Александр Дюма - Trzej muszkieterowie стр 23.

Шрифт
Фон

– Mniej miłości, niż polityki – podjął d’Artagnan z miną zamyśloną – a co pan przypuszczasz?

– Nie wiem, czy powinienem mówić to panu…

– Ależ pozwól pan zwrócić sobie uwagę, że ja od ciebie nic zgoła nie żądam. Pan tu przychodzisz i pan powiedziałeś, iż chcesz mi powierzyć tajemnicę. Rób więc, jak ci się podoba, możesz się pan jeszcze cofnąć.

– Nie, nie, wyglądasz pan na uczciwego młodzieńca, i czuję do pana zaufanie. Otóż sądzę, że moja żona została porwana nie z powodu miłostek swoich, lecz z powodu miłostek większej, niż ona damy.

– Ho! ho! czy nie chodzi tu przypadkiem o panią de Bois-Tracy? – odezwał się d’Artagnan, chcąc przed mieszczaninem popisać się, że wtajemniczony jest w sprawy dworskie.

– Wyżej, panie, wyżej!

– Panią d’Aiguillon?

– Jeszcze wyżej.

– Panią de Chevreuse?

– Wyżej, wyżej znacznie.

– O!… – d’Artagnan się zatrzymał.

– Tak panie – odpowiedział przerażony mieszczanin, tak cicho, że zaledwie można go było dosłyszeć.

– Z kim?

– A z kimże, jeśli nie z księciem de… Tak, panie! – odparł mieszczanin, nadając głosowi swojemu jeszcze bardziej głuche brzmienie.

– Lecz w jakiż sposób wiesz pan o tem wszystkiem?

– A! w jaki sposób?

– Zapewne. Tylko bez półsłówek, albo rozumiesz pan…

– Wiem od mojej żony.

– Która wie o tem… od kogo?

– Od pana de la Porte. Nie mówiłżem panu, że jest jego chrzestną córką, a pan de la Porte posiada zaufanie królowej! Umieścił ją zatem przy Jej Wysokości, aby biedna królowa nasza miała przynajmniej zwierzyć się komu, będąc opuszczoną przez króla, szpiegowaną przez kardynała i zdradzaną przez wszystkich.

– O! zaczyna się to wyjaśniać – odezwał się d’Artagnan.

– Otóż cztery dni temu żona moja do mnie przyszła, panie; odwiedzać mnie mogła dwa razy tygodniowo, a jak miałem zaszczyt powiedzieć panu, ona mnie bardzo kocha. Tymczasem żona zwierzyła mi się, że królowa ma wielkie obawy w tych czasach.

– Doprawdy?

– Tak. Pan kardynał widocznie śledzi ją i prześladuje więcej, niż kiedykolwiek. Nie może jej przebaczyć historji z sarabandą. Pan zna tę historję?

– To dobre, nie miałbym jej znać! – odparł d’Artagnan, który nic zgoła nie wiedział, lecz udawał wtajemniczonego.

– I teraz nienawiść w zemstę się zamieniła.

– Doprawdy?

– I królowa jest przekonana…

– O czem?

– Że napisano w jej imieniu do księcia de Buckingham.

– W imieniu królowej?

– Tak, ażeby do Paryża go ściągnąć i w sidła jakie uwikłać.

– Lecz cóż, u djabła, ma z tem wspólnego żona pańska?

– Znają jej przywiązanie do królowej i chcą od jej pani usunąć, lub zmusić, aby zdradziła tajemnicę Jej Wysokości i służyła za szpiega.

– Być może – odrzekł d’Artagnan – ale czy znasz pan człowieka, który ją porwał?

– Mówiłem już panu, iż zdaje mi się, że znam go.

– Jak się nazywa?

– Nie znam jego nazwiska, to tylko wiem, że to figura zaprzedana kardynałowi.

– Widziałeś go pan?

– Żona mi go pokazywała kiedyś.

– A ma on w sobie coś szczególnego, po czem możnaby go poznać?

– O! zapewne. Jest to mężczyzna postawy wyniosłej, brunet ogorzały z oczami przenikliwemi, białemi zębami i blizną na skroni.

– Z blizną na skroni! – krzyknął d’Artagnan – wszak to moja znajomość z Meung!

– Pan go znasz?

– Tak, tak, ale to nie należy do rzeczy. E! mylę się, to ją bardzo upraszcza, jeżeli bowiem obydwaj mamy z nim porachunki, dwie sprawy dadzą się załatwić za jednym zamachem. Gdzie można tego pana złapać?

– Nie wiem.

– I nie masz pan żadnych wskazówek, gdzie mieszka?

– Żadnych; pewnego razu, gdy odprowadzałem żonę do Luwru, wychodził stamtąd i właśnie mi go wtedy pokazała.

– Do djabła!… – mruknął d’Artagnan – wszystko to bardzo niejasne!… Od kogo dowiedziałeś się pan o porwaniu żony.

– Od pana de la Porte.

– Czy opowiedział panu jakie szczegóły?

– Nie, żadnych.

– A skądinąd nic się pan nie dowiedziałeś?

– I owszem, odebrałem…

– Co takiego?

– Nie wiem doprawdy… czy nie popełniam wielkiej niedorzeczności?…

– Znowu to samo!… pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę pańską, że teraz cofać się już za późno.

– Ja się też nie cofam, do licha!… – zawołał mieszczanin, klnąc dla dodania sobie animuszu. – Zresztą, słowo uczciwości Bonacieux…

– Pan się nazywasz Bonacieux? – przerwał d’Artagnan.

– Tak, panie, to moje nazwisko.

– Przepraszam, że przerywam, lecz zdaje mi się, że jest mi ono znane.

– Być może, panie. Jestem właścicielem tego domu.

– O! o! – odezwał się d’Artagnan, na wpół powstając z siedzenia i z ukłonem – właścicielem tego domu?

– Tak, panie tak… A ponieważ trzy miesiące już mieszkasz u mnie i, zatopiony pewnie w swoich ważnych zajęciach, zapomniałeś zapłacić mi komornego, a ja wcale cię o to nie niepokoiłem ani na chwilę, myślałem, że będziesz miał wzgląd na moją delikatność…

– A jakże, drogi panie Bonacieux – odparł d’Artagnan – wierzaj mi, iż przejęty jestem wdzięcznością za postępowanie podobne i mówię, iż skoro mogę ci być w czemś użyteczny…

– Wierzę panu, wierzę i, jak powiedziałem, słowo uczciwości Bonacieux! ufam ci zupełnie.

– Dokończ pan więc, co mówić zacząłeś.

Mieszczanin dobył z kieszeni papier i dodał d’Artagnanowi.

– List! – odezwał się tenże.

– Który odebrałem dziś z rana.

D’Artagnan otworzył go, a ponieważ poczynało się ściemniać, zbliżył się do okna. Mieszczanin postąpił za nim.

„Nie szukaj żony twojej – czytał d’Artagnan – odzyskasz ją, gdy potrzebować jej już nie będę. Jeżeli jeden krok zrobisz dla odnalezienia jej, jesteś zgubiony”.

– To dosyć stanowcze!… – ciągnął d’Artagnan – lecz koniec końców jest to tylko pogróżka.

– Tak… lecz pogróżka ta przeraża mnie; ja, panie, nie jestem wcale rycerzem i boję się Bastylji.

– Hm! – odezwał się d’Artagnan, – i mnie tyleż obchodzi Bastylja, co i pana. Gdyby tu tylko szło o machnięcie szpadą, mniejsza, ale…

– Jednakże ja na pana liczyłem wiele w tym razie…

– Doprawdy?

– Widząc cię, otoczonego nieustannie muszkieterami wspaniałej powierzchowności, i poznawszy, że to muszkieterowie pana de Tréville, a zatem nieprzyjaciele kardynała, myślałem, że pan i jego towarzysze, ujmując się za królową, zachwyceni będziecie wypłataniem figla jego eminencji.

– Bez wątpienia.

– Zresztą, myślałem, że pan, będąc mi dłużny za trzymiesięczne komorne, o które się nie upominałem…

– Tak, tak, już mi pan wspomniałeś o tem, i uznaję ten powód za dostateczny.

– Co więcej, że jeżeli uczynisz mi zaszczyt pozostania dłużej w domu moim, nigdy na przyszłość ani słówka o tem nie pisnę.

– Bardzo dobrze.

– W dodatku, jeśli będzie potrzeba, gotów jestem dać panu z pięćdziesiąt pistolów, jeżeli, czego nie przypuszczam, znajdziesz się w chwilowych kłopotach.

– Wyśmienicie, ależ pan widocznie bogaty jesteś, drogi panie Bonacieux?

– Mam się niezgorzej, mój panie, mogę to powiedzieć; zebrałem sobie coś około dwóch, czy trzech tysięcy talarów dochodu na handlu drobiazgami, a nade wszystko umieściwszy trochę grosza w przedsiębiorstwie słynnego podróżnika morskiego Jana Mocquet; w ten sposób, pojmuje pan… O! o! – wykrzyknął nagle mieszczanin.

– Co takiego? – zapytał d’Artagnan.

– Co ja widzę?

– Gdzie?

– Na ulicy, wprost okien pańskich, we framudze tamtych drzwi… mężczyzna w płaszczu.

– To on!… – zawołali razem d’Artagnan i mieszczanin, poznając jednocześnie człowieka, o którego chodziło obydwom.

– O teraz mi już nie ujdzie!… – krzyknął d’Artagnan, chwytając szpadę.

I dobywszy ją z pochwy, wybiegł z mieszkania.

Na schodach spotkał Athosa i Porthosa, idących go odwiedzić; przemknął pomiędzy nimi jak strzała.

– Człowiek z Meung!… – rzekł d’Artagnan i zniknął.

D’Artagnan opowiadał niejednokrotnie przyjaciołom zajście z nieznajomym, jako też i zjawienie się pięknej podróżnej, której człowiek ten tak ważne zadanie powierzył.

Zdaniem Athosa, d’Artagnan list ów mógł był zgubić w zamieszaniu. Według niego, szlachcic, jak go opisał d’Artagnan, nie mógł być zdolny do popełnienia podłości takiej, jak kradzież listu. Porthos zaś widział w tem jedynie schadzkę miłosną wyznaczoną przez damę kawalerowi, lub też na odwrót, schadzkę, którą zakłóciła obecność d’Artagnana i żółtego konika.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Похожие книги

Популярные книги автора