Stojąc tak, Scarlet uświadomiła sobie, że ściska nadgarstek Vivian z niewiarygodną siłą; Vivian padła na kolana i krzyknęła z bólu.
Wszyscy obecni na korytarzu zatrzymali się i tłumnie je otoczyli.
– To boli! – krzyknęła Vivian. – Puszczaj!
– BIJĄ SIĘ! BIJĄ SIĘ! – wrzasnął tłum dzieciaków, który zebrał się nagle wokoło.
Scarlet poczuła przytłaczający gniew pulsujący w jej ciele, wściekłość, nad którą nie potrafiła zapanować. Coś w jej ciele ustrzegło ją przed krzywdą i teraz domagało się zemsty – chciało, by Scarlet złamała jej nadgarstek.
– A niby czemu? – krzyknęła Maria. – To ty zamierzałaś przykleić jej gumę do włosów.
– Proszę! – zajęczała Vivian. – Przepraszam!
Scarlet nie rozumiała, co ją naszło, i tylko się wystraszyła. W jakiś sposób, w ostatniej sekundzie, zmusiła się, by zaniechać zemsty. W końcu ją puściła.
Dłoń Vivian opadła w dół; Vivian skoczyła na nogi i pobiegła do swoich przyjaciółek.
Scarlet odwróciła się z mocno walącym sercem i poszła dalej za swoimi psiapsiółkami. Korytarz na powrót zatętnił życiem. Wszyscy zaczęli szeptać, rozchodząc się do klas. Przyjaciółki Scarlet otoczyły ją.
– Mój Boże, jak to zrobiłaś? – spytała Maria z podziwem.
– To było niezwykłe! – powiedziała Jasmin. – Naprawdę pokazałaś, gdzie jej miejsce.
– Nie mogę uwierzyć, że chciała wysmarować cię gumą – powiedziała Becca.
– Dostała za swoje − powiedziała Maria. – Niezły refleks. Sądzę, że teraz dobrze się namyśli, zanim znowu z tobą zadrze.
Ale Scarlet nie poczuła się lepiej. Była raczej pusta, wykończona. I jeszcze bardziej oszołomiona tym, co się z nią dzieje. Z jednej strony, była oczywiście zachwycona, że udało jej się złapać ją zawczasu, stawić jej opór i walczyć o swoje. Ale jednocześnie nie mogła zrozumieć, jak była w stanie zareagować w taki sposób, jak to zrobiła.
Oczy piekły ją jeszcze bardziej, a ból głowy tylko się wzmagał i choć brzmiało to jak szaleństwo, nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że w jakiś sposób się zmienia. I to przeraziło ją bardziej niż cokolwiek innego.
Zadzwonił dzwonek. Tuż, zanim ruszyły do klasy, Scarlet obejrzała się i zobaczyła stojącego niedaleko Blake’a. Stał z kilkoma kolegami. Jeden szturchnął go i Blake odwrócił się i zerknął na nią. Ich spojrzenia splotły się na chwilę. Scarlet próbowała wyczytać coś z jego miny. Miała wielką nadzieję, że odwróci się i podejdzie do niej, da jej szansę.
Ale on nagle odwrócił się i odszedł z kolegami w przeciwnym kierunku.
Scarlet poczuła, jak pęka jej serce. Więc to by było na tyle. Nie był już nią zainteresowany. Co więcej, nawet z nią nie rozmawiał. Nie zauważał jej. I to bolało ją bardziej niż cokolwiek innego. Sądziła, że łączy ich coś prawdziwego i nie mogła zrozumieć, jak to wszystko mogło tak szybko się rozlecieć, jak mógł tak po prostu odejść. Dlaczego nie mógł wykazać się większym zrozumieniem jej – a przynajmniej dać jej szansę wszystko wytłumaczyć.
Nie zaczęły się jeszcze pierwsze zajęcia, a Scarlet już czuła się jak zbity pies. Już zdążyła doświadczyć burzy emocji i zastanawiała się, jak będzie w stanie znieść cały dzień.
– Chodź, nie potrzebujesz go – powiedziała Maria, chwyciwszy Scarlet pod rękę i zaprowadziła ją na pierwszą lekcję. Scarlet przełknęła głośno, wiedząc, że za tymi drzwiami czekał Sage.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Na pierwszych zajęciach zebrało się około trzydzieścioro dzieciaków, przepychających się do miejsc siedzących. Ławki ustawiono w trzech równych rzędach po dziesięć w każdym, natomiast z boku stały długie drewniane stoły ze schowanymi pod nimi ławami. Zlustrowała pomieszczenie i z ulgą stwierdziła, że Sage’a nie ma; przynajmniej z tym problemem nie musiała dziś się mierzyć.
– Gdzie on jest? – spytała Maria przybitym tonem. – Jasne, nie przyszedł.
Były to zajęcia z angielskiego, ulubiony przedmiot Scarlet. Zazwyczaj byłaby szczęśliwa, zwłaszcza, że pan Sparrow był jej ulubionym nauczycielem i zwłaszcza, że w tym semestrze omawiali Shakespeare’a i jej ulubioną sztukę: Romea i Julię.
Kiedy jednak osunęła się na miejsce w rzędzie tuż obok Marii, poczuła się przygnębiona. Apatyczna. Nie potrafiła skupić się na Shakespearze. Klasa ucichła, a ona odruchowo wyjęła książki i otępiała wlepiła wzrok w stronę.
– Dziś będzie nieco inaczej – ogłosił pan Sparrow.
Scarlet podniosła wzrok, z radością usłyszawszy jego głos. Mając sporo po trzydziestce i będąc przystojnym, nieco zarośniętym, z przydługimi włosami i silnie zarysowaną szczęką mężczyzną, nie pasował do otoczenia, do szkoły. Wyglądał nieco szykowniej od pozostałych, niczym aktor mający najlepsze lata za sobą. Był zawsze taki szczęśliwy, łatwo wpadał w śmiech i taki uprzejmy dla niej – i pozostałych uczniów. Nigdy nie skwitował jej szorstkim słowem, ani nikogo innego. I zawsze dawał same szóstki. Udawało mu się też sprawić, by najbardziej skomplikowany tekst stawał się łatwy do zrozumienia i by każdy praktycznie ekscytował się czytanym fragmentem. Był też jednym z najbystrzejszych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkała – posiadając encyklopedyczną wiedzę na temat świata i klasycznej literatury.
– Co innego jedynie przeczytać sztuki Shakespeare’a – oświadczył z szelmowskim uśmiechem na twarzy. – Co innego odegrać choć jedną z nich – dodał. – W istocie, można by dowodzić, że nie pojmiesz w pełni jego sztuk, aż nie przeczytasz ich na głos – a nawet spróbujesz je odegrać.
Klasa zareagowała chichotem. Dzieciaki zaczęły spoglądać po sobie i szeptać głośno.
– Zgadza się – powiedział. – Dobrze odgadliście. Po dzisiejszej pogadance podzielimy się w grupy, każdy dobierze sobie parę i wyrecytuje tekst na głos razem z partnerem.
W sali rozległy się rozemocjonowane szepty i zdecydowanie wzrósł poziom napięcia. Dzięki temu Scarlet udało się wyrwać z zadumy, zapomnieć na kilka chwil o wszystkich utrapieniach w jej życiu. Praca w parach i odczytanie wersów: czekał ją niezły ubaw.
Nagle otworzyły się drzwi do sali. Scarlet odwróciła się razem z resztą uczniów, by zobaczyć kto to.
Nie mogła uwierzyć. Oto stał w nich, z dumnie wypięta piersią i książką w dłoni, Sage. Miał na sobie wąską, skórzaną marynarkę, czarne skórzane buty, dżinsy znanego domu mody z wielkim, czarnym, skórzanym pasem i ogromną srebrną sprzączką. Ubrany był też w czarną, luźno puszczoną koszulę z wyłogami kołnierza przypinanymi na guziki, pomiędzy którymi widniał mieniący się naszyjnik – wyglądający, jakby został zrobiony z białej platyny – z ogromnym wisiorem po środku. Wyglądało na to, iż zdobiły go rubiny i szafiry i iskrzył się w dziennym świetle.
Pan Sparrow odwrócił się i spojrzał na niego ze zdumieniem.
– A ty to…?
– Sage – odparł, wręczając mu jakiś świstek. – Przepraszam za spóźnienie. Jestem nowy.
– Zatem jesteś tu mile widziany – odpowiedział pan Sparrow. – Klasa, powitajmy Sage’a i zróbmy miejsce w tyle.
Pan Sparrow odwrócił się ku tablicy.
– Romeo i Julia. Na początek, porozmawiajmy o genezie tej sztuki…
Głos nauczyciela ulotnił się z głowy Scarlet. Jej serce waliło mocno, kiedy Sage ruszył między rzędami. Wówczas, nagle, uświadomiła coś sobie: jedyne puste miejsce na sali znajdowało się bezpośrednio za nią.
O, nie, pomyślała. Nie, kiedy Maria siedzi tuż obok.
Kiedy Sage ruszył przejściem wzdłuż ławek, mogłaby przysiąc, że zauważyła, jak odwrócił się i spojrzał wprost na nią. Szybko odwróciła wzrok, myśląc o Marii i nie rozumiejąc, dlaczego tak się jej przyglądał.
Wyczuła raczej niż zobaczyła, że przeszedł obok niej, usłyszała szuranie krzesła i poczuła, jak usiadł za nią. Wyczuwała emanującą z niego energię; była niesamowita.