tak ciemny, że musiał skruszyć się ze stojących na nich granitowych i bazaltowych skał. Środkowa wyspa wyglądała na wulkan buzujący wściekłym czerwonym blaskiem i Royce zdał sobie teraz sprawę, że otaczająca wyspy mgła nie była wcale mgłą, ale dymem opadającym ku ziemi tak, że tworzył wokoło nich jak gdyby pierścień.

Lustro Mądrości jest gdzieś tam, a skoro wyruszył na jego poszukiwania, Royce miał również nadzieję, że będzie tam i jego ojciec.

– Ląd przed nami! – zawołał do reszty, wskazując palcem przed siebie.

Kapitan okrętu podszedł do nich i uśmiechnął się.

– Gdzie?

Widziane jego własnymi oczyma, wyspy ukazały się Royce’owi jako szereg kropek, które rosły bardzo powoli.

– Dotarliśmy do celu – powiedział kapitan. Wyciągnął bukłak zza pasa. – Musimy napić się z tej okazji i udobruchać duchy morza.

Podał bukłak Royce’owi, który wziął go i pociągnął łyk z grzeczności. Napitek, który był w środku, rozpalił ogień w jego gardle. Mark także go wziął, wyraźnie szukając sposobu, by odmówić, lecz kapitan obstawał przy tym. Upił łyk i zaczął kasłać.

– Teraz, kiedy jesteśmy już bliżej – powiedział kapitan. – być może wyjawisz nam wreszcie, dlaczego się tu znalazłeś. Szukasz swojego ojca, tak?

Dopiero po chwili do Royce’a dotarło, co powiedział mężczyzna.

– Nie mówiłem ci o tym – powiedział Royce.

– Och, nie udawaj tajemniczego – odrzekł kapitan. – Sądziłeś, że po wioskach nie rozejdą się pogłoski? Jesteś Royce, ten, który obalił poprzedniego księcia. Szukasz swojego ojca, a skoro zapłaciłeś mi, bym zawinął aż do Siedmiu Wysp, znaczy to, że on musi gdzieś tu być.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Похожие книги

Популярные книги автора