Dobruch sam szedł służyć Biskupowi Nie zdawała się ta prostota i pozorne ubóstwo czynić wrażenia na pobożnym panu, który wszystko co miał na chwałę Bożą obracał. Mszę świętą odprawił tak zatopiony w Bogu, w takiem jakiemś uniesieniu iż nie widział nic co się działo na ziemi; pobożność zaś ta tak była przejmującą wszystkich, tak przenikającą serca iż Dobruch się spłakał przy mszy, dziewczęta wyszły z niej jakby powróciły z innego świata. Sam Mszczuj poczuł się zmienionym i zmiękłym
Co mogło tak podziałać na przytomnych, niktby powiedzieć nie umiał. Biskup czytał mszę świętą głosem cichym, nie śpiewał pieśni, nie kazał językiem zrozumiałym, szepcząc odmówił modlitwy coś przecie w jego postawie, ruchach, wejrzeniu było takiego, że ilekroć się zwrócił do ludu, uginały się głowy trwożliwie, padali wszyscy na twarze i uczucie jakieś straszne a błogie przejmowało ich dreszczem
A gdy w końcu mszy podniósł rękę do błogosławieństwa, Mszczuj stary miał łzy na powiekach
Milczenie uroczyste w czasie nabożeństwa, ledwie świergot wróbli przerywał.
Jesienny poranek mglisty i pochmurny dotąd, nagle w końcu mszy się wypogodził, obłoki białe roztwarły i jasne zaświeciło słońce. U drzwi kościelnych na modlącego się Biskupa czekał Mszczuj z córkami swemi, które popłakawszy się przy mszy, teraz jak ptaszyny już wesołe były i rozpowiadały ojcu jak ich ks. Iwo błogosławił
Wkrótce wyszedł i on rozweselony też na duchu, z czołem pogodnem, witając brata
Ubogo u was w Bożym domu, odezwał się, lecz Bóg nie potrzebuje srebra ni złota tylko serc Gorzej bracie że wam proboszcz chorzeje i do służby nie ma nikogo? Cóż? pewnie stary jest? Trzebaby mu pomocnika młodszego?
Mszczuj zamilkł nie chcąc odpowiadać. Biskup zwrócił się do dziewcząt, które szły za niemi i pochwalił je iż modliły się pięknie, a dziwić począł iż tak były podobne do siebie. To je rozradowało, bo dumne były i szczęśliwe z tego cudu co je przybrał w jedno ciało a dał im serce jedno.
Znowu weszli oba do tej izby w której Waligóra przyjmował brata wczoraj a tu już zastawiony był ranny posiłek na stole i polewka gorąca w misach czekała.
Dziewczęta doprowadziwszy gościa do progu, cofnęły się. Zostali sami. Mszczuj posługiwał Biskupowi, który po wczorajszym poście wcale się nie czuł ani osłabionym ni głodnym.
Inna troska go zajmowała.
Myślałeś com ci mówił wczoraj? zapytał ks. Iwo. Ja, nie mogąc więcej, modliłem się aby cię Duch święty natchnął
Spojrzał nań, na twarzy Waligóry, wczoraj jeszcze jakby burzą wewnętrzną miotanej i niespokojnej, dziś widać było niepewność, zwątpienie, słowem jednem, wahanie się, które wróżyło że się opierać nie powinien.
Poznał to Biskup łacno
Otwartym bądź ze mną, rzekł, choćbym cię siłą i powagą mojego starszeństwa pociągnąć mógł za sobą i skłonić do posłuszeństwa, nie chcę cię mieć nieprzekonanego idącego mimo swej woli, chcę abyś i ty pragnął tego co ja
Jedno powiem ci odezwał się Mszczuj, co wam po mnie!! Znaliście mnie niegdyś silnym onym Waligórą, który i na ludzi i na góry porwać się był gotów dziś ja jestem inny. Długi ten spoczynek mnie złamał i osłabił, we własną siłę wiary nie mam, aniby się jeden człowiek oprzeć potrafił temu co może napisano w niebiesiech
Tak jak to nasze królestwo niegdyś wielkie rozleciało się na kawały i ginąć może, tak może i Odrowążom przeznaczono paść, a Jaksom się ich łupem żywić.
I na to patrz, że jam dziś ślepy, ludzi waszych nie znam, nawet tych którym blizkim byłem Nie wiem co się stało z Leszkiem który rycerzem był dzielnym pod Zawichostem, a książęciem być nie umiał Mógłżem ja to przewidzieć i odgadnąć Iwonie mój, że urośniesz na tego wielkiego Pasterza, który stać będzie na świeczniku?? Tak samo dziś nie wiem co się stało z temi których małemi znałem, czy wyrośli czy skarleli??
Na cóż się wam zdam taki ślepy i tak słaby??
O bracie mój ozwał się Biskup niedługo ci uczyć się będzie potrzeba! Oczy masz wypoczęte, zobaczysz łacniej to na co my patrzając ciągle, obywszy się, już nie wiele postrzegamy
Odrowążom wodza potrzeba świeckiego, czynnego, tak jak ja im jestem i będę duchownym. Mnie nie na wszystko patrzeć się godzi, nie o wszystkiem wiedzieć, nie wszędzie wnijść, nie zawsze być surowym gdzie potrzeba.
Ja modlić się tylko umiem, przeczuć i zawołać gdy czuję niebezpieczeństwo
Mówiłeś wczora o królestwie rozerwanem iż mu biada, jać powiem toż samo o rodzie, który gdy głowy nie ma, a spojny nie jest, przepada Jesteśmy jako trzoda co się wilkom obroni gdy stanie kołem zwartem, a gdy się rozsypie, rozchwycą je.
Ale nie o ród nasz sam idzie mi, bracie, boć w mocy Bożej podnieść go i obalić, idzie mi o królestwo to aby gorzej rozerwanem nie było i straconem dla tej chwały Pana Niebieskiego, na którą ono pracować miało, słowa jego przyjmując do duszy i mogąc je w życie wprowadzić.
Zginiem my, padnie z nami kraj w moc barbarzyństwa i na pastwę ludzkich złości
A jaż jak się wam zdam do tak wielkiej sprawy, człek tak mały? zapytał Mszczuj. Anim Goworka, ani Mikołaja Wojewody nie dorósł, ani Krystyna z Ostrowa o którego losie doszły mnie wieści Wiesz jak oni wszyscy skończyli! Goworek na wygnanie musiał iść dobrowolnie, drugiego się matka Leszkowa zaparła i musiał się oddać Mieszkowi, służyć mu całemu życiu kłam zadając
Krystyna wreście Konrad oślepić, uwięzić i zabić kazał za to że mu służył i kraju bronił
Tak jest przerwał Biskup z zapałem aleć to cnót wielkich działem jest na tej ziemi że one cierpieć muszą za innych i to ich tryumfem że męczeństwem kończą Ty się zaś złego końca nie masz co lękać, bo silną podporę mieć będziesz we mnie. Ja zaś, Bogu najwyższemu niech będą dzięki, siłę mam jaką on mi dał na chwałę swą i pożyć się nie dam łacno. Za mną i ze mną pójdą Biskupi wszyscy, i ojciec nasz gnieźnieński i całe wojsko nasze duchowne i cała potęga klasztorna
Więc pocóż ja? zapytał Mszczuj.
Ażebyś mi był prawicą zawołał Biskup ręką w którąbym ja wierzył jak we własną!
Waligóra zamilkł głowę spuściwszy.
Mów, bracie miły, jako stoicie? co czynić mamy? rzekł z cicha, już jakby na pół zwyciężony.
Mamże ci ja opowiadać całe dzieje nasze, których byłeś w części świadkiem po śmierci Kaźmierzowej? począł Biskup.
Tak jest, mów wszystko bo nie wiem nic potwierdził Mszczuj. Wszakci nie dziesięć lat już żyję na tej pustyni, a co tu do mnie dochodziło, często tak w ustach ludzkich skrzywiło się żem nie wiedział ani zkąd szło ani dokąd! Na puszczy głosy giną
Biskup zlekka poruszył ramionami.
Chciałeś sam o wszystkiem zapomnieć i dlatego ci już dziś powtarzać trzeba nawet to o czem wiedziałeś.
Mszczuj na ręku oparty gotował się w milczeniu do słuchania, a Iwo zwolna rozpoczął opowiadanie.
Wiesz dobrze, jako się z dopuszczenia Bożego zmarło Sprawiedliwemu. Kto był sprawcą tej nagłej śmierci dobrego króla, niewiasta niepoczciwa, wróg, zdrajca, czy sama prawica Boża zesłała tę śmierć, która czasem gdy chce uratować, karze nie nam sądzić.