Zdawało się to śmiałe powiedzenie dziwić gospodarza, pomyślał w duchu, że juści sam on do rycerstwa należeć nie mógł, kiedy się tak o niem odzywał.
Spojrzał bystro
Miłościwy mój odezwał się poufale, pp. ziemianom się nie dziwować. Wszak ci to z przeproszeniem, i bydle gdy się dobrze naje, bryka a dokazuje. Im ci też tu w tem naszem królestwie nieźle się dzieje
Po namyśle poprawił się Wiaduch.
Pono tak i wszędzie na świecie.
Tak jest potwierdził gość w innych ziemiach toż samo, albo i gorzej.
Nie zawsze to tak bywało począł Leksa ojcowie mówią, wszyscy jednacy byli, potem się to popsuło i kmieć, na pół niewolnym został.
Ależ! zaprzeczył słuchający kto wolen był, ten i jest!
Wiaduch głową potrząsał.
Siłaby o tem mówić rzekł.
Mówcie, proszę, rad posłucham wtrącił, do chleba powracając, siedzący na ławie. Kmieciowi tak źle u nas nie jest
Popatrzał mu w oczy Leksa i potrząsł głową.
A no rzekł tylko że za kmiecia zabitego lada kto gdy zapłaci cztery grzywny winy, a za głowę blizkim sześć, nic mu nie będzie, a za ziemianina musi sześćdziesiąt dać i czasem tego nie starczy
Kmieciowi, gdy dokuczy Neorża taki, nawet się z ziemi jego wynieść nie może, musi czekać wedle obyczaju, albo na pana klątwy, albo żeby mu dziewczynie krzywdę wyrządził, lub by za jego długi pokutował a i tak
Przecie sędziów macie? zarzucił gość.
Sędziowie albo ziemianie są, lub się ich boją; sprawiedliwości u nich nie znaleść.
Osądzą źle, jakże tu sędziego naganić? Jeżeli kasztelan przy sądzie był, gronostaje lub łasicę trzeba mu dać za to. Sędzia za każdą sprawę cztery grosze żąda, bo dla niego małej niema.
Woźny przyjdzie z czeladzią swą, bierze woły, suknie, siekiery, motyki kiedy się czem opłacić nie masz.
Gdy tak Wiaduch rozprawiał, podróżny się przysłuchiwał pilniej coraz.
A jakażby na to rada była, aby sprawiedliwość się działa każdemu? zapytał boć i kmieć ją powinien mieć.
Wiaduch aż z ławy wstał, tak mu się pytanie dziwnem zdało.
Popatrzył na badającego.
Miłościwy panie rzekł jam prosty człek, ale mnie się widzi, że na to rady nie ma. Chodzę ja do kościoła i słucham, co ksiądz rozpowiada; pono na świecie tak bywało i do końca świata zostanie.
Zamyślił się gość, ale wtem Garuśnica z Bogną zaczęły się zwijać około stołu, przynosząc jadło A choć niewytworne ono było, chłopskie, głodny zabrał się doń śmiejąc, i jakby po raz pierwszy w życiu tych przysmaków kosztował.
Smakowało mu wyśmienicie.
Wiaduch też miskę wziąwszy na kolana, zajadał spuściwszy głowę.
Postawiła Bogna przed gościem dzbanek z piwem i prosty kubek drewniany, tylko z instynktem kobiecym, chcąc go przyjąć dobrze, dobrała najpiękniejszy. Świeżo był wystrugany, jak toczony, a na jasnem drzewie kraśne obwódki jakby obręcze zakreślały.
Gość nalał sobie, i do zapatrzonego ładnego dziewczęcia kiwnąwszy głową przepił, aż się zarumieniło, twarz zakryło i ku ognisku cofnęło.
Jedli czas jakiś milczący, lecz młody pan, wkrótce przerwaną na nowo począł rozmowę.
Mówcież mi, proszę rzekł o waszym stanie i o dolegliwościach jego, dobrze to wiedzieć, aby radzić temu.
Wiaduch ruszył nieznacznie ramionami z niedowierzaniem.
Wiedzieć jak wiedzieć rozśmiał się ale poradzić ani król nie potrafi
Ani król? zdziwiony podchwycił gość przestając jeść i wlepiając oczy w niego, a to dla czego? przecie siłę ma, wolę ma!
A no, jeno rycerstwa swe musi oszczędzać, ziemianów nie drażnić, bo on panuje, a oni go trzymają. Za ziemiany i rycerstwem kmiecia nie widać. On stoi na końcu, ostatni.
Przecie król wszystkim panem jest sprzeciwił się słuchacz tak rycerstwu jak kmieciowi.
Pewnie rzekł Leksa ono się tak zwie, ale w rzeczy tylko to prawda, że kmieć wszystkim służy, a nim się nie opiekuje nikt krom pana Boga.
To się przecież na opiekuna skarżyć nie możecie zaśmiał się słuchacz.
Nie skarżym się zamknął stary, którego rozmowa nie zdawała się bawić
Zamilkli, pomilczeli. Garuśnica nową miskę przysunęła gościowi Bogna, wytarłszy fartuchem, podała mu łyżkę drugą za co się jej uśmiechnął tak, że znowu do ognia uciec musiała.
Zadumał się trochę przybyły, nim jeść począł, głodu już pierwszego zbywszy, jakby coś mu na myśli ciążyło.
Więc nie bardzo sobie życie chwalicie? zapytał.
Ani chwalę, ni narzekam rzekł Wiaduch. Mam ci taką naturę, że wesoło biorę co Bóg zeszle, bo gdybym się trapił, sambym sobie szkodził i tyle.
Znowu ręką zrobił ruch żywy, niby odpędzający.
Bywacie w Krakowie? zapytał podróżny.
Na targu i do kościoła czasem jeżdżę rzekł Leksa. Nie ciekawym
Przecie jest na co patrzeć?
A w domu jest co robić! rzekł Wiaduch.
Podróżny się uśmiechnął.
Po chwili stary kmieć dodał.
Patrzeć, to prawda, że jest na co, gdy pod pręgierzem stawią złodziei, a kosterów z mieściska chłoszcząc wyganiają, a no więcej się czem zabawić nie ma
Do piwa Swidnickiego kmieć się nie dociśnie, firtelnicy nie dopuszczą go nigdzie
I na zamku nieraz by się czemu było przypatrzeć rzekł gość.
O! na zamek już chyba nam nie iść śmiał się Wiaduch tam droga dla panów nie dla sukmany A po co?
Po co? odparł podróżny. Juści, kiedy by się wam krzywda działa, dla czegożbyście i do króla nie mieli iść? On ci przecie najwyższym sędzią.
Leksa brwi podniósł do góry
Boże uchowaj! a jakby król przez nieświadomość osądził źle, naganić go się nie godziłoby, bo za naganę i sobola byłoby mało, a do kogo sprawa? do Boga
Nie bardzo więc królowi ufacie? spytał ciekawie gość.
Pytanie to zdumiało i może nastraszyło kmiecia, zamyślił się, długo zbierał z odpowiedzią.
Król! król! począł. Ma on o czem innem myśleć, nie o nas.
I o was powinien rzekł podróżny.
Wiaduch dziwnie się mu począł przypatrywać, rad był już odgadnąć, z kim miał do czynienia.
Nie lubicie go? wtrącił gość.
Na to pytanie spoważniała twarz Wiaducha.
Złego on nam nie zrobił nic rzekł myślę, że dobrze by chciał, a no nie może Nieboszczyka starego Łokcia tośmy znali, młodego, trudno zobaczyć Tamten dobry był a i z prostym kmieciem jak z człowiekiem się nieraz rozgadał.
Lekki rumieniec wystąpił na twarz podróżnemu
Tamtego mówił, zbliżając się doń Leksa myśmy i ratowali nieraz, gdy się opuszczony od rycerstwa po kraju błąkał ot tam wedle jaskiń i wąwozów! Kmiecie za niego broń brali i krew przelewali pamiętamy to!!
I syn jego wam to pewnie będzie pamiętał odparł, spierając się na ręku, zadumany gość.
Popił piwem trochę, wlepił oczy w Wiaducha, który prawił ciągle.
W tym starym jakby ojca i brata myśmy czuli. Żył tak jako my, dla rycerstwa był surowy, dla nas dobry pan Bóg mu to wynagrodził, boć się korony dobił
Podróżny z ławy wstał, poruszony dziwnie i przejęty Obejrzał się, wieczór nadchodził.