Po Kaźmierzu zostały pisklęta i wdowa, dobra pani ale słaba niewiasta, której z kolei każdy wmówić mógł co chciał, która ze strachu o dzieci i o siebie chwytała się z kolei i Goworka i Mikołaja, a gotową była zawierzyć Mieszkowi staremu, choć znała jakim był dla męża jej, i jak panowania pragnął.
Ledwie Kaźmierz oczy zamknął, już się zbiegło do Krakowa co żyło książąt dobijając o spuściznę po nim, choć dzieci zostały Znali wszyscy Helenę że ją łatwo dobremi słowy ująć i podejść było można. Ślązcy książęta i Mieszko chcieli Kraków królowę państwa zagarnąć i byliby potomstwo Kaźmierzowe wygnali ze wdową, gdyby mój poprzednik na stolicy biskupiej nie stanął murem przy sierotach i przy prawie krwi przeciwko prawu wyborów, które państwo na łup fantazyom możnych rzucało
Mieszko stary jako całe życie tak i teraz nie ustąpił. Pamiętasz to przecie że się krwawo musiała sprawa rozstrzygać pod Mozgawą u Jędrzejowa, gdzie się swoi ze swemi wściekle rzezali, a Mieszko syna postradawszy ledwie z życiem uszedł, ocalony przez żołnierza, który byłby go przebił, gdyby hełmu nie zdjął i twarzy mu nie pokazał Nie pożywszy orężem Mieszko starał się Kraków opanować zdradą i do Heleny udał się opiekunem tylko Leszka być chcąc Słaba niewiasta usłuchała go, poszła na dobrowolne wygnanie z dziećmi do Sandomierza na Pieprzową górę
Mieszko zawładnąwszy Krakowem rządy począł po swojemu sprawować; wygnano go wprędce, lecz raz jeszcze Helenę uwiódł słowy słodkiemi i gdyby nie śmierć, jużby krew Kaźmierzowa nie siedziała na stolicy Nam zaś tej krwi Sprawiedliwego potrzeba a nie potomstwa Mieszkowego, bo ze krwią cnota przechodzi i chciwość panowania, która nie baczy na nic.
I to pomnisz jako Laskonogiego, wzięto do Krakowa, za zezwoleniem Leszka, który panować się nie kwapił. W Laskonogim choć dobrym, łagodnym i pobożnym, krew ojcowska grała, chciał panować sam i nad ludem i nad nami, którzy władzę naszą mamy od Boga. Potrzeba było usunąć go, aby Leszka, prawowitego pana przywrócić
Zwycięztwo pod Zawichostem sprawiło, że Krakowianie Każmierzowego syna przypomnieli, a Laskonogi mu ustąpił
Zda się tedy wszystko szczęśliwie skończone westchnął Iwo aliści to dopiero początek
Czuwaliśmy i czuwamy, a przecież nie możemy rzec, abyśmy pewni byli iż siebie i państwo to ocalemy Pobożni książęta, zazdrośni są władzy naszej i ciągle na nią nastają. Chce się im panować samym, co znaczy że bez Boga i prawa rządzić pragną Ze krwi Mieszkowej jeźli Laskonogi nam już nie grozi, straszniejszy jeszcze bo popędliwszy i śmielszy Odonicz Plwacz, choć pełną garścią sypie kościołowi nadania, ale chce mu być panem Tak samo ślązcy książęta, choć pobożni są słowy i życie trawią na postach i modlitwach, z kościołem się zadzierają Nielepszy wreście nawet syn Kaźmierzów Konrad Mazowiecki, gwałtowny, chciwy panowania i niepohamowany gdy do celu idzie. Naostatek syn Mszczuja, Światopełk Pomorski, głowa Jaksów rodu, nietylko wybić się chce podległości panu, swemu, ale czyha na obalenie go
Przeciw nim, jawnym i tajemnym nieprzyjaciołom, przeciw Rusi, Leszek słabym jest, choć naszą siłę ma i mieć będzie za sobą
Knują się spiski, które my ja, mój bracie, więcej przeczuwam i przewiduję niż o nich wiem
Odonicz wziął siostrę Światopełkową za to aby mu służył, razem idą oba Ślązcy książęta są z nami, ale jak długo wytrwają gdy im zaświeci nadzieja pochwycenia Krakowa??
Biskup zamilkł głową potrząsając.
Biada! biada królestwu temu dodał, jeżeli albo niespokojna krew Mieszkowa, lub ten co krwi już zakosztował Konrad albo nawet zniemczałe Ślązaki dostaną się na naszą stolicę biada królestwu temu, bo zamiast być rządzone przez świeckiego książęcia, z pomocą i na współ z duchownemi, co go od tyranii wstrzymywać, od bezprawia ostrzegać będą padnie w więzy jednego człeka władzy chciwego, co pszczoły wybijać będzie aby miód garnął. Pójdzie w niewolę duchowieństwo, a z niem prawo Boże, miłosierdzie i straż przykazań świętych
Walka to jest, bracie mój nie o kawałki ziemi, nie o panowanie tego lub owego książęcia, ale znaczniejsza daleko, daleko przeważniejsza o wszelakie prawo człowiecze. Mali to państwo być osądzone jako trzoda bydła, łaską i niełaską albo prawem Chrystusowych dzieci?
Waligóra słuchał.
Bracie mój odparł cicho, mówię z tobą jako na spowiedzi, odkrywając ci duszę moją. Nie sroż się na mnie. Walka to jest więc, jak mówisz sam, o to kto panować będzie książęta czy Biskupi?
Nie zapieram! zawołał Iwo powstając, lecz przypatrzże się światu i powiedz mi co lepszego, czy sługi Boże panami waszemi, czy sługi namiętności własnych??
A między wami, bracie rzekł Mszczuj, azali nie ma też sług namiętności nie mali dumnych i władzy chciwych?
Tak ci jest, są między nami tacy, bośmy ludźmi rzekł Iwo lecz nas trzyma krzyż na piersiach, strach Boga, przysięga, kapłaństwo nasze. Zapomni się jeden nie wszyscy świeccy panowie upajają się potęgą swoją, gdy jej granic nie czują. My granicą dla nich, stróżem i stróżami prawa
Waligóra nie odpowiedział nic a Iwo dodał po chwili.
Panowanie Rzymu nie jest dla nas niebezpieczeństwem a jest opieką.
Tak, bracie mój, Leszka wszelkiemi siłami podpierać potrzeba, bo ten nie opiera się nam i widzi że z nami tylko bezpiecznym jest, gdy inni nami się posługują aby później znękać nas i w poddaństwo obrócić
To mówiąc nad schyloną głową starego Waligóry, Biskup w powietrzu ręką drżącą krzyż zakreślił.
Wstań, rzekł i idź błogosławię ci. Rzuć wszystko a towarzysz mi, zobaczysz oczyma własnemi jako byłeś potrzebnym Z dawnych czasów znasz pewnie niektóre książęta, poznasz innych; zobaczysz jakim się stał ten Leszek nasz, którego my wychowaliśmy.
Waligóra powstał posłuszny rozkazaniu, lecz w męzkich oczach łzy mu się zakręciły
A dzieci moje? wyjąknął po cichu.
Cóż dzieciom twym na tym gródku zamkowym zagraża? odezwał się Biskup, jedna chyba tęsknota za tobą. Nie będziesz przecie tak zaprzątniętym sprawami naszemi ażebyś do domu zaglądać nie mógł. Stara niewiasta ochmistrzyni zostanie z niemi, służba wierna
A! bracie matki nie mają, a ojca nic im nie zastąpi westchnął Waligóra.
Dla czegóż byś córek nie miał z sobą wziąć do Krakowa? zapytał Biskup.
Słysząc to wstrząsł się Mszczuj.
Niech Bóg uchowa! do miasta je brać na ludzkie wejrzenia narażać! Nie nie!
Pobożne są, rzekł Iwo z cicha, gdzież większe szczęście i spokój dla nich jeźli nie w klasztorze? Gdybyś chciał, czemuby nie miały z księżniczką Adelajdą siostrą pana naszego, mieszkać w Sandomierzu?
Nie odparł Mszczuj nadto do swobody nawykły.
Przecież, co myślisz na przyszłość dla nich?
Sam nie wiem, westchnął ciężko Waligóra. Skarb to mój jedyny z którym mi się rozstać będzie trudno, który podzielić nie wiem jak Pan Bóg mnie nim ubłogosławił i pokarał, bo są jak bliźniaki przywiązane do siebie, tak że żyćby rozdzielone nie mogły i trzebaby chyba dla nich na mężów dwu braci jak one z jednego ojca zrodzonych, coby się rozłączać nie chcieli.