Władysław Stanisław Reymont - Chłopi стр 18.

Шрифт
Фон

Zwyczajnie, jak kobieta, co ni pomyślenia nie ma, ni niczego nie wymiarkuje sama, ino żyje se jako ten cień padający od człowieka

 A gospodarstwo, a dzieci, a kumy to i cały świat la niej. Każda kobieta taka, każda rozmyślał gorzko i aż go ścisnęło za serce Ten ptak, co polatuje nad łęgami, ma lepiej niźli człowiek drugi Co mu tam za kłopoty! Polatuje se, pośpiewuje, a Pan Jezus obsiewa la niego pola, że ino mu zbierać a pożywiać się

 A bo to i gotowych pieniędzy ociec mieć nie ma? zaczęła Hanka.

 Przeciech!

 A Józce to kupił korale takie, że i krowę by kupił za nie, a Grzeli to cięgiem do wojska śle pieniądze.

 Słać śle odpowiadał myśląc o czym innym.

 A przeciech to ukrzywdzenie wszystkich! A szmaty po matce to dusi w skrzyni i nawet na oczy nie pokaże A wełniaki takie, a chusty, a czepki, a paciorki jęła długo wyliczać dobro wszelkie i krzywdy, i żale, i nadzieje, a Antek milczał zawzięcie, aż zniecierpliwiona szturchnęła go w ramię.

 Śpisz to?

 Słucham, gadaj se, gadaj, to ci ulży! A jak skończysz, to mi powiedz

Hanka, że to płaksiwa była, a i zebrało się jej dużo w duszy, buchnęła płaczem i jęła mu wyrzucać, że mówi do niej jak do dziewki jakiej, że nie dba o nią ani o dzieci.

Aż Antek zerwał się na równe nogi i zawołał urągliwie:

 Wykrzykuj sobie, te gapy ano cię usłyszą i pożalą się nad tobą! Wskazał oczami na wrony lecące mimo nad łąkami, nacisnął czapkę i wielkimi krokami poszedł ku wsi

 Antek! Antek! wołała za nim żałośnie, ale ani się odwrócił.

Obwinęła chłopaka i popłakując szła miedzami z powrotem do domu; ciężko jej było na sercu ani pogadać, ani wyżalić się przed kim na dolę swoją. A to człowiek żyje cięgiem jak ten samson, że nawet do sąsiadów pójść nie pójdzie i pogadaniem serca nie ucieszy. Dałby jej Antek kumy! Nic, ino siedź w chałupie a haruj, a zabiegaj, a jeszcze słowa dobrego nie usłyszysz! Inne do karczmów chodzą a na wesela a ten Antek bo to mu dogodzić można? Czasem taki, że i do rany przyłóż to znowu całe tygodnie ledwie bąknie jakie słowo i ani spojrzy nic, jeno medytuje a medytuje Prawda, że ma i o czym! Bo i ten ociec nie mógłby to już gront im odpisać, nie czas to staremu iść na wycug? A dyć dogadzałaby mu, że i rodzonemu nie byłoby u niej lepiej

Chciała przysiąść do Kuby, ale przypiął się plecami do brogu i udawał, że śpi, choć mu słońce świeciło prosto w oczy, dopiero gdy zniknęła za węgłem stodoły, podniósł się, otrzepał ze słomy i wolno jął się przebierać pod sadami ku karczmie paliła go ano ta złotówka

A karczma stała na końcu wsi, za plebanią, na początku topolowej drogi.

Ludzi było mało co; muzyka czasem pobrzękiwała, ale nikto nie tańcował jeszcze, za rano było, i młodzi woleli gzić się w sadzie albo wystawać na podjeździe i pod ścianami, gdzie na świeżych, żółtych jeszcze belkach siedziało sporo dziewczyn i kobiet, a w wielgiej izbie z czarnym, okopconym pułapem pusto prawie było, małe przepalone szybki przesiewały czerwone przedzachodnie światło tak słabo, że ino smuga leżała na powybijanej podłodze, a w kątach mrok zalegał. Jakieś ludzie siedzieli za stołami pod ścianą, ale rozeznać nie rozeznał, kto taki?

Jeden Jambroży z brackim od światła stojał pod oknem z buteleczką w garści przepijali gęsto do siebie i pogadywali

Basy buczały jako ten bąk, kiej się wedrze do izby ze dworu i lecący huczy a czasem skrzypka z nagła zapiskała cienko jakoby ptaszek wabiący abo i bębenek zahurkotał i pobrzękiwał ale wnet cichość zalegała.

Kuba poszedł prosto do szynkwasu, za którym siedział Jankiel w jarmułce i w koszuli tylko, bo ciepło było, pogłaskiwał siwą brodę, kiwał się i wyczytywał w książce, przykładając oczy prawie do samych kart.

Kuba się namyślał, przestępował z nogi na nogę, przeliczał pieniądze, podrapywał się po kołtunach i stał tak długo, aż Jankiel spozierał na niego i nie przestając się kiwać i modlić, brzęknął raz i drugi kieliszkami

 Półkwaterek, ino krzepkiej! zarządził wreszcie.

Jankiel w milczeniu nalewał i lewą rękę wyciągał po pieniądze

 W szkło? zapytał, zgarnąwszy do opałki62 zaśniedziałe miedziaki.

 Juści, że nie w but!

Usunął się na sam koniec szynkwasu, wypił pierwszy kieliszek, splunął i jął poglądać po karczmie; wypił drugi, przyjrzał się buteleczce pod światło, stuknął nią mocno.

 Dajcie no drugi i machorki! rzekł śmielej bo błoga ciepłość go przejęła po gorzałce i dziwna moc rozlała mu się po kościach.

 Zasługi dzisiaj Kuba odebrał?

 Gdzieby Nowy Rok to?

 Może dolać araku?

 Ale nie chwaci Przeliczył pieniądze i żałośnie spojrzał na flaszkę araku.

 Poborguję, albo ja to Kuby nie znam!

 Nie trzeba chto borguje, ten się z butów zżuje powiedział ostro.

Mimo to Jankiel postawił przed nim flaszeczkę araku.

Opierał się, już nawet brał się wyjść, ale jucha harak tak zapachniał, że jaże w nosie wierciło, więc się i nie zmagał dłużej, jeno wypił nie medytując.

 Zarobiliście w lesie? pytał Jankiel cierpliwie.

 Nie w lesie ptaszków, com je w sidła chycił, zaniesłem dobrodziejowi sześć i dali mi złotówkę

 Złotówkę za sześć! Ja bym za każdego dał Kubie dziesiątkę.

 Jakże, przeciech kuropatwy to koszerne? zdumiał się.

 Niech Kubę głowa o to nie boli niech tylko przyniesie dużo, a za każdą dostanie zaraz do ręki po dziesiątce. Asencję postawię na zgodę, co?

 I po całym dziesiątku Jankiel zapłaci?

 Moje słowo nie ten wiatr. A za te sześć to Kuba miałby nie dwa półkwaterki czystej, a cztery z arakiem i śledzia, i bułkę, i paczkę machorki rozumie Kuba?

 Juści cztery półkwaterki z arakiem i śledzia i juści, nie bydłem przeciech, to miarkuję rychtyk prawda! Cztery półkwaterki z harakiem i machorka, i bułków i całego śledzia Mroczyła go już wódka i nieco rozbierała.

 Przyniesie Kuba?

 Cztery półkwaterki i śledź i Przyniesę Cie, żebym to miał strzelbę ozwał się przytomniej i jął znowu obliczać kożuch na ten przykład z pięć rubli buty by się zdały ze trzy ruble ni, nie chwaci a kowal by chcieli z pięć rubli za fuzję tyla co od Rafała ni myślał głośno.

Jankiel zrobił szybkie obliczenie kredą i szepnął mu cicho do ucha:

 Zastrzeliłby Kuba sarnę?

 Ale, z pięści nie zastrzeli, a z fuzji to bym juchę ustrzelił

 Kuba umie strzelić?

 Jankiel jest Żyd, to i nie wie, a we wsi wiedzą wszystkie, że chodziłem z dziedzicami do boru, że mi ten kulas przestrzelili to umieć umiem

 Ja dam strzelbę, dam proch, dam, co potrzeba a Kuba, co ustrzeli, przyniesie do mnie! Za sarnę dam całego rubla słyszy? Całego rubla! Za proch Kuba zapłaci piętnaście kopiejek od sztuki, odtrącę A za to, co się fuzja będzie psuć, to Kuba przyniesie ćwiartkę owsa

 Rubla za sarnę a niby ja za proch piętnaście całego rubla! niby jak to?

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора