Морган Райс - Wyprawa Bohaterów стр 7.

Шрифт
Фон

Proszę, Boże. Dodaj mi sił. Daj mi pokonać tego stwora. Błagam. Zrobię wszystko, co zechcesz. Będę spłacał Ci dług do końca moich dni.

Wówczas stało się coś niezwykłego. Thor poczuł, że wzbiera w nim fala olbrzymiego gorąca, a w żyłach pulsuje mu jakaś potężna moc, wypełniająca całe jego ciało. Otworzył oczy i ze zdumieniem spostrzegł, że z dłoni bije mu dziwne żółte światło. Napierając na gardziel sybolda, czuł, że teraz dorównuje mu siłą i jest w stanie odepchnąć jego kły. Napierał więc dalej, czując, że odpycha bestię coraz dalej. Jego moc rosła, aż poczuł potężne wyładowanie, które odrzuciło sybolda o dobre dziesięć stóp. Bestia padła z impetem na grzbiet.

Thor usiadł, nie rozumiejąc, co się właściwie stało.

Sybold poderwał się na równe nogi i zaszarżował ponownie. Tym razem jednak Thor czuł się inaczej. Całe jego ciało przepełniała siła, jakiej nie doświadczył jeszcze nigdy w życiu. Gdy bestia skoczyła, chłopiec przykucnął, chwycił ją pod brzuchem i cisnął daleko, wykorzystując jej własny impet.

Stwór wleciał w gęstwinę, uderzył w pień drzewa i padł na ziemię.

Thor gapił się na to z niedowierzaniem. Czyżby właśnie cisnął syboldem?

Zwierzę mrugnęło powiekami, po czym utkwiło ślepia w Thorze i zaszarżowało jeszcze raz.

Tym razem, kiedy skoczyło na chłopca, ten chwycił je za gardziel i razem wylądowali na ziemi. Początkowo przygnieciony, Thor przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad syboldem. Przytrzymując potwora, chłopiec zaczął go dusić, choć ten próbował unieść łeb i kłapał zębami, chybiając o włos. Czując przypływ nowej mocy, Thor z całej siły ścisnął gardziel stwora i nie popuszczał. Poddał się krążącej w sobie energii. Z zachwytem poczuł pewność, że jest silniejszy od zwierzęcia. Dusił sybolda, aż ten zwiotczał mu w rękach, ale Thor nie zwalniał uścisku jeszcze przez bardzo długą chwilę.

W końcu powoli wstał, ciężko łapiąc oddech, i ze zdziwieniem spojrzał na swoją zranioną rękę. To, co się właśnie stało, było nie do wiary. Zabił sybolda – on, Thor!

Poczuł, że w ten szczególny dzień musi to być dla niego jakiś znak. Oto zdarzyło się coś nadzwyczajnego. Właśnie pokonał najsłynniejszą, najstraszliwszą bestię w całym królestwie. W pojedynkę, niemal gołymi rękami. To było jak sen. Wiedział, że nikt mu nie uwierzy.

Kręciło mu się w głowie. Zastanawiał się, jaka to moc nim zawładnęła; co to może oznaczać; kim naprawdę jest. Jedynymi znanymi mu ludźmi, którzy posiadali podobne moce, byli druidzi. Tyle że jego rodzice nie byli druidami, więc nie mógł być druidem.

A może mógł?

Wyczuwając za sobą czyjąś obecność, błyskawicznie obrócił się na pięcie i zobaczył Argona, który stał za nim i wpatrywał się w martwego sybolda.

– Skąd się tutaj wzięliście, Wasza Miłość? – spytał Thor, zaskoczony, ale Argon zbył go milczeniem. – Widzieliście, co się stało? – ciągnął chłopiec z niedowierzaniem w głosie. – Sam nie wiem, jak to zrobiłem.

– Ależ wiesz – odparł Argon. – W głębi serca wiesz. Nie jesteś taki jak inni.

– To był jakby... nagły przypływ mocy – powiedział Thor. – Jak jakaś siła, o której nie wiedziałem, że ją mam.

– Wewnętrzna siła magiczna – potwierdził Argon. – Pewnego dnia poznasz ją całkiem dobrze. Może nawet nauczysz się nad nią panować.

Thor chwycił się za ramię; niemal zapomniał o zranieniu, tymczasem ból nagle powrócił, i to straszny. Chłopiec obejrzał rękę; cała ociekała krwią. Zakręciło mu się w głowie i przejął się, co będzie, jeśli ktoś mu szybko nie pomoże.

Argon w trzech krokach znalazł się przy nim, chwycił go za drugą dłoń i przycisnął mocno do rany. Przytrzymując ją w ten sposób, odchylił się do tyłu i zamknął oczy. Thor poczuł ciepłe mrowienie rozchodzące się w całej ręce. Po chwili lepka krew płynąca z ran wyschła, a ból zaczął mijać.

Chłopiec przyjrzał się ręce, nie mogąc pojąć, co się stało: była uleczona. Zostały na niej tylko ślady pazurów, trzy szramy w miejscu przecięcia skóry; były jednak zabliźnione, jakby miały już wiele dni. Po krwi nie było śladu.

Thor spojrzał na Argona z niedowierzaniem.

– Jak to zrobiliście, panie? – zapytał.

Argon jedynie się uśmiechnął:

– Nie ja to zrobiłem, lecz ty. Ja tylko pokierowałem twoją mocą.

– Przecież ja nie mam mocy uzdrawiania – zmieszał się Thor.

– Czyżby? – odparł Argon.

– Nic nie rozumiem. Co to wszystko znaczy? – Thor czuł narastające zniecierpliwienie. – Panie, powiedzcie mi, proszę was.

Argon odwrócił wzrok:

– Na wszystko przyjdzie pora.

Nagle chłopcu przyszło coś na myśl.

– Czy to znaczy, że mogę wstąpić do Królewskiego Legionu? – zapytał podniecony. – Skoro potrafię zabić sybolda, to ani chybi dam radę innym chłopcom.

– Ani chybi – zgodził się druid.

– Tyle że moi bracia zostali wybrani... a ja nie.

– Twoi bracia nie pokonaliby tej bestii.

Thor spojrzał na niego, myśląc intensywnie.

– Ale już raz mnie odrzucili. Jakże mam do nich dołączyć?

– Od kiedy to wojownik potrzebuje zaproszenia? – podpowiedział Argon.

Słowa druida powoli dotarły do Thora. Poczuł się nagle raźniej.

– Czyli mam się u nich zjawić ot tak, nieproszony?

Argon uśmiechnął się znowu.

– Panem twego przeznaczenia jesteś ty sam. Nikt inny.

Nim Thor zdążył mrugnąć, Argon rozpłynął się w powietrzu. Chłopiec rozglądał się dookoła i miotał po okolicznej gęstwinie, ale po druidzie nie było ani śladu.

– Tutaj! – usłyszał nagle czyjś okrzyk.

Thor zwrócił się w stronę, z której dobiegł ten głos. Zobaczył przed sobą olbrzymi głaz i uznał, że okrzyk musiał dobiec z jego szczytu. Chłopiec szybko wspiął się na skałę, ale Argona tam nie zastał. Ze szczytu głazu rozciągał się za to widok na całą puszczę. Thor widział krańce Mrocznego Lasu, ciemnozieloną poświatę drugiego słońca zachodzącego właśnie za horyzont, a na przeciwległym widnokręgu – trakt wiodący do Królewskiego Dworu.

– To może być twoja droga – rozległ się ponownie ten sam głos – o ile się odważysz.

Thor odwrócił się gwałtownie, ale nie było przy nim nikogo; tylko ów głos przez chwilę jeszcze niósł się echem ponad puszczą. Chłopiec wiedział jednak, że to sam Argon, choć gdzieś ukryty, popycha go do działania. I czuł w głębi serca, że druid ma rację.

Bez dalszego wahania zsunął się ze skały i ruszył przez puszczę w stronę odległego traktu, spiesząc ku swemu przeznaczeniu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Na najwyższych wałach zamku, u boku królowej, stał król MacGill – korpulentny, barczysty, z brodą przetykaną siwizną zbyt gęsto jak na człowieka tej postury, z szerokim czołem przeoranym zmarszczkami pozostawionymi przez zbyt liczne bitwy – i przyglądał się przygotowaniom do zabawy i świętowania, które zaplanowano na ten dzień. Ziemie dworskie w całej okazałości rozpościerały się pod nim, jak okiem sięgnąć, aż po starożytne, kamienne mury otaczające jego kwitnący gród: Królewski Dwór. Wszelkiego rozmiaru i kształtu budynki, połączone istnym labiryntem ulic, dawały schronienie wojownikom, służącym, Srebrnym, członkom Legionu i straży; były wśród nich baraki, stajnie, skład broni i inne magazyny. Pośród nich zaś widniały setki pomniejszych domostw tych jego poddanych, którzy zechcieli zamieszkać w granicach miejskich murów. Liczne zagony zieleni, królewskie ogrody, kamienne place i tryskające fontanny dopełniały piękna widoku. Rozwój Królewskiego Dworu trwał od stuleci – dbał o to jeszcze jego ojciec, a przed nim jego dziad i pradziad, i gród był obecnie u szczytu swej chwały. Była to niewątpliwie najbezpieczniejsza twierdza w całym Zachodnim Królestwie Kręgu.

Królowi dane było cieszyć się z najwspanialszych i najbardziej oddanych wojowników, jacy kiedykolwiek komukolwiek służyli; może dlatego też w jego czasach nikt nie ośmielił się zaatakować jego ziem. Był siódmym królem z rodu MacGillów i władał królestwem mądrze i roztropnie od trzydziestu dwóch lat. Pod jego rządami kraj rozkwitał, armia dwukrotnie zwiększyła swą liczebność, miasta rozwijały się, przynosząc obfity zysk, a wśród ludu daremnie byłoby szukać powodów do niezadowolenia. Król znany był ze swej szczodrości, zaś w całej historii królestwa nie znano równie długiego okresu dostatku i pokoju, jak za jego panowania.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора