Морган Райс - Wyprawa Bohaterów стр 9.

Шрифт
Фон

Kiedy wszedł do środka, a drzwi zamknęły się za nim z hukiem, jego doradcy powstali z miejsc i wyprężyli się na powitanie.

– Możecie spocząć – rzekł trochę ostrzej niż miał w zwyczaju. Był zmęczony, zwłaszcza tego dnia, niekończącymi się nigdy formalnościami związanymi z zarządzaniem królestwem. Chciał jak najszybciej mieć je już za sobą.

Zdecydowanym krokiem przeszedł przez salę tronową, która nigdy nie przestawała go zachwycać. Jej sklepienie wznosiło się pięćdziesiąt stóp nad ziemią, zaś jedną ze ścian w całości zdobił ogromny witraż. Podłogi i ściany wykonano z litego kamienia, grubego na stopę. Sala mogła bez trudu pomieścić i stu dostojników. Ale w dni takie jak ten, kiedy odbywały się spotkania rady królewskiej, w przepastnym pomieszczeniu gościł jedynie król i garstka jego doradców. W sali rzucał się w oczy ogromny stół w kształcie podkowy, za którym właśnie oczekiwali doradcy.

Król wkroczył dumnie od otwartej strony stołu, kierując się przez widniejące pośrodku przejście ku miejscu, w którym stał jego tron. Wszedł po kamiennych stopniach, minął wyrzeźbione w złocie lwy i opadł na czerwoną aksamitną poduszkę, która wyściełała tron wykuty w całości ze złota. Siadywał tu jego ojciec, a przedtem jego dziad, pradziad i wszyscy jego przodkowie z rodu MacGillów. Kiedy usiadł, poczuł, jak przytłacza go ciężar minionych wieków i pokoleń.

Omiótł wzrokiem przybyłych doradców. Byli wśród nich Brom, najznakomitszy z jego generałów i jego doradca w sprawach wojskowych; Kolk, generał chłopięcego Legionu; Aberthol, najstarszy ze zgromadzonych, uczony historyk, mentor królów od trzech pokoleń, i Firth, doradca w sprawach wewnętrznych dworu, chudy człowiek o krótko przyciętych siwych włosach i głęboko osadzonych oczach, którymi nawet na chwilę nie przestawał strzelać na boki. MacGill nigdy tak naprawdę nie ufał Firthowi, nie rozumiał nawet, na czym polega jego praca, jednakże zarówno jego ojciec, jak i dziad utrzymywali doradcę do spraw dworu, więc i on, z szacunku dla przodków, zachował to stanowisko. Wśród zgromadzonych byli też Owen, królewski skarbnik; Bradaigh, doradca w sprawach zewnętrznych; Earnan, poborca danin i podatków; Duwayne, służący radą w sprawach poddanych, i Kelvin, przedstawiciel rodów szlacheckich.

Król cieszył się oczywiście władzą absolutną, ale jego królestwo miało z gruntu liberalny charakter. Jego przodkowie zawsze szczycili się tym, że rody szlacheckie królestwa mogą wyrażać swój głos we wszelkich sprawach za pośrednictwem przedstawiciela zasiadającego w radzie. Patrząc jednak z perspektywy historycznej, równowaga sił między majestatem króla i wysoko urodzonymi była mocno chwiejna. Choć teraz panowała zgoda i harmonia, w przeszłości zdarzały się powstania i walki o władzę.

Przyglądając się doradcom, MacGill zorientował się, że kogoś brakuje – akurat tego, z kim najbardziej pragnął zamienić słowo: Argona. Jak zwykle nie dało się przewidzieć, gdzie i kiedy się pojawi. Doprowadzało to króla do szewskiej pasji, ale nie miał innego wyjścia, niż to zaakceptować. Druidzi żyli swoim własnym zagadkowym życiem. Mimo to nieobecność Argona na sali wzmogła jeszcze niecierpliwość MacGilla. Chciał mieć już to za sobą i zająć się tysiącem innych spraw czekających na niego jeszcze przed ceremonią zaślubin.

Jego doradcy siedzieli przy półkolistym stole rozmieszczeni co dziesięć stóp na krzesłach z wiekowego dębu o misternie rzeźbionych podłokietnikach.

– Wasza Wysokość, jeśli łaska – zaczął Owen.

– Mów. Tylko krótko. Nie mam dziś wiele czasu.

– Córka Waszej Wysokości otrzyma dziś wiele podarunków, które, jak wszyscy mamy nadzieję, wypełnią po brzegi jej szkatułę. Tysiące ludzi złoży hołd jej i wam, składając dary wprost w królewskie ręce, a zapełniając karczmy i zamtuzy, także pomoże wypełnić szkatułę królestwa. Przygotowania do dzisiejszej uroczystości znacznie też jednak uszczuplą zasoby królewskiego skarbca. Dlatego doradzam zarządzenie dodatkowego podatku pobieranego tak od ludu, jak i od wysoko urodzonych. Ot, jednorazowa danina, która pozwoli zmniejszyć obciążenia związane z tak znakomitą uroczystością.

MacGill dostrzegł troskę na twarzy skarbnika i poczuł aż ucisk w żołądku na myśl o topniejącym skarbcu. Mimo to nie zamierzał wprowadzić kolejnego podatku.

– Lepiej mieć pustki w skarbcu, lecz lojalnych poddanych – odrzekł. – Naszym bogactwem jest ich dobrobyt. Nie wprowadzimy nowych obciążeń.

– Ależ Wasza Wysokość, jeśli nie...

– Już podjąłem decyzję. Co jeszcze?

Owen osunął się na oparcie krzesła, wyraźnie zawiedziony.

– Mój królu – odezwał się Brom swoim niskim głosem – zgodnie z twoim rozkazem z okazji dzisiejszego wydarzenia rozmieściliśmy większość naszych sił w obrębie dworu. Jest to niewątpliwie imponujący pokaz siły. Oznacza on jednak, że liczebność naszych oddziałów w całej reszcie królestwa ulega zmniejszeniu. Jeśli nastąpi jakiś atak gdziekolwiek poza Królewskim Dworem, będziemy bezradni.

MacGill skinął głową, zastanawiając się przez chwilę.

– Póki nasi wrogowie u nas biesiadują, nie ukąszą ręki, która ich karmi.

Rozległ się śmiech zgromadzonych.

– Jakie wieści z Pogórza?

– Od tygodni nie było doniesień o żadnych wrogich działaniach. Oddziały pewnie wycofały się w przygotowaniu do zaślubin. Być może gotowi są zawrzeć pokój.

MacGill nie był jednak tego taki pewien.

– Może to znaczyć, że planowane zaślubiny zaczynają spełniać nasze oczekiwania albo też że wróg czai się, aby napaść na nas kiedy indziej. A twoim zdaniem, stary druhu – tu król obrócił się w stronę Aberthola – co jest bardziej możliwe?

Aberthol odkaszlnął i rzekł zachrypłym głosem:

– Wasza Miłość... ani wasz ojciec, ani jego ojciec przed nim nigdy nie ufali McCloudom. To, że teraz McCloudowie drzemią, nie znaczy jeszcze, że się nie obudzą.

MacGill skinął głową w podziękowaniu za ten sąd.

– A co z Legionem? – spytał, zwracając się do Kolka.

– Dziś powitaliśmy nowych rekrutów – odpowiedział generał, skłoniwszy szybko głowę.

– Wśród nich i mego syna? – upewnił się król.

– Z dumą stanął wśród pozostałych; wspaniały chłopiec.

MacGill ponownie skinął głową i tym razem zwrócił się do Bradaigha:

– A jakie wieści spoza Kanionu?

– Wasza Miłość, w ostatnich tygodniach nasze patrole częściej odnotowywały próby przekroczenia Kanionu. Może to oznaczać, że barbarzyńcy z Dziczy mobilizują się do ataku.

Wśród członków rady przeszedł szmer. Na samą myśl o ataku MacGill poczuł niepokój. Choć tarcza mocy była nie do przebycia, tego rodzaju wieści nie wróżyły dobrze.

– A jeśli przypuszczą zmasowany atak? – zapytał.

– Dopóki tarcza działa, nie mamy się czego obawiać. Barbarzyńcy próbują przekroczyć Kanion od wieków, wciąż na próżno. Nie ma powodu sądzić, że coś się w tym względzie zmieni.

MacGill nie był tego taki pewien. Najazdu spoza granic królestwa należało się spodziewać już dawno. Nie potrafił się nie zastanawiać, kiedy miałby on nastąpić.

– Wasza Wysokość – odezwał się Firth swym nosowym głosem – czuję się w obowiązku przypomnieć, że dwór gości wielu dostojników przybyłych z królestwa McCloudów. Uznano by za zniewagę, gdybyś się z nimi nie spotkał, bez względu na to, czy są naszymi sprzymierzeńcami, czy też rywalami. Radziłbym, byś poświęcił popołudnie na przywitanie każdego z nich z osobna. Przybyli z liczną świtą, wieloma podarkami oraz, jak wieść niesie, z całym zastępem szpiegów.

– Kto nam zaręczy, że szpiegów nie było tu już wcześniej? – odparł MacGill, rzucając Firthowi badawcze spojrzenie i zastanawiając się jak zwykle, czy on sam nie jest przypadkiem jednym z nich. Firth otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale król westchnął tylko i uniósł dłoń na znak, że ma już dosyć. – Jeśli to wszystko, opuszczę was teraz przygotować się do ślubu mojej córki.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора