Władysław Stanisław Reymont - Chłopi стр 6.

Шрифт
Фон

Pykał od czasu do czasu i wlókł się wolno; bolały go wszystkie kości i żale za krową raz wraz go markociły i rozbierały.

A tu ani odbić się na kim, ani wyżalić, nic sam jak ten kołek; sam o wszystkim myśl, sam deliberuj łbem, sam kiele wszystkiego obiegaj kiej ten pies a do nikogój słowa przemówić i rady znikąd ni pomocy a ino strata i upadek a wszystkie to kiej te wilki za owcą a ino skubią, a patrzą, kiedy ozerwą w kawały

Ciemnawo już było we wsi, przez przywierane drzwi i okna, że to wieczór był ciepły, buchały smugi ognisk i zapach gotowanych ziemniaków i żuru ze skwarkami; gdzieniegdzie jedli w sieniach albo i zgoła przed domami, że ino skrzybot łyżek słychać było a pogadywania.

Boryna szedł coraz wolniej, bo ociężało go rozdrażnienie, a potem przypomnienie nieboszczki, co ją na zwiesnę był pochował, ułapiło go za grdykę

 Ho! ho! przy niej, co ją wspominam wieczorem w dobry sposób, nie przygodziłoby się tak granuli gospodyni to była, gospodyni! Juści, że i mamrot, i przeklętnica też, że i dobrego słowa nikomu dać nie dała i cięgiem się z babami za łby wodziła ale zawżdy żona i gospodyni! Tu westchnął pobożnie na jej intencję, i żal go jeszcze większy dusił, bo przypominał, jak to bywało

Przyszedł z roboty, spracowany to i jeść tłusto dała, i często gęsto kiełbasy podtykała kryjomo przed dzieciskami A jak się wszystko darzyło! i cielaki, i gąski, i prosiaki że co jarmarek było z czym jeździć do miasta, i grosz był zawsze gotowy, na zakład z samego przychówku A już co kapusty z grochem, to już jensza zgoła tak nie potrafi

A teraz co?

Antek ino na swoją stronę ciągnie, kowal też wypatruje, aby co chycić, a Józka? Skrzat głupi, któremu plewy jeszcze we łbie, co i nie dziwota, bo dzieusze mało co na dziesiąty rok idzie Hanka kiej ta ćma łazi, a choruje jeno, i tyle zrobi, co ten pies zapłacze

Toć i marnieje wszystko granule trza było dorznąć we żniwa wieprzak zdechł wrony gąski tak przebrały, że z połowa ostała! Tyle marnacji, tyle upadku! Przez sito wszyćko leci, przez sito

 Ale nie dam! wykrzyknął prawie głośno póki rucham tymi kulasami, to ani jednej morgi nie odpiszę i do waju36 na wycug37 nie pójdę

Ino Grzela z wojska do dom powróci, to niechta se Antek na żoniną gospodarkę wróci nie dam

 Niech będzie pochwalony! zabrzmiał jakiś głos.

 Na wieki! odrzucił machinalnie i skręcił z drogi w szerokie i długie opłotki, bo wójtowa osada leżała trochę w głębi.

W oknach się świeciło i pieski ujadać poczęły.

Wszedł prosto do świetlicy.

 Wójt doma? zapytał tłustej kobiety, klęczącej przy kołysce i karmiącej dziecko.

 Zarno wrócą, pojechał po ziemniaki. Siadajcie, Macieju, a dyć i ci też czekają na niego wskazała ruchem brody na dziada siedzącego przy kominie; był to ten stary ślepiec, wodzony przez psa; czerwonawe światło szczap ostro opływało jego ogromną, wygoloną twarz, łysą czaszkę i szeroko otwarte oczy, zasnute bielmem, nieruchomo tkwiące pod siwymi, krzaczastymi brwiami

 Skąd to Pan Bóg prowadzi? zapytał Boryna, siadając po drugiej stronie ognia.

 Ze świata, a skądże by, gospodarzu? odpowiadał wolno rozlazłym, jęczącym, iście proszalnym głosem i nadstawiał pilnie uszów, a wyciągnął tabakierkę.

 Zażyjcie, gospodarzu.

Maciej zażył rzetelnie i kichnął raz po raz trzy razy, aż mu łzy w oczach stanęły.

 Tęga jucha! i rękawem tarł załzawione oczy.

 Niech wam będzie na zdrowie. Peterburka, dobrze ano robi na oczy.

 Wstąpcie jutro do mnie, krowem dorznął, to się tam jaka sztuczka la was znajść znajdzie.

 Bóg zapłać Boryna, widzi mi się, co?

 A juści, żeście to rozeznali? no, no.

 Po głosie ino, po gadaniu.

 Cóż ta we świecie słychać? Wędrujecie cięgiem?

 Moiściewy, a cóż by! A to źle, a to i dobrze, a to i różnie, jak we świecie. A wszyscy piszczą, a narzekają, jak przyjdzie dziadowi co dać abo i drugiemu, ale na gorzałę mają.

 Prawdę rzekliście, bo ano tak i jest.

 Ho, ho! tyle roków się człek telepie po tej świętej ziemi, to się i wie różnie.

 A gdzieście to podzieli tego znajdę, co was prowadzał łoni? zapytała wójtowa.

 Poszedł se ścierwa, poszedł, wyłuskał on mi dobrze torbeczki Miałem coś grosza od ludzi ochfiarnych, com go niósł na wotywy do Częstochowskiej Panienki, to mi jucha podebrał i poszedł we świat! Cichoj, Burek! bo to pewnikiem wójt! pociągnął sznurkiem i pies warczeć przestał.

Zgadł, bo wójt wszedł, bat rzucił w kąt i od progu wołał:

 Żono, jeść, bom głodny kiej wilk jak się macie, Macieju; a wy czego, dziadu?

 Ja do was, Pietrze, wedle tej mojej sprawy, co ma być jutro.

 Ja zaś se poczekam, panie wójcie. Każecie w sieniach dobrze i tam będzie, a ostawicie przy ogniu, że to stary jestem, ostanę, a dacie tę miseczkę ziemniaków abo i chleba skibkę, to pacierz za was zmówię jeden abo i drugi jakbyście dali gotowy grosz abo i dziesiątkę

 Siedźcie se, dostaniecie i kolację, a chcecie, to zanocujcie

I wójt siadł do miski, okrytej parą świeżo utłuczonych ziemniaków i polanych obficie skwarkami, w drugiej donicy stało zsiadłe mleko.

 Siadajcie, Macieju, z nami, zjecie, co jest zapraszała wójtowa, kładąc trzecią łyżkę.

 Bóg zapłać. Przyjechałem z boru, tom se już dobrze podjadł

 Bierzcie się ano za łyżkę, nie zaszkodzi wam, teraz już wieczory długie

 Długi pacierz i duża miska, jeszcze bez to niktoj nie pomarł rzucił dziad.

Boryna wzdragał się, ale w końcu, że słonina mocno raziła mu nozdrza, przysiadł się do ławki i pojadał z wolna, delikatnie, jak obyczaj kazał.

A wójtowa raz wraz wstawała i dokładała kartofli, to mleka przylewała.

Dziadowski pies się kręcił i skamlał zdziebko do jadła.

 Cichoj, Burek, gospodarze ano jedzą i ty dostaniesz, nie bój się uspokajał go dziad i wciągał nozdrzami smakowitą woń, a przygrzewał ręce przy ogniu.

 To Jewka was podobno zaskarżyła zaczął wójt, podjadłszy nieco.

 A ona ci! Żem to jej zasług nie wypłacił! Zapłaciłem, jak Bóg w niebie, i jeszczem ponadto z dobrego serca księdzu za chrzciny dał worek owsa

 Ona powieda, że ten dzieciak to

 W imię Ojca i Syna! Wściekła się czy co?

 Ho, ho, stary z was, a jeszcze majster! Wójtowie poczęli się śmiać.

 Staremu prędzej się przytrafi, bo praktyk ci jest i znający! szeptał dziad.

 Cygani jak ten pies, anim ją tknął. Jeszcze by, taki tłumok taka pode płotem zdychała, a skamlała, coby ją za samą warzę a kąt do spania wziąć, bo na zimę szło. Nie chciałem, ale nieboszka pedo38: Weźmiem, przyda sie w domu, co mamy przynajmować? będzie swoja pod ręką Nie chciałem ja, jako że zimą roboty nijakiej, a jedna gęba więcej do miski. Ale nieboszka pedo: Nie turbuj się, umie pono wełniaki i płótno tkać, zasadzę ją i niechta se ścibie, zawżdy coś uścibie. No i ostała, odpasła się ino i zarno się postarała o przychówek39 A kto w spółce, to już różnie gadali

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора