Морган Райс - Naznaczona стр 7.

Шрифт
Фон

Musiała oczyścić myśli. Nie mogła już dłużej znieść tego wszystkiego. Pragnęła po prostu uciec. Wciąż była wściekła, a do tego nie wiedziała już, z jakiego powodu. Utrata najlepszej przyjaciółki, nawet mimo obecności Jasmine i Becci, sprawiła, że nie wiedziała, co ze sobą począć. I wciąż odczuwała, że pragnie Sage’a, co tylko pogarszało wszystko jeszcze bardziej. Myśli o nim doprowadzały ją do obłędu.

Podniosła się na nogi i ruszyła przed siebie.

– Gdzie idziesz? – spytała Jasmine.

Maria wzruszyła ramionami.

– Muszę zaczerpnąć tchu.

Przepchnęła się przez tłum, idąc coraz dalej i dalej do końca uprawnego pola, leżącego na peryferiach ich miasta, patrząc na te wszystkie dzieciaki z kubkami w dłoniach siedzące i śmiejące się, wydawałoby się takie szczęśliwe. Wszyscy oprócz niej. W tej chwili nienawidziła ich wszystkich.

Dotarła na skraj tłumu i szła dalej, aż znalazła pojedynczy stóg siana na skraju kukurydzianego labiryntu.

Złożyła głowę w dłoniach i powstrzymała łzy. Czuła przygnębienie i nie wiedziała dlaczego. Sądziła, że głównie z powodu tego, że z jej życia znikła Scarlet. Zwykła przesyłać jej setki wiadomości każdego dnia. Nie rozumiała też, dlaczego to wszystko tak się potoczyło. I nie mogła przestać myśleć o Sage’u, chociaż wiedziała, że nie podoba się mu. Zamknęła oczy i siłą woli nakłaniała go raz po raz, by pojawił się przed nią.

Sage, oddam wszystko, pomyślała. Przybądź tu. Pragnę cię. Potrzebuję.

– Co taka ślicznotka jak ty robi tu, siedząc całkiem sama? – odezwał się czyjś mroczny, uwodzicielski głos.

Maria wzdrygnęła się, a kiedy otworzyła oczy, wpadła w zupełne osłupienie na widok tego, co miała przed sobą. Nie był to Sage. Ale facet, cudowniejszy nawet od Sage’a, jeśli w ogóle to możliwe. Miał na sobie czarne, skórzane buty, czarne, skórzane jeansy, czarną koszulkę, niewielki, czarny naszyjnik z zębów rekina oraz dopasowaną, czarną, skórzaną kurtkę. Miał szare oczy, faliste, brązowe włosy i nieznaczny, idealny uśmiech. Miał w sobie więcej seksapilu niż jakikolwiek znany jej dotąd chłopak: wyglądał jak gwiazdor rocka, który zszedł ze sceny tylko dla niej.

Maria zamrugała kilkakrotnie powiekami i rozejrzała się wokoło, zastanawiając się, czy to jakiś żart. Ale był tam jedyną osobą i to on do niej właśnie przemawiał, nie kto inny. Chciała coś odpowiedzieć, lecz słowa uwięzły jej w gardle.

– Ślicznotka? – zdołała jedynie odpowiedzieć z sercem tłukącym się jak oszalałe.

Zaśmiał się i był to najpiękniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszała.

– Hejże, wszyscy świetnie się bawią. Dlaczego ty jedna nie?

Nie czekając ani chwili, podszedł z wdziękiem, wyciągnął dłoń, a ona, nie zdając sobie z tego sprawy, wzięła ją, zeskoczyła ze stogu siana i poszła razem z nim, trzymając się za dłonie, prosto w kukurydziany labirynt. Była nim tak bardzo zachwycona, że nie przyszło jej nawet do głowy, by zastanowić się, pomyśleć, że to nie jest do końca normalne. Zmaterializował się przed nią obiekt jej fantazji i całkowicie straciła dla niego głowę. Ale nie zamierzała tak zupełnie o nic nie zapytać.

– Yy… kim jesteś? – spytała nieśmiało drżącym głosem, obezwładniona jego dotykiem na swej dłoni.

– Szukałem dziewczyny do labiryntu – powiedział z uśmiechem, kiedy weszli do środka. − To mój szczęśliwy dzień. Jesteś Maria, prawda?

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

– Skąd znasz moje imię?

Uśmiechnął się, a potem roześmiał.

– Wkrótce dowiesz się, że wiem po prostu wszystko. A co do mojego imienia: możesz nazywać mnie Lore.

*

Lore szedł pod rękę z przyjaciółką Scarlet, zadowolony z siebie, z tego, jak łatwo przyszło mu ją uwieść. Ludzie byli zbyt delikatni, zbyt naiwni – to nawet nie było w porządku. Nie musiał praktycznie używać swych mocy, by w jednej chwili, mieć ją w garści. Po części, pragnął ucztować na niej, wysączyć energię z jej ciała i porzucić ją, jak to robił z pozostałymi ludźmi.

Jednocześnie coś podpowiadało mu, by zachował cierpliwość. Jakby nie było, spenetrował całą okolicę i wylądował tu tylko ze względu na nią. Szukał sposobu by dotrzeć do Scarlet i kiedy szybował, wyczuł silne uczucie Marii, które przeniknęło świat; wyczuł jej pożądanie do Sage’a, jej rozpacz. Przyciągnęły go niczym magnes.

Wypatrzył ją z nieba swym sokolim wzrokiem, a kiedy zanurkował w powietrzu, zdał sobie sprawę, że Maria będzie przecież stanowić idealną pułapkę, ktoś taki samotny, tak podatny – i tak bliski Scarlet. Jeśli ktokolwiek miał wiedzieć, jak znaleźć Scarlet, to musiała być ona. Zdecydował, że zaprzyjaźni się z nią, wykorzysta, by odnaleźć Scarlet, a kiedy już to osiągnie, zabije ją. W międzyczasie, równie dobrze może się nią zabawić. Ta żałosna ludzka kobieta uwierzy we wszystkie fantazje.

– Yy… nie rozumiem… − powiedziała Maria drżącym, podenerwowanym głosem. – Wyjaśnij mi to jeszcze raz. Mówiłeś, że jesteś… nowy, czy coś.

Lore roześmiał się.

– Tak jakby – powiedział.

– To znaczy, będziesz chodził do naszej szkoły? – spytała.

– Myślę, że nie mam czasu na szkołę – odparł.

– Co to znaczy? Nie jesteś w moim wieku? – spytała.

– Jestem. Ale ukończyłem szkołę dawno temu.

Lore niemal powiedział wieki temu, lecz w ostatniej sekundzie powstrzymał się na szczęście.

– Dawno temu? Co masz na myśli? Jesteś jakiś super uzdolniony, czy co? Spojrzała na niego szerokimi, pełnymi uwielbienia oczyma, a on uśmiechnął się do niej.

– Coś w tym stylu – powiedział. – Więc twoi przyjaciele zostali tam, na przyjęciu? – dodał.

Maria skinęła głową.

– Taa, wszyscy oprócz… Cóż, już i tak nie przyjaźnię się z nią, więc tak, wszyscy są tam.

– Oprócz kogo? – spytał zaintrygowany Lore.

Maria zarumieniła się.

– No, mojej byłej najlepszej przyjaciółki. Nie ma jej tam. Ale jak już mówiłam, już nie przyjaźnimy się.

Lore zawahał się tym razem, zastanawiając się na głos.

– Co się stało między wami dwiema? – spytał ostrożnie.

Maria wzruszyła ramionami i poszli dalej w milczeniu, rozgniatając butami siano z chrzęstem.

– Nie musisz mi mówić – powiedział w końcu Lore. – I tak wiem, jak to jest zrazić się do przyjaciela. Mój kuzyn. Kiedyś byliśmy sobie bliscy, jak bracia. Teraz nawet ze sobą nie rozmawiamy.

Maria podniosła na niego wzrok i spojrzała ze współczuciem.

– To okropne – powiedziała. – Co się stało?

Lore wzruszył ramionami.

– Długa historia. Licząca całe wieki, chciał dodać, ale powstrzymał się.

Maria skinęła głową, najwyraźniej solidaryzując się z nim.

– Cóż, skoro wydajesz się mnie rozumieć – powiedziała – w takim razie powiem ci. Nie wiem, dlaczego, nawet ciebie nie znam, ale czuję, że wszystko zrozumiesz.

Lore uśmiechnął się do niej uspokajająco.

– Zdaje się, że w ten sposób oddziałuję na ludzi – powiedział.

– W każdym razie – kontynuowała Maria – Scarlet, moja przyjaciółka, ona tak jakby podkradła faceta, który mi się podobał. Nie, żeby mnie jeszcze obchodził.

Maria zamilkła i Lore wyczuł, że chciała powiedzieć coś jeszcze i odczytał jej myśli:

Cóż, przynajmniej od chwili, kiedy poznałam ciebie.

Lore uśmiechnął się.

– Kradzież czyjegoś chłopaka – powiedział, potrząsając głową. – Nie ma nic gorszego.

Ścisnął jej dłoń jeszcze bardziej, a Maria skwitowała go półuśmiechem.

– Więc już nie przyjaźnicie się ze sobą?

Maria potrząsnęła głową.

– Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała.

Lore wyczuł, że wywiera zbyt duży nacisk. Miał sporo czasu, by ją uwieść, by dowiedzieć się o Scarlet wszystkiego, co trzeba. W międzyczasie musiał sprawić, by mu zaufała – uwierzyła bezgranicznie.

Dotarli do środka kukurydzianego labiryntu, zatrzymali się i stali. Maria odwróciła wzrok, a Lore wyczuł jej ogromne podenerwowanie.

– No więc, co teraz? – spytała z drżącymi dłońmi. − Może wrócimy? – dodała.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора