Władysław Orkan
Wilija
W chałupie Błażeja Szczypty panuje jakiś świąteczny nastrój. Wprawdzie nic się tu nie zmieniło od wczoraj; te same czarne, odymione ściany, te same sprzęty w izbie, nawet może więcej śmiecia leży na glinianej podłodze, ale widać z powszechnej uwijacki, z radosnego oczekiwania, malującego się na wynędzniałych twarzach dzieci, że ma nastąpić jakaś ważna chwila, jakieś wielkie święto I te widoczne, zapowiednie znaki robią ten dzień niepowszednim, różnym od szarych dni całego roku. To dzień wilji Bożego Narodzenia
Wiedzą już o tem i dzieci, bo im wczoraj matka zapowiedziała wyraźnie:
Pamiętajcież se dobrze, żeby mi jutro żadne na karę nie zasłużyło! Bo jak na wilię dostanie bicie, to je bez caluteńki rok to samo czeka
A ojciec przybaczył im jeszcze dziś rano napomnienie matki, gdy wychodząc z ciupagą uciąć podłaźniczkę, popatrzał na nie z napół surowym uśmiechem i rzekł od progu:
Nie dokazujcie, ino słuchajcie mamy, bo na wiliją dzieci biją
Tereska nie potrzebowała napomnienia; miała już piętnaście lat i właśnie pomagała matusi w zarabianiu ciasta z jęczmiennej mąki, ale średni Wojtuś, a zwłaszcza najmłodszy Józuś, który w izbie robił hałas za dziesięciu ci dwaj zbereźnicy, gdyby nie zapowiedź całorocznej kary, nie siedzieliby tak spokojnie w kącie
Tereś! zwróciła się matka do dziewczyny, która z zagiętymi po łokcie rękawami lnianej koszuli mięszała ciasto na nieckach umyj se ręce i zabier się do innej roboty. Ja to już sama skończę. Przynieś karpiele z piwnicy, obier je, a potem przygotuj grzyby i kapustę
Dyć jeszcze czas zauważyła Terenia, nie chcąc przerywać miłej roboty. Lubiła patrzeć, jak się jej ciasto wymykało z pod drobnych paluszków.
Nie czas, nie, bo wieczór na ramieniu. Kież się uwarzy? A groch trza długo gotować, coby uwrzał
Tereska, rada nie rada, musiała słuchać. Wyjęła leniwie ręce, opłukała w ciepłej wodzie, odwinęła rękawy i przeszła z koszykiem do piwnicy.
Matka tymczasem wymiesiła do reszty ciasto, zarobiła drożdże i ustawiła niecki na piecu.
W cieple może się prędzej ruszy szepnęła do siebie i zabrała się do gniecenia bryndzy na szerokiej misce, lejąc mleko słodkie i bijąc pół kopy jaj.
Dwaj chłopcy przybliżyli się ku niej.
Mamusiu, co to będzie? zapytał nieśmiało młodszy.
Kołacze będą
Dziś? spytał starszy.
Dziś póst nie wiesz o tem? Wilija
To nic nie będziemy jeść, bo mama powiedziała Teresie, że dopiero na wieczór ugotuje
Na wiliją oświadczyła matka.