Джозеф Конрад - Nostromo стр 12.

Шрифт
Фон

– Jest po prostu niedorzecznością domagać się, aby człowiek lepiej myślał o innych, aniżeli potrafi myśleć o samym sobie.

Pani Gould zmieniła pośpiesznie przedmiot rozmowy. Dziwne pogłoski krążyły o tym angielskim lekarzu. Szeptano sobie na ucho, iż przed laty, jeszcze za czasów Guzmana Bento, był zamieszany w jakiś spisek, który skutkiem zdrady wyszedł na jaw i, jak się wyrażano, „został utopiony we krwi”. Posiwiał, a jego wygolona twarz przybrała barwę cegły. Jego flanelowa koszula w wielkie, pstre kraty i jego stary, brudny kapelusz typu panama były stałym wyzwaniem rzuconym wymaganiom towarzyskim przyjętym w Sulaco. Gdyby nie wyróżniał się niepokalaną czystością odzieży, mógłby był uchodzić za jednego z tych wykolejonych Europejczyków, którzy stanowią skazy na poważaniu kolonii niemal we wszystkich egzotycznych częściach świata. Młode dziewczęta, zdobiące gronami ładnych twarzyczek balkony domów wznoszących się wzdłuż ulicy Konstytucji, ilekroć mijał je, kulejąc, z pochyloną głową, w krótkiej, płóciennej kurtce, wdzianej niedbale na kraciastą, flanelową koszulę, powiadały do siebie: „Señor doktor idzie zapewne z wizytą do doñii Emilii, bo włożył kurtkę”. Wniosek ten był słuszny, ale głębsze jego znaczenie nie było dostępne dla ich dziewczęcych inteligencji. Zresztą nie wysilały ich wcale, myśląc o doktorze. Był stary, brzydki, uczony – i trochę loco, wariat, a może nawet czarownik, jak go podejrzewało pospólstwo. Biała kurtka była istotnie ustępstwem, jakie czynił uszlachetniającemu wpływowi pani Gould. Doktor, ze swym nawykiem do gorzkich, sceptycznych spostrzeżeń, nie miał innego sposobu okazania swego głębokiego szacunku dla charakteru kobiety znanej w kraju jako angielska señora. Składał swe hołdy nader poważnie, co nie było drobnostką przy jego usposobieniu. Pani Gould odczuwała to najzupełniej, ale nie przyszło jej nigdy na myśl, by zniewalać go do tych widocznych oznak poważania.

Jej stary hiszpański dom (jeden z najpiękniejszych w Sulaco) rozporządzał wszystkimi drobnymi urokami istnienia. Obdzielała nimi z prostotą i wdziękiem, powodowana przenikliwym wyczuciem wartości. Posiadała niezwykły dar towarzyskości, który polega na subtelnych odcieniach zapominania o sobie oraz na zdolności zrozumienia wszystkiego. Charles Gould (rodzina Gouldów, osiedlona w Costaguanie od trzech pokoleń, zawsze pielgrzymowała do Anglii po wykształcenie i po żony) wyobrażał sobie, iż zakochał się w zdrowym rozsądku dziewczyny, jak zrobiłby każdy inny mężczyzna; nie tłumaczyło to jednak całkowicie powodów, dlaczego, na przykład, całe obozowisko ekipy pomiarowej, począwszy od najmłodszego z młodzieży, a skończywszy na dojrzałym jej szefie, szukało sposobności, by możliwie najczęściej zachodzić do domu pani Gould, kiedy przebywała wśród wysokich krzesanic Sierry. Gdyby jednak ktoś jej opowiedział, jaką wdzięcznością otoczona jest jej pamięć na pograniczu śniegów powyżej Sulaco, byłaby się zaparła, jakoby cokolwiek dla nich uczyniła, uśmiechając się przy tym z lekka i otwierając szeroko zdumione, szare oczy. W ostateczności posłużyłaby się swą bystrością i znalazłaby wytłumaczenie: „To było dla tych chłopaków wielką niespodzianką, iż spotkali się z jakim takim przyjęciem. Zresztą zdaje mi się, że im tęskno za domem. Moim zdaniem, każdemu musi być nieco tęskno”.

Bolała ją zawsze tęsknota ludzka.

Urodzony, podobnie jak jego ojciec, w tym dalekim kraju, smukły i szczupły, o mocno rudych wąsach, kształtnej brodzie, jasnoniebieskich oczach, kasztanowatych włosach i pociągłej, świeżej, różowej twarzy, Charles Gould wyglądał na cudzoziemca, który niedawno przybył zza morza. Dziad jego walczył za sprawę niepodległości pod Bolivarem69 w owym słynnym legionie angielskim, któremu na pobojowisku pod Carabobo70 wielki wyzwoliciel dał zaszczytne miano zbawcy swej ojczyzny. W okresie Federacji71 jeden z stryjów Charlesa Goulda został z wyboru prezydentem prowincji Sulaco (która tworzyła podówczas stan), lecz wkrótce potem postawiono go pod ścianą kościoła i rozstrzelano z rozkazu barbarzyńskiego generała unionistów, Guzmana Bento. Był to ten sam Guzman Bento, który zostawszy później dożywotnim prezydentem, zasłynął z swej bezlitosnej i krwawej tyranii, zaś szczytu swej haniebnej chwały dostąpił w ludowym podaniu o siejącym postrach upiorze, którego zewłok porwał diabeł z ceglanego mauzoleum zbudowanego w nawie kościoła Wniebowstąpienia Panny Marii w Santa Marta. Przynajmniej w ten sposób tłumaczyli księża jego zniknięcie bosym tłumom, które napływały, by zajrzeć ze zgrozą do otworu w brzydkim ceglanym grobowcu przed wielkim ołtarzem.

Prócz stryja Charlesa Goulda potworny Guzman Bento skazał na śmierć jeszcze wiele innych osób. Wszystkie były w pewnej mierze męczennikami idei arystokratycznej, zwolennikami „oligarchów z Sulaco” (wedle frazeologii z epoki Guzmana Bento). Ci rzekomi oligarchowie zwali się obecnie blancos i wyrzekli się idei federalistycznej. Nazwa ta obejmowała rody czystej krwi hiszpańskiej. Zaliczały one Charlesa do swego grona. Z takimi tradycjami rodzinnymi niepodobna było być czystszym Costaguanerem od don Carlosa Goulda; jednak wygląd jego był tak charakterystyczny, iż pospólstwo wciąż jeszcze nazywało go Inglesem, Anglikiem z Sulaco. Wyglądał na Anglika bardziej niż świeżo przybyli młodzi inżynierowie kolejowi, nawet bardziej niż figury ze scen myśliwskich, ilustrujących „Puncha”72, który docierał do salonu jego żony w dwa miesiące po wyjściu z druku. Dziwiło to, iż mówił najzupełniej biegle po hiszpańsku (kastylijsku, jak wyrażają się krajowcy), a nawet miejscowym narzeczem indiańskim. Nie miał nigdy angielskiego akcentu. A jednak w jego przodkach, tych costaguańskich Gouldach – bojownikach o wolność, odkrywcach, plantatorach kawy, kupcach i rewolucjonistach – było coś tak niezatartego, że on, w trzecim pokoleniu jedyny ich spadkobierca, na lądzie, który posiada własny styl jazdy konnej, nawet na siodle był obrazem doskonałego Anglika. Nie jest to bynajmniej powiedziane w znaczeniu ironicznym, jak mówią llaneros – ludzie z wielkich równin – którzy mniemają, że prócz nich nie ma nikogo, kto by umiał siedzieć na koniu. Charles Gould, jeśli można się posłużyć odpowiednim, górnolotnym zwrotem, jeździł konno jak centaur. Jazda konna nie była dla niego jakimś ćwiczeniem popisowym; stanowiła wrodzoną zdolność, podobnie jak wszyscy ludzie zdrowi na duszy i na ciele mają zwyczaj chodzić na tylnych kończynach. A jednak kiedy jechał kłusem do kopalni, omijając wyboje poczynione przez wozy zaprzęgnięte w woły, w angielskim ubraniu i na cudzoziemskim siodle, wyglądał, jakby dopiero co przybył do Costaguany swym lekkim i rączym pasotrote73 z jakichś zielonych łąk rozpostartych na drugim krańcu świata.

Droga jego prowadziła zazwyczaj obok starodawnego, hiszpańskiego gościńca – Camino Real74, jak mówi pospólstwo. Jest to z istnienia i nazwy jedyna pozostałość rządów królewskich, których stary Giorgio Viola nienawidził, chociaż nawet ich cień już od dawna pierzchł z kraju.

Co prawda należałoby jeszcze wspomnieć o wielkim konnym posągu Karola IV, bielejącym na tle drzew u wylotu alamedy. Ale chłopom z okolicy i żebrakom miejskim, śpiącym na jego stopniach, był on znany tylko pod nazwą Kamiennego Konia. Kiedy drugi Carlos mijał go z szybkim tętentem kopyt po zrujnowanym bruku – don Carlos Gould – w swym angielskim ubraniu nie dostrajał się do otoczenia, ale był nierównie bardziej u siebie niż królewski jeździec, który siedząc na swym rumaku wśród uśpionych leperos, podnosił marmurowe ramię do marmurowego brzegu powiewającego piórami kapelusza.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора