Болеслав Прус - Anielka стр 10.

Шрифт
Фон

Nie pytał więc nikogo, z nikim nie rozmawiał; nawet Szmulowi przerywał rzecz o serwitutach i – czekał. Takie postępowanie nazywał dyplomacją i tłomaczył sobie, że jeżeli nikt od niego nie usłyszy ani wyrazu w tej sprawie, włościanie nie będą śmieli zmieniać warunków poprzednich.

I znowu nie była to dyplomacja, ale obawa spojrzenia w oczy faktom, obawa zapytania samego siebie: co robić po przymusowej sprzedaży majątku za długi? Gdzie podziać żonę?… Czym jej zastąpić strwoniony posag, klejnoty i względne wygody?… W jaki sposób pogodzić ją z myślą, że nie mając funduszów w swych rękach, straciła je i że już nie pojedzie leczyć się do Warszawy?

Czas biegł szybko. Niekiedy dziedzic wśród nocy budził się, oblany zimnym potem, myśląc, że już jutro dowie się ostatecznej prawdy. Czasami chciał sam zwołać gromadę i zapytać, czy gotowi są do podpisania umowy? Ale wnet opuszczała go odwaga i mówił:

– Gdyby to jeszcze była kwestia paru miesięcy… Ale tak – dziś lub jutro sami przyjdą, a nużbym zepsuł sprawę niecierpliwością?…

Czekał więc, choć czuł, że bywają chwile, w których puls uderza mu nieregularnie, a serce trzęsie się jak raniony ptak. Takich wrażeń nigdy jeszcze nie doświadczał.

Gdyby lepiej wpatrzył się w przyszłość, może by ujrzał tam znaki ostrzegające w formie krzyżów na grobach. Może by się zatrzymał albo poszedł w innym kierunku?…

Zdawało się, że usposobienie dziedzica cięży nad całym domem. Pani pobladła jeszcze bardziej, Anielka była zgnębiona, choć nie wiedziała czemu. Parobcy jeden za drugim dziękowali za służbę i zaniedbywali się w pracy. Niektórzy wymykali się ze dworu, niekiedy na parę dni, w celu szukania nowego miejsca. Inni wynosili z budynków powrozy i żelastwo, aby choć w części odbić zaległą pensją. Inni byli hardzi i wykrzykiwali na złe jadło.

Wszyscy, zebrawszy się wieczorem około czworaków albo między stodołami, głośno rozprawiali o tym, że „już chyba z dziedzica nic nie będzie!”.

Tylko stangret, Jędrzej, który z panem od dziesięciu lat jeździł, oparłszy się na płocie słuchał w milczeniu, palił fajeczkę, która umiała świergotać, i czasami mruknął:

– At! głupieśta wy…

– Albo co? – spytał go największy malkontent, gumienny.

– Bo to, żeśta głupi! – odparł Jędrzej i splunął. – Choćby i sprzedali ten folwark, to dziedzicowi jeszcze nic nie będzie.

– No, a gdzież on będzie mieszkał, jak go stąd wybronują?

– W mieście, i lepiej niż tu.

– A co będzie jadł?

– Jużci, że to, czego z was żaden nie powącha.

– A z nią jak i z dziećmi?

– Także będą w mieście, gdzie apteka niedaleko. A jak, czego Boże broń, ona odejdzie, to dziedzic ożeni się z taką bogatą, że za jeden jej pierścionek wieś by kupił – mówił Jędrzej.

– Może i tak!

– A ino!

– No, a jakże z nami będzie, co nam nie popłacił?

– Z wami?… Jeszcze by on was swoją nędzą karmił i poił przez cały rok. Jak sprzeda folwark, to wam zapłaci.

– Zawdy my tu niedługo chyba popasiemy?…

– To inna rzecz, a tamto inna rzecz. Kto chce iść, niech idzie gdzie mu lepiej, a ja przy dziedzicu zostanę.

To rzekłszy Jędrzej wyprostował się leniwie i powlókł do stajni, nie patrząc nawet na radzących.

Parobcy spojrzeli po sobie.

– Szczeka czy gada prawdę? – spytał jeden.

– Co ma szczekać! Pójdzie wszędy za dziedzicem, jak woźnica za wozem, bo wie, że mu tamten krzywdy nie zrobi.

– Jużci prawda!… Abo to jemu żona, abo dzieci? Stary sam jak palec, jeżdżą sobie we dwóch, piją arak i spekulują na dziewki, gdzie się uda.

Ponieważ gospodyni księdza dziekana rzeczywiście w upłynionym tygodniu umarła, klucznica więc, Kiwalska, ze łzami wprawdzie i zaklęciami, ale nader stanowczo podziękowała pani za służbę. Twierdziła ona, że kocha cały dom bez pamięci, że pewnie umrze z tęsknoty, gdy się oddali, ale że religijny obowiązek nakazuje jej pójść do księdza dziekana, którego niegodziwe służące zamorzyłyby głodem. Dodała w końcu, że nawet nie śmie przypominać o należnych jej zasługach, ale wierzy w to, jak w świętą Ewangelią, iż państwo krzywdy jej nie zrobią.

W postępowaniu panny Walentyny także zaszła zmiana. Widząc, jak się wszyscy wynoszą, zapewniała głośno, że ani myśli opuszczać edukacji Anielki, którą polubiła, ale – że z panem pod jednym dachem mieszkać nie może.

Słysząc to pani ruszyła nieznacznie ramionami, nie tyle spokojna o wierność męża, ile o wpływ wdzięków uczonej osoby. Odpowiedziała jej więc, że pewnie obie z dziećmi wyjadą do Warszawy w jesieni, a że tymczasem męża jej często w domu nie ma, sądzi przeto, że panna Walentyna mogłaby choć w części opanować swój niepokój.

Anielka

читать Anielka
Болеслав Прус
Powieść z 1880 roku ukazująca dwór polski i stosunki społecznoekonomiczne w zaborze rosyjskim w okresie pouwłaszczeniowym.Nieudolność właściciela majątku – utracjusza, lekkoducha i próżniaka, typowego przedstawiciela swojej klasy – doprowadza do utraty majątku i rozkładu rodziny. Na pierwszym planie
Можно купить 0.01Р
Купить полную версию

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора

Кукла
3.8К 181