Józef Kraszewski - Król chłopów стр 22.

Шрифт
Фон

Podróżny z ławy wstał, poruszony dziwnie i przejęty Obejrzał się, wieczór nadchodził.

 Bóg zapłać gospodarzu, Bóg zapłać gosposiu i wam dodał skinąwszy Bognie.

To mówiąc powoli do kalety sięgnął i zabrzęczały w niej grosze.

Wiaduch się namarszczył.

 Krzywdy mi nie czyńcie rzekł spokojnie za gościnę nikt nie bierze zapłaty..

 Dla czego? zapytał podróżny.

 Po starym obyczaju nie godzi się to przerwał Leksa chata nie gospoda Krzywdy nie czyńcie. Kmieć jestem i choć Neorża kłamie, żem jego, byłem i będę wolny

Począł się uśmiechać, chcąc obrócić to w żart. Gość stał wielce zakłopotany, myślał.

Naostatek z ręki, z palca ściągnął pierścień i skinął na Bognę, która zamiast zbliżyć się, skryła w kąt przestraszona.

 Chciałem choć dziecku waszemu pamiątkę zostawić odezwał się niechaj by miała na zrękowiny, gdy za mąż iść będzie

To mówiąc i nie chcąc dziewczęcia zmuszać, pierścień swiecący dużem okiem na stole położył, pokłonił się i szedł na próg, a Wiaduch za nim.

Ciarach pobiegł po konia, który choć nakuliwał nieco, ale napojony i wypoczęty trochę, był daleko raźniejszy. Podróżny dziękował znowu wszystkim do koła, siadł raźno na wierzchowca i za bramę się wydostawszy, dosyć spieszno pojechał, a zarośla go wprędce im zasłoniły.

Gdy Wiaduch do izby powrócił, zastał wszystkich zapatrzonych nad pierścieniem Bogny Był on z czystego złota, a na przedzie miał jakby sznurem poopasywany kamień czerwony, w którem pod słońce woda się przelewać zdawała.

Nie mogli mu się nadziwić, ani nacieszyć nim, tylko Wiaduch stał mocno zadumany. Napróżno starał się odgadnąć, kto był ten gość, co o sobie nic powiedzieć nie chciał, a przed którym on się tak szczerze wygadywał

Do duchownego, choć oni naówczas różnie się ubierali, nie był podobnym, na mieszczucha był za wielkim panem, a do rycerstwa się nie przyznawał. Trudno było zaiste odgadnąć. Przytym nie musiał być ubogi, bo podarek, choćby nie złoty był (rozpoznać nie umieli kruszcu) zawsze się drogim im wydawał.

Sama Garuśnica, nie chcąc go Bognie powierzyć, gdy się wszyscy przypatrzyli pierścieniowi, zawinęła go w czystą szmatkę i poszła zachować do skrzyni.

Na dworze ściemniać się zaczynało.

Ciarach jeszcze około szop i dobytku chodził z Wężem; a Bogna wiaderko świeżej wody niosła do chaty gdy na drodze zaczęło tętnieć i krzyki, głosy i hukania się ozwały

Nocą się rzadko trafiało, aby tędy kto przejeżdżał, dla bezpieczeństwa pobiegł Ciarach wrota wielkie drągiem założyć, gdy już około nich stanęli jacyś jezdni, których w ciemności ni twarzy ni odzieży nie było można rozeznać. Ciarach tylko dopatrzył się, że zbrojni byli, a rozmawiali między sobą hałaśliwie, głośno, niespokojnie, jak gdyby się kłócili

Jeden z nich klął i nawoływał.

 Sam tu?

Ciarach się odezwał.

 A czego chcecie?

 Jechał kto tą drogą?

 Mało kto tą drogą jeździ odparł chłopak

 A no dziś, teraz, niedawno! Nie widzieliśta kogo?

Zbliżył się Wiaduch, i zwyczajem wieśniaczym na pytanie odpowiedział drugiem:

 A kogóż wam potrzeba?

Rozśmiali się słuchający.

 Ciekaw, bestyja, chłop.

 Pan tędy jechał jaki

 Był jeden.

 Na jakim koniu?

Ciarach maść im i piękność opisał, i wnet się podniosły krzyki.

 To on! on!

 Jechał tędy, godzina temu albo więcej gdy ruszył dalej; konia miał zranionego w nogę i tu spoczywał, a posilił się, bo i my mu dali na co stało

 Zdrówże był? nic mu?

 Jako wy wszyscy rzekł Wiaduch zdrów jak ryba i dosyć wesoły był Ino mi nie chciał mówić kto on a zlitowalibyście się nademną, gdybyście mi jego nazwisko dali

Wesołe głosy tłumne nie dawały usłyszeć nic.

 Jedźmy, gońmy! poczęto wołać ochoczo.

 E! Szczęśliwy ty chłopie, odezwał się jeden z za płota nie wiesz kogoś w chacie przyjmował, gdy ci pany wszystkie zazdrościć będą!!

 Kogóż! przerwał Wiaduch

 Królaś miał, król u ciebie był! krzyknął jeden i nie czekając dłużej, jak prędko przypadli, tak prędzej jeszcze dalej pobiegli.

Wiaduch i Ciarach stali w osłupieniu. Kmieć się zamyślił głęboko, ręce zacisnął, czoło namarszczył

 To się też odemnie nasłuchał! powiedział sobie w duchu.

Tymczasem Ciarach i Bogna biegli do matki wołając, parobek się za głowę trzymał powstała wrzawa i trwoga

 Król! król!

 Aby się tylko czego nie rozsierdził na mnie powiedział sobie Wiaduch bo ze mnie ciągnął, com na duszy miał.

A no wola Boża co ma być, to będzie.

Poszedł smutny nazad do chaty. Ale tu gdy rozważać zaczęli jak patrzał, co mówił, jak się do Bogny uśmiechał jak jej pierścień podarował wszelka trwoga ustąpić musiała i sam kmieć uznał, że król gniewnym być nie mógł.

Rozważał teraz i on, i wszyscy, jak on do innych ludzi i rycerstwa był podobny, a po niczem w nim królewskości jego odgadnąć nie było można.

Chociaż niespodziane te odwiedziny wielkie nawet na Leksie uczyniły wrażenie, jednakże nazajutrz wstał do dnia swoim zwyczajem i na pole wyszedł

Ciarach też i Wąż, rozprawiając o wczorajszem przez cały dzień, ani się spostrzegli, jak wieczora doczekali. Ani dnia tego ani następnych nie przyszło nic takiego, coby mogło lub gniew króla, albo jego łaskę im oznajmić.

Powoli więc zacierało się wspomnienie, a w miesiąc potem Wiaduch żartując sobie, opowiadał jak króla poufale, siedząc przy nim na ławie, przyjmował.

Już był uspokojony zupełnie, gdy jednego południa zawrzało przed wrotami aż strach. Wiaduch był na polu, Garuśnica z córką, choć nie bardzo trwożliwa, zaparła się w pustej chacie, i myślała czy się nie wdrapać na wyżki, drabinę wciągając za sobą, bo rycerstwo jakieś zuchwałe, strasznie klęło i dokazywało, o Wiaducha się upominając.

Baba wyjrzawszy ostrożnie z po za zasuwy, poznała Neorżę.

Sam on był, opasły człek, któremu z konia zleść i na konia się wdrapać było trudno, czerwona, okrągła twarz paskudna, oczy małe czarne Siedział na szkapie spasłej jak sam i wściekał się

Wiaducha wołano na gwałt.

Był niedaleko na swoim łanie i posłyszawszy hałas, powoli, z rękami w kieszeniach ukazał się w dziedzińcu. Zobaczywszy i poznawszy Neorżę, zdjął czapkę i pokłonił się, ale go łajanie i gniew wcale nie poruszyło.

Przystąpił blisko.

Neorża rękę, w której bat trzymał, do góry podniósł.

 Tuś mi! krzyknął, ha! zbóju! Będziesz ty na mnie królowi skarżył? dam ja ci! Skórę zedrę z ciebie.

 Ja? zapytał Wiaduch ze zwykłą swą spokojnością szyderską i niecierpliwiącą gorzej niż zuchwalstwo. Ja?

 A któż?

 Nie wiem, jam na was nie skarżył rzekł Leksa zwolna. Mówiłem ci z miłością jego, i był u mnie gościem, ale o waszą miłość nie pytał, a jam nie wiedział, kto on jest

Neorża patrzał nań i pięści ściskał w kułaki.

 Osyp dałeś? grzywneś zapłacił? krzyknął.

 Nie winienem nic rzekł Wiaduch patrząc w ziemię.

 Było ci dotąd dobrze na mojej ziemi zawołał pan bo ziemia ta moja jest i jak pies łże, kto mówi inaczej siedziałeś spokojny teraz dopiero poznasz, jakim ja być umiem!

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора