Болеслав Прус - Faraon стр 18.

Шрифт
Фон

Wesoły, otoczony pochodniami Ramzes w towarzystwie Tutmozisa wszedł do domu Sary. Na jego widok Gedeon rzekł do Tafet:

– Boję się bardzo o moją córkę, ale jeszcze bardziej nie chcę spotykać się z jej panem…

Przeskoczył mur i wśród ciemności, przez ogród i pola, poszedł w stronę Memfisu.

Na dziedzińcu wołał Tutmozis:

– Witaj, piękna Saro!… Spodziewam się, że nas dobrze podejmiesz za muzykę, którą ci przysłałem…

W progu ukazała się Sara z obwiązaną głową, wsparta na Murzynie i służebnicy.

– Co to znaczy? – zapytał zdumiony książę.

– Straszne rzeczy!… – zawołała Tafet. – Poganie napadli twój dom, a jeden uderzył kamieniem Sarę…

– Jacy poganie?…

– A ci… Egipcjanie! – objaśniła Tafet.

Książę rzucił jej spojrzenie pełne wzgardy. Lecz wnet opanowała go wściekłość.

– Kto uderzył Sarę?… Kto rzucił kamień?… – krzyknął, chwytając za ramię Murzyna.

– Tamci znad rzeki… – odparł niewolnik.

– Hej, dozorcy!… – wołał zapieniony książę – uzbroić mi wszystkich ludzi na folwarku i dalej na tą zgraję!…

Murzyn znowu pochwycił swój topór, dozorcy zaczęli wywoływać parobków z zabudowań, a kilku żołnierzy ze świty księcia machinalnie poprawiło miecze.

– Na miłość boską, co chcesz uczynić?… – szepnęła Sara, wieszając się na szyi księcia.

– Chcę pomścić cię… – odparł. – Kto uderza w moją własność, we mnie uderza…

Tutmozis pobladł i kręcił głową.

– Słuchaj, panie – odezwał się – a jakże po nocy i w tłumie poznasz ludzi, którzy dopuścili się zbrodni?

– Wszystko mi jedno… Motłoch to zrobił i motłoch będzie odpowiadał…

– Tak nie powie żaden sędzia – reflektował Tutmozis. – A przecie ty masz być najwyższym sędzią…

Książę zamyślił się; jego towarzysz mówił dalej:

– Zastanów się, co by jutro powiedział nasz pan, faraon?… A jaka radość zapanowałaby między wrogami Egiptu, ze wschodu i zachodu, gdyby usłyszeli, że następca tronu, prawie pod królewskim pałacem, napada w nocy swój lud?…

– O, gdyby mi ojciec dał choć połowę armii, umilkliby na wieki wrogowie nasi we wszystkich stronach świata!… – szeptał książę, uderzając nogą w ziemię.

– Wreszcie… przypomnij sobie tego chłopa, który się powiesił… Żałowałeś go, gdyż umarł człowiek niewinny, a dzisiaj… Czy podobna, ażebyś sam chciał zabijać niewinnych?…

– Dość już!… – przerwał głucho następca. – Gniew mój jest jak dzban pełen wody… Biada temu, na kogo się wyleje… Wejdźmy do domu…

Wylękniony Tutmozis cofnął się. Książę wziął Sarę za rękę i wszedł z nią na pierwsze piętro. Posadził ją obok stołu, na którym stała nie dokończona kolacja, i zbliżywszy świecznik zerwał jej opaskę z głowy.

– Ach – zawołał – to nawet nie jest rana, tylko siniak?…

Przypatrywał się Sarze z uwagą.

– Nigdy nie myślałem – rzekł – że możesz mieć siniaka… To bardzo zmienia twarz…

– Więc już ci się nie podobam?… – cicho zapytała Sara, podnosząc na niego wielkie oczy pełne trwogi.

– Och, nie!… wreszcie to przejdzie…

Potem zawołał Tutmozisa i Murzyna i kazał opowiedzieć wypadki wieczorne.

– On nas obronił – rzekła Sara. – Stanął z toporem we drzwiach…

– Zrobiłeś tak?… – spytał książę niewolnika, bystro patrząc mu w oczy.

– Czyliż95 miałem pozwolić, ażeby do twego domu, panie, wdzierali się obcy ludzie?

Książę poklepał go po kędzierzawej głowie.

– Postąpiłeś – rzekł – jak człowiek mężny. Daję ci wolność. Jutro dostaniesz wynagrodzenie i możesz wracać do swoich.

Murzyn zachwiał się i przetarł oczy, których białka połyskiwały. Nagle upadł na kolana i uderzając czołem w posadzkę, zawołał:

– Nie odpędzaj mnie od siebie, panie!…

– Dobrze – odparł następca. – Zostań przy mnie, ale jako wolny żołnierz. Takich mi właśnie potrzeba – dodał, patrząc na Tutmozisa. – Ten nie umie mówić jak dozorca domu ksiąg, ale gotów walczyć…

I znowu zaczął wypytywać o szczegóły najścia, a gdy Murzyn opowiedział mu o zjawieniu się kapłana i jego cudzie, książę schwycił się za głowę, wołając:

– Jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem w Egipcie!… Niedługo nawet w moim łóżku będę znajdował kapłanów… Skąd on?… Co on za jeden?…

Tego Murzyn nie umiał objaśnić. Powiedział jednak, że zachowanie się kapłana było bardzo życzliwe dla księcia i dla Sary; że napadem kierowali nie Egipcjanie, ale ludzie, których kapłan nazwał wrogami Egiptu i bezskutecznie wzywał ich, aby wystąpili naprzód.

– Dziwy!… dziwy!… – mówił w zamyśleniu książę, rzuciwszy się na łóżko. – Mój czarny niewolnik jest dzielnym żołnierzem i pełnym rozsądku człowiekiem… Kapłan broni Żydówki dlatego, że jest moją… Co to za osobliwy kapłan?… Lud egipski, który klęka przed psami faraona, napada na dom następcy tronu, pod dowództwem jakichś wrogów Egiptu?… Muszę ja to sam zbadać…

Rozdział XI

Skończył się miesiąc Tot i zaczynał miesiąc Paofi, druga połowa lipca. Woda Nilu z zielonawej zrobiła się białą, a potem czerwoną i wciąż przybierała. Królewski wodowskaz w Memfisie był zapełniony prawie na wysokość dwu ludzi, a Nil rósł co dzień na dwie pięści. Najniższe grunta były zalane, z wyższych spiesznie zbierano len, winogrona i pewien rodzaj bawełny. Gdzie z rana było jeszcze sucho, tam ku wieczorowi pluskały fale.

Zdawało się, że gwałtowny, choć niewidzialny wicher dmie w głębi rzeki. Orze na niej szerokie zagony, wypełnia pianą bruzdy, potem na chwilę wygładza powierzchnię wody, a po chwili skręca ją w przepaściste wiry.

Znowu orze, znowu wygładza, skręca, napędza nowe góry wody, nowe smugi pian i wciąż podnosi szeleszczącą rzekę, wciąż zdobywa nowe płaty ziemi. Niekiedy woda dosięgnąwszy pewnej granicy, przekracza ją, w oka mgnieniu wlewa się w nizinę i tworzy błyszczące jeziorko tam, gdzie przed chwilą rozsypywały się w proch zwiędłe trawy.

Choć przybór dosięgnął ledwie trzeciej części swej miary, już całe wybrzeże było zalane. Co godzinę jakiś folwarczek na wzgórzu robił się podobnym do wyspy, z początku odgraniczonej od innych tylko wąskim kanałem, który stopniowo rozszerzał się i coraz bardziej odcinał domostwo od sąsiadów. Nieraz, kto wyszedł do pracy piechotą, wracał czółnem.

Łódek i tratew ukazywało się na Nilu coraz więcej. Z jednych łapano ryby w sieci, na innych przewożono zbiory do stodół albo ryczące bydło do obór, na innych odwiedzano znajomych, ażeby wśród śmiechu i krzyku zawiadomić ich (na co patrzyli wszyscy), że Nil przybiera. Niekiedy łodzie, skupione jak stado kaczek, rozbiegały się na wszystkie strony przed szeroką tratwą, która z Górnego Egiptu niosła w dół olbrzymie bryły kamienne, wyrąbane w nadbrzeżnych kopalniach.

W powietrzu, jak ucho sięgło, rozlegał się szelest przybierającej wody, krzyk spłoszonego ptactwa i wesołe śpiewy ludzkie. Nil przybiera, będzie dużo chleba!

Przez cały ten miesiąc toczyło się śledztwo w sprawie napadu na dom następcy tronu. Każdego ranka łódź z urzędnikami i milicją przybijała do jakiegoś folwarku. Odrywano ludzi od pracy, zasypywano ich podstępnymi pytaniami, bito kijem. Ku wieczorowi zaś wracały do Memfisu dwie łódki: jedna niosła urzędników, druga więźniów.

Tym sposobem wyłowiono kilkuset przestępców, z których połowa nie wiedziała o niczym, połowie zaś groziło więzienie lub kilka lat pracy w kamieniołomach. Niczego jednak nie dowiedziano się ani o przewódcach napadu, ani o owym kapłanie, który skłonił lud do rozejścia.

W księciu Ramzesie kojarzyły się niezwykle sprzeczne przymioty. Był on gwałtowny jak lew i uparty jak wół. Obok tego miał wielki rozum i głębokie poczucie sprawiedliwości.

Widząc, że śledztwo prowadzone przez urzędników nie wydaje rezultatu, książę pewnego dnia sam popłynął do Memfisu i kazał sobie otworzyć więzienie.

Było ono zbudowane na wzgórzu, otoczone wysokim murem i składało się z wielkiej liczby budynków kamiennych, ceglanych i drewnianych. Budowle te po większej części były tylko wejściami lub mieszkaniami dozorców. Więźniowie zaś mieścili się w podziemnych jaskiniach wykutych w wapiennej skale.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора

Фараон
2.1К 156